Dziecko piątku
Wygląd
Dziecko piątku – dziewiąty tom cyklu Jeżycjada. Powieść autorstwa Małgorzaty Musierowicz, z ilustracjami autorki, wydana w 1993. Cytaty wg wyd. Signum, Kraków 1993.
Wypowiedzi postaci
[edytuj]Konrad Bitner
[edytuj]- Jak człowiek sobie tak poleży… to mu lżej.
- Źródło: s. 167
- Jestem dobry w tak wielu dziedzinach, że sam sobie się dziwię.
- Źródło: s. 18
- Tak naprawdę to ja nie piję i nie palę. To, co widzisz, nazwałbym widomymi przejawami mojej frustracji i buntu – zaledwie.
- Źródło: s. 166
- Zobacz też: bunt, frustracja
- To jest zawsze aktualna, najbardziej prorocza ze wszystkich polskich sztuk.
- Opis: o Weselu Stanisława Wyspiańskiego.
- Źródło: s. 40
Gabriela Stryba
[edytuj] Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Gabriela Stryba.
- Szczęście jest chyba czymś takim, jak okulary pana Hilarego.
- Źródło: s. 102
- Wszystkie inne matki spokojnie czekają na powrót dzieci, ufając, że instynkt samozachowawczy powstrzyma je przed wpychaniem się pod tramwaje oraz ciężarówki.
Bronisław Jankowiak
[edytuj]- Jak pani tak ciągle mdleje, to murowane, że będzie chłopiec!
- Źródło: s. 144
- Zobacz też: ciąża
- Każda matka jest dobra!
- Źródło: s. 77
- Zobacz też: matka
Aurelia Jedwabińska
[edytuj] Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Aurelia Jedwabińska.
- Nie umiem sobie z tym poradzić (…). Ze śmiercią. Z tym, że naprawdę wszyscy musimy umrzeć.
- Źródło: s. 96
- Zobacz też: śmierć
Marta Jedwabińska
[edytuj]- (…) człowiek jest potrzebny innym ludziom, a ci inni są jemu potrzebni.(…) jak się człowiek odgradza od innych – to tak, jakby zniknął. A im więcej ze siebie rozda – tym bardziej żyje.
- Źródło: s. 155
- Zobacz też: człowiek
- Jak się chce zmieniać swoje życie, to nie trzeba zmieniać tego, co jest naokoło, tylko to, co się ma w środku.
- Źródło: s. 97
- Zobacz też: życie
- Jak to, jakie mam prawo! – prawo matki mam!
- Źródło: s. 95
- Kto się boi, ten krzywo widzi.
- Źródło: s. 155
- Zobacz też: strach
- Kto się urodził, musi umrzeć.(…) Różne nam Pan Bóg daje zadania w życiu: umieranie jest też zadaniem. A że każdy ma coś do zrobienia na tym świecie i po to się rodzi, więc trzeba się posunąć, żeby dla innych też było miejsce. I tak już jest tłok. No – tak to już jest, Orelka, tak to jest. I to jest bardzo dobre, nie ma co się boczyć. Nie ma co się bać.
- Źródło: s. 96
- Najgorsza dla ciebie krzywda będzie, jak się odgrodzisz od innych.
- Źródło: s. 155
- Najlepiej jest człowiekowi wtedy, kiedy nie myśli o sobie.
- Źródło: s. 97
- Nie ten jest bogaty, kto dużo ma, tylko ten, kto dużo daje.
- Źródło: s. 155
- Zobacz też: bogactwo
- Wszyscy mamy taki los: wciąż trzeba kogoś żegnać. Tak już jest.
- Źródło: s. 154
- Zobacz też: pożegnanie
Eugeniusz Jedwabiński
[edytuj]- (…) nie każda matka jest dobra! (…) Moja matka do dziś mnie nie rozumie, proszę pana, neguje każdą moją decyzję, proszę pana, powiem panu więcej – ona mnie za wszystko potępia!
- Źródło: s. 77
- Pojedziesz do… do… do mnie. Do… do nas. Do, hm, do domu.
- Źródło: s. 8
- Przecież nikt nie może przewidzieć, kiedy się żeni, że to się skończy tragedią.
- Źródło: s. 77
- Zobacz też: małżeństwo, tragedia
Janina Ogorzałka
[edytuj] Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Janina Ogorzałka.
- Dziadek mi pomaga ze wszystkich sił. Jest taki szczęśliwy, że może być potrzebny! Już nawet zapomniał, że jest chory. I dzięki temu naprawdę czuje się lepiej!
- Źródło: s. 101
- Przypomina mi się (…) taka opowiastka o kobiecie, która znalazła czterolistną koniczynkę. Zawołała swego męża i dzieci, i przyjaciół, wszyscy siedzieli razem całą noc, pełni nadziei i nasłuchiwali, kiedy nadejdzie szczęście. Ale nic się nie działo, tylko drzewa szumiały, dziecko się śmiało, świecił księżyc. Rano rozeszli się zawiedzeni, że szczęście nie przyszło.
- Źródło: s. 102
- Zobacz też: szczęście
Inne postacie
[edytuj]- Mężczyźni to już żadnej delikatności nie mają, jak mamę kocham.
- Postać: pani Klimasowa
- Źródło: s. 35
- Zobacz też: mężczyzna
- To musi być trudne – chodzić z dzieckiem w brzuchu, i to w taki deszcz (…).
- Postać: Laura Pyziak (Tygrysek)
- Źródło: s. 106
- Za pozwoleniem, zamknij dziób.
- Opis: Róża Pyziak (Pyza)
- Opis: do Laury.
- Źródło: s. 161
Dialogi
[edytuj]- – Co ci się stało w nogę, Arturek? – spytała babcia troskliwie.
– Koń mnie kopnął – odparł dwuznacznym tonem Gburek, po czym dodał: – A właściwie był to osioł.
– Phi! – powiedział zwycięsko Konrad (…).
– Arturek, a co ci się stało w nos, krew ci leci? – dopytywała się babcia.
– Zderzyłem się – wyjaśnił burkliwie Artur. – Z głową kapuścianą. A raczej – z głąbem.- Źródło: s. 125, 126
- – Czy musisz używać perfum swoich ciotek?
– Nie muszę – przyznała Laura. – Ale lubię – dodała.- Źródło: s. 122
- Zobacz też: perfumy
- – Dlaczego wciąż powtarzasz: moja ciocia?! – zirytowała się nagle Pyza. – Ciocie są też moje, że nie wspomnę o mamusi!
– Powiem jej, że nie chciałaś o niej wspomnieć – obiecała Laura kątem ust.- Źródło: s. 140.
- – Dzieci pachną najpiękniej na świecie.
– Czym pachną?
– Dzieckiem!- Źródło: s. 122
- – Ja kłamię?! – zdumienie Laury nie miało granic. – Ja nigdy nie kłamię, mamusiu! Nigdy!
– Nigdy? – powtórzyła Gabrysia, czując jak zimny dreszcz przebiega jej po krzyżu. Spojrzała prosto w oczy swego dziecka. Były niewinne i czyste jak leśne jeziorka. O kolorze stali.
– Ja tylko (…) przemieniam świat. Mówię inaczej, niż jest. To takie zabawne – takie śmieszne! To jest jak czary. Bardzo lubię opowieści i układanie słów.- Źródło: s. 121
- Zobacz też: kłamstwo
- – Jeden profesor – rzekł poufnie pan Jankowiak – mówił mi tu kiedyś, że w pierwszych klasach specjalnie przykręcają śrubę i stawiają dzieciakom tróje, żeby im się w głowach nie poprzewracało.
– Nie moja rzecz, panie Bronku, ale to chyba głupi pomysł. Każdy lubi dostać dobrą zapłatę za dobrą robotę. Dzieciak tak samo.- Źródło: s. 34
- Zobacz też: szkoła
- – Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku.
– Jest to prawda, Aurelio, i do tego powszechnie znana. Zdaje się, że jeszcze od czasów Konfucjusza.
– Nie śmiej się, ja sama to dziś odkryłam. Znalazłam drogę do mojego ojca, a Kreska znalazła drogę do mnie.- Źródło: s. 173, 174
- Zobacz też: droga, Konfucjusz, krok
- – On jest urodzony w niedzielę! – krzyknął ojciec, a pani Monika się rozgniewała, nie lubiła, gdy ktoś krytykował jej syna.
– Za to twoja córka – odpaliła bez namysłu – jest na pewno urodzona w piątek, nawet minę ma jak postny śledź!- Źródło: s. 52
- Zobacz też: niedziela
- – (…) po mszy zobaczyłem, jak te dwie panny zaczepiają ludzi, wychodzących z kościoła. Wszystkim mówiły, że są z radia „S”, i pytały, co to jest cudzołóstwo.
– Och – powiedziała Gabrysia bardzo słabo.
– I kto jest za, a kto przeciw. Nagrywały odpowiedzi na magnetofon (…). Myślę, że powinna pani tego posłuchać. Ale nie to jest najgorsze.
– Nie? – jęknęła Gabrysia.
– Nie to. One mi uciekły przez dwie jezdnie koło kościoła, i to na czerwonym świetle, w pełnym ruchu! Wyciągnąłem je w ostatniej chwili spod autobusu!- Źródło: s. 85
- – Postanowiliśmy, że pobierzemy się jeszcze tego lata – oświadczył nagle Baltona (…). – Ja wiem, że ojciec Patrycji jest przeciwny pośpiechowi, ale czekaliśmy już tak długo… (…) Przecież Patrycja tak pięknie zaliczyła pierwszy rok (…)! Chyba już to widać, że miłość nie musi przeszkadzać w zdobyciu wykształcenia (…).
– Bardzo, bardzo się cieszę – powiedziała Gabrysia, obserwując z pewnym przestrachem całe obłoczki jasnych plam, które zaczęły jej przesłaniać rzeczywistość. – Być może zaraz zemdleję – uprzedziła rzeczowo.
– E, nie przesadzaj – pocieszyła ją Pulpa. – Więc ustaliliśmy, że po ślubie zamieszkamy – na razie – na zapleczu kwiaciarni, a potem kupimy sobie jakąś miłą kawalerkę…
– Wolałabym usiąść – stwierdziła Gabriela i spróbowała dostać się na wiklinowy fotel, przebywając chwiejną, daleką przestrzeń pomiędzy drzwiami a środkiem pokoju. Podłoga uginała się wyraźnie pod jej stopami, jakby była z jakiejś elastycznej, obrzydliwej błony. Gabrysię chwyciły nudności.
– O rany! – zerwał się Baltona. – Ona naprawdę!…
– Myślę – wyszeptała Gabrysia – że naprawdę.
I zemdlała.- Źródło: s. 137
- Ryknęło radio. To Laura włączyła znów koncert muzyki flamenco i znów jęła drobić pogodnie na krześle. Grzegorz wstał i wyłączył aparat.
– No, co ty robisz?! – wściekła się Laura i rzuciła mu w twarz straszliwą obelgę: – Jesteś macochem!
A wtedy stało się coś niesłychanego. Pyza podeszła do Grzegorza, stanęła twardo u jego boku, wzięła go za rękę i oparła się policzkiem o jego ramię.
– On nie jest macochem – powiedziała. – Za pozwoleniem, odszczekaj to i wypluj.
A Laura splunęła soczyście i mruknęła ze skruchą:
– Przepraszam… Grzesiu.- Źródło: s. 115, 116
- – Wiesz, co nagrodzono w konkursie na najpiękniejsze słowa miłości?
– Nie mam pojęcia.
– Jedna uczestniczka przysłała zdanie, jakie jej mąż powiedział o czwartej nad ranem: „Pośpij sobie, ja wstanę i je nakarmię”.
Kreska wybuchnęła śmiechem.
- – Zemdlałam po raz pierwszy w życiu! – mruknęła z niezadowoleniem. – Przy tamtych nie mdlałam.
Grzegorz nagle odsunął się, by spojrzeć jej w twarz.
– Co mówisz?
Niespodziewanie Gabrysia zaczęła się śmiać – najpierw cicho, potem coraz głośniej, bo od śmiechu zawsze przybywało jej sił.
– Oj, Grzesiu… – śmiała się. – Ojej… – i pocałowała go w to mądre czoło. – Ja ci to chciałam inaczej oznajmić, wiesz? Przy świecach. Ale mnie zawsze wszystko wychodzi tak beznadziejnie prozaicznie… – wybuchnęła śmiechem na nowo, a Grzegorz objął jej twarz obiema dłońmi i też się zaśmiał, patrząc jej w oczy.
– Gabrysiu, ale co oznajmić, co oznajmić? – spytał, wciąż się śmiejąc.
Gabriela objęła go za szyję, znów pocałowała.
– Że będziemy mieli DZIECKO!!! – wymamrotała mu w policzek i wcale nie musiała patrzeć na jego twarz, żeby wiedzieć, jak bardzo się ucieszył: ramiona wokół niej zacisnęły się mocno i ostrożnie zarazem, a ciepły oddech, łaskoczący ją w ucho, przyspieszył: Grzegorz śmiał się – cicho, długo i szczęśliwie.- Źródło: s. 86, 87
Cytaty z narracji
[edytuj]- Aurelia była od niego [Konrada] wyższa o kilka centymetrów. Ale to nic. Napoleon też był niezbyt wysoki, zresztą – nie od niego zależało, czy rośnie, czy nie. To, co zależało od niego, Konrad, podobnie jak Napoleon, miał opanowane do perfekcji.
- Źródło: s. 15
- Zobacz też: Napoleon Bonaparte
- Aurelia nabrała powietrza, żeby odpowiedzieć, że o niczym innym nie marzy – ale nic nie powiedziała, dotknęła tylko ręki babci i spojrzała jej w oczy.
- Opis: babcia zaproponowała Aurelii, by ta została u niej na wakacje.
- Źródło: s. 49
- Był taki ładny i staranny. Włosy spadały mu z wypukłego czoła, jak ciemny trójkąt atlasu. Miał podłużne oczy koloru czekolady i wyglądał jak małe książątko. Mówił – nie, raczej: przemawiał – z pełnym wyższości rozbawieniem, z lekko ironicznym przekąsem, a jednak ani przez chwilę nie był przykry. Może z powodu tej swojej ujmującej uprzejmości.
Miły był.- Opis: charakterystyka Konrada Bitnera.
- Źródło: s. 16
- Chłopak niby grzeczny, ułożony, miły – ale kto go tam wie. Tyle się teraz słyszy o kradzieżach i napadach, czysta zgroza. Dożył człowiek czasów, kiedy w Polsce grasują bandyci i nawet dzieciaki z porządnych domów biorą się za złodziejską robotę.
- Źródło: s. 11
- Gabrysia (…) z wielką uwagą obejrzała ich świadectwa, zastanawiając się, jak to możliwe, by istoty tak różne jak Pyza i Tygrysek miały do tego stopnia identyczne oceny: celujące od góry do dołu. Ta monotonia i jednolitość dawały jej sporo do myślenia na temat niedostatecznej rozpiętości skali ocen: prawdę mówiąc, żeby w pełni ocenić Tygryska, trzeba by użyć całej palety stopni, mniej więcej około trzydziestu.
- Źródło: s. 23
- Konrad czuł niechęć wobec aktywnych czterdziestolatków z drogimi samochodami. Jeden z takich facetów zabrał mu – bądź co bądź – matkę. Zresztą, świat ostatnio zdawał się zapełniony takim gatunkiem mężczyzn. Prawdziwych inteligentów oraz ludzi twórczych, oddanych całym sercem Sztuce, po prostu jakby wyssało z otoczenia.
- Źródło: s. 31
- Zobacz też: inteligent, mężczyzna
- Konrad (…) uważał, że różowe blondynki są trywialne w kolorycie.
- Źródło: s. 24
- Zobacz też: blondynka
- Linia horyzontu zwykle bywa zamglona. Może człowiek idący w życie też powinien mieć nieostry horyzont. Lepiej nie widzieć zbyt wyraźnie tego, co się pozostawia, i tego, co czeka na drodze.
- Źródło: s. 53
- Zobacz też: horyzont
- (…) nie wszyscy dorośli są dorosłymi naprawdę. Najczęściej są to po prostu dzieci, przeniesione w czasie o pewien odcinek.
Co zrobić, żeby stać się człowiekiem dorosłym, dojrzałym, odpowiedzialnym?
Nie wiadomo. Tajemnica.- Źródło: s. 156
- Zobacz też: dorosłość
- Niedziela rozciągała się przed nim jak pusta biała płaszczyzna, przechodząca mgliście w równie mglistą dal lipca.
- Źródło: s. 69
- Od razu człowiekowi lżej się oddycha.
- Opis: o zakończeniu roku szkolnego.
- Źródło: s. 5
- Od samego rana (…) Gabrysię okropnie mdliło. Grzegorz, wylazłszy z łóżka w piżamie i boso, udał się biegiem do kuchni po kwaszonego ogóreczka i koperek. Kwaszone ogóreczki były tym, co ostatnio jadała (…) od rana do wieczora, natomiast zapach koperku służył jej do odpędzania mdłości. Widywano ją, jak sprzątała, prała, a zwłaszcza – gotowała z nosem wtulonym w solidny ciemnozielony bukiecik o piórkowatych listkach. Również momenty towarzyskiej konwersacji z twarzą zanurzoną w koperku nie należały ostatnio do rzadkości.
- Źródło: s. 159
- Pan woźny (śmieszny i nawet miły z tymi żółtawymi policzkami i jasnym spojrzeniem) niechcący sprawił jej przykrość, ale skąd miał, biedak, wiedzieć. Przecież nie jest przezroczysta. Nie widać z wierzchu, co ją boli, o czym myśli, nad czym cierpi. Ani – za czym tęskni.
- Źródło: s. 10
- Zobacz też: uczucia
- Poczciwa Pyza miała w oczach tyle figlarnych iskierek, że podejrzewał zawsze, iż ona z niego cichcem kpi. Co do Tygryska natomiast… jej twarzyczka elfa, o lekko skośnych oczach i subtelnych rysach, wyrażała po prostu niezawoalowaną, chłodną ironię.
- Opis: dzieci Gabrieli w oczach Grzegorza.
- Źródło: s. 60
- Pomyślał [Konrad], że kiedy już będzie zawodowym reżyserem, właścicielem teatru (bo takie właśnie miał życiowe plany), spróbuje też nakręcić film całkowicie pozbawiony dialogów, z akcją pełną niesłychanego napięcia, zawartego wyłącznie w tych niezauważalnych impulsach.
- (…) przecież żaden człowiek nie może być tak całkiem do niczego. Nikt nie ma tylko złej woli. Przecież nawet kiedy człowiek postępuje źle – jeszcze szuka w tym, co robi, jakiegoś dobra. Człowiek jest taki słaby. Ginie bez pomocy drugiego. To dlatego wciąż i wciąż ktoś naokoło woła o ratunek.
- Źródło: s. 113
- (…) Pyza i Tygrysek zaczęły się kłócić, kto ma więcej i dlaczego to jest niesprawiedliwe. Używały przy tym epitetów dość niewyszukanych, więc Gabrysia, która jeszcze nie ochłonęła po przykrej kłótni polityków w telewizorze, oświadczyła stanowczo, że spory i dyskusje też można prowadzić w sposób kulturalny, na przykład, zaczynając każdą kwestię od uprzejmego zwrotu: „Przepraszam bardzo, jestem innego zdania”, lub też po prostu: „Za pozwoleniem”.
– Za pozwoleniem, mnie się to średnio podoba – odparowała natychmiast Laura (…).- Źródło: s. 99
- Zobacz też: dyskusja
- Spodziewając się najgorszego, wszedł do kuchni – i, można powiedzieć, nie doznał zawodu. Pyza i Tygrysek wypełniały sobą całe pomieszczenie, które zalane było strugami pienistej cieczy. Pyza miotała się pomiędzy kuchenką gazową, na której kipiała owa cuchnąca potrawa, a zlewem, z którego – po stosie kubków i talerzy, przechylającym się niebezpiecznie w bok – buchały potoki gorącej wody zmieszanej z płynem Kop (na który Grzegorz nabrał się osobiście, miast poprzestać na starym, wypróbowanym Ludwiku). Laura, stojąc na zasypanym mąką krześle, waliła kopystką w pokrywkę i wznosiła okrzyki po łacinie.
W pierwszym odruchu Grzegorz chciał się dyskretnie wycofać, zamknąć za sobą dwie pary drzwi i udać, że nic nie widział.- Źródło: s. 114, 115
- Strzałka słońca przeszyła witraż, posadzkę pocięły kolorowe romby, a na dłoni Aurelii usiadła ciepła plamka w kolorze kurczątka.
- (…) śmiał się [Grzegorz] sam do siebie jak wiejski głupek.
- Źródło: s. 160
- Takie czasy. Rodzice zalatani, każdy się uwija za groszem, jak może, a dzieci wychować nie ma komu.
- Źródło: s. 6
- Zobacz też: rodzice, wychowanie
- (…) to zadziwiające: Konrad wcale nie ma uczucia, że poniósł porażkę. Przeciwnie – cieszył się ze spełnienia swej misji. Co za miły, śmieszny, utalentowany i niezwykły chłopiec.
- Źródło: s. 44
- Zobacz też: porażka
- (…) u babci nie było czym się przejmować – wszystko było naturalne, ludzkie, traktowane szorstko i serdecznie zarazem.
- Źródło: s. 70
- (…) wyjął [Konrad] ze skrytki pod materacem swego łóżka paczkę papierosów Gitanes oraz zapalniczkę. Nie przepadał specjalnie za paleniem, a już z całą pewnością nie był typem nałogowca; traktował rzecz całą jako magiczny rytuał oraz, poniekąd, wyraz buntu. Poza tym, koledzy w szkole lekceważyli go, gdy kasłał przy paleniu. Podejrzewał, że w liceum będzie pod tym względem jeszcze gorzej. Krzywiąc się, zapalił, legł na wznak na zaścielonym łóżku i założywszy nogę na nogę, przez chwilę trenował puszczanie kółek z dymu, obserwując, jak ulatują pod sufit, w kierunku otwartego okna. Naturalnie, nie zaciągał się, nie ma głupich. Nie było mu spieszno do raka płuc.
- Źródło: s. 68, 69
- Zobacz też: papieros
- Z drobnych napomknień Natalii wynikało, że jeśli ktoś się nie ożenił do trzydziestego roku życia, to wcale nie oznacza, że coś z nim jest nie tak, tylko że po prostu pilnie studiował, uczestniczył w międzynarodowych regatach i rejsach, toteż nie miał czasu myśleć o zakładaniu rodziny.
- Źródło: s. 83
- (…) z najbliższymi jest zawsze najtrudniej.
- Źródło: s. 171
- Zamiana życia wdowca na życie małżeńskie okazała się mało kłopotliwa: wystarczyło przenieść komputer z jednego mieszkania do drugiego i przewieźć maluchem kilka kartonów książek plus walizkę z odzieżą. I już.
- Opis: o Grzegorzu Strybie.
- Źródło: s. 60
- Zasadniczo uważał się [Konrad] za człowieka oschłego i niezbyt skłonnego do gwałtownych uczuć. Lubił o sobie myśleć per „my, intelektualiści i twórcy Piękna” – resztę świata traktując z pobłażliwą wyższością i dawno już postanowił, że przejdzie przez życie jako samotny artysta o chłodnym sercu i chłodnej głowie, niepodległy i niezdobyty wielbiciel pięknych kobiet.
- Źródło: s. 69
- Zatrzymał wzrok na tym ohydnym aerozolowym napisie, wysmarowanym przez któregoś młodego wandala na drzwiach i tynku wokół nich: „BOŻE, ZATRZYMAJ ŚWIAT, JA WYSIADAM!” – o, ludzie, czy na tych paskudów nie ma już żadnej rady? Ilekroć woźny patrzał na ten napis, tylekroć czuł, że przenigdy już nie zrozumie tego świata, w którym przyjdzie mu umierać.
- Źródło: s. 13