Przejdź do zawartości

Komitet Obrony Robotników

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
(Przekierowano z KOR)

Komitet Obrony Robotników – organizacja opozycji demokratycznej w PRL, powstała we wrześniu 1976 r. w reakcji na wydarzenia w Radomiu i Ursusie.

  • 21 września w Warszawie powstał Komitet Obrony Robotników, który postawił sobie zadanie niesienia pomocy finansowej, prawnej i lekarskiej robotnikom – ofiarom represji po 25 czerwca 1976 roku. Komitet wyrósł z kilkunastu grup ruchu studentów i inteligencji, ale w krótkim czasie skupiło się wokół niego wiele tysięcy osób, które zbierają i ofiarują pieniądze, gromadzą informacje, przepisują i rozpowszechniają komunikaty oraz inne materiały Komitetu. Działalność ruchu społecznego, który powstał wokół Komitetu Obrony Robotników, ujawniła rozmiary i formy terroru stosowanego przez władze przeciw ruchowi strajkowemu, poruszając opinię publiczną w kraju i za granicą zmusiła władze do jego powstrzymania.
  • Byli wśród nas ludzie różnych pokoleń, tradycji, orientacji ideowych. Łączyła nas troska o wszystkich skrzywdzonych i bitych. Pragnęliśmy dawać temu świadectwo – bez względu na zagrożenie osobiste, bez względu na polityczną taktykę, bez względu na to, kim jest prześladowany. Kierowaliśmy się przekonaniem, że przestrzeganie praw człowieka i obywatela jest warunkiem pokoju między ludźmi i narodami; przekonaniem, że nie może być sprawiedliwej Europy bez niepodległej Polski na jej mapie. Służyliśmy sprawie wolności Polski i wolności Polaków w Polsce, tak jak mogliśmy i umieliśmy, jak dyktowało nam sumienie i obywatelskie rozeznanie sytuacji. Mieliśmy przed oczyma ideał Polski, która szczyciła się niegdyś tolerancją i wolnością; Polski, która umiała być wspólną ojczyzną (…). Nie do nas należy ocena naszej pracy. My chcielibyśmy, aby stanowiła ona wkład do wielkiego narodowego dzieła: tworzenia niepodległej, sprawiedliwej, demokratycznej Polski.
    • Autor: Edward Lipiński
    • Źródło: Jan Skórzyński, Siła bezsilnych. Historia Komitetu Obrony Robotników, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2012.
  • Chcecie, żeby przyjaciele oskarżali swoich przyjaciół. To jest niemoralne. Nie chcę w tym uczestniczyć. A od siebie powiem, co mnie pociągnęło do KOR-u. Ci ludzie jawnie stanęli w obronie krzywdzonych. Taką działalność uważałem za wykonywanie zaleceń Jezusa Chrystusa. I przyłączyłem się.
  • Dziwne mogło się wydać, że potężna „klasa robotnicza” wymaga obrony ze strony kilkunastu inteligentów. Ale tak jednak było. W czerwcu 1976 nie powstały choćby słabe zalążki samoorganizacji zbuntowanych robotników. I zresztą „podopieczni” KOR-u, z nielicznymi wyjątkami, nie okazywali się materiałem na działaczy społecznych. Dopiero później, w czasie KSS „KOR”, zaczęły powstawać grupy robotnicze
  • Idea KOR-u polegała nie tylko na próbie instytucjonalizacji opozycji, i nie tylko na ostentacyjnej jawności, ale również, a może przede wszystkim, na mocnym położeniu akcentu na motywacji moralnej  –  i przewadze działania socjalnego nad politycznym. Opieka nad więzionymi, ich rodzinami, nad pozbawionymi pracy itd. była takim właśnie działaniem, mogącym skupiać ludzi o wyraźnych wyborach politycznych  –  i takich, którzy powodują się wyłącznie motywacją moralną i potrzebą wyrażenia jej w konkretnym działaniu. Była to strategia stworzenia szerokiego frontu, którego podstawą są opcje raczej moralno-socjalne, niż sensu stricte polityczne, choć w generaliach najbardziej ogólnych (niepodległość i demokracja) i pod tym względem panowała jednomyślność.
  • Jacek Kuroń zaczął zachodnim dziennikarzom przekazywać informacje: tu pobili, tam pobili, tego wsadzili, tamtego zatrzymali. Robił to jawnie, pod swoim nazwiskiem. Przebił się, bo był wyrazisty. (…) Więc ten numer [telefonu Jacka Kuronia] stał się skrzynką kontaktową, stale musiał ktoś siedzieć u Jacka i prowadzić dziennik pokładowy: „Dzwonił Kowalski, że zrobili mu rewizję”. „Dzwoniła żona Malinowskiego, że go zatrzymali”. (…) Zachodni dziennikarze zaczęli pisać o Jacku „rzecznik KOR”. Innych to trochę denerwowało. (…) że ktoś wychodzi na czoło. Antek był na to zły. (…) To było wyjaśniane. KOR starał się zachować kolegialność i tego pilnowano. Ktoś powiedział: „Podali za granicą, że szef KOR Jacek Kuroń mówi to i to, a przecież nie mamy szefa”.
  • KOR to było to samo co Bund w czasach mojej młodości. Dla mnie to była ciągłość, te same wartości: braterstwo, sprawiedliwość społeczna, nienawiść do dyktatury. Ideały Bundu przejął KOR i następnie przekazał je „Solidarności”.
  • Można zadać pytanie, czy KOR przyniósł Polsce więcej szkód, czy korzyści? Czy ci postkomuniści, którzy włączyli się wówczas w inicjatywy środowisk niepodległościowych, nie użyli zdobytego dzięki współdziałaniu z nami kapitału do działania na szkodę Polski? Tak oceniam działania Jacka Kuronia czy Adama Michnika, których symbolem jest nazwanie Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka ludźmi honoru i nawoływanie dzisiaj przez ludzi tej formacji do rezygnacji z niepodległości.
  • Od początku był problem: jajko czy kura. (…) Bo pierwsi byli Macierewicz z Naimskim, nazwę wymyślili, pieniądze dla robotników zaczęli zbierać harcerze z Czarnej Jedynki, a poparli to Jan Józef Lipski i Kuroń, potem wszyscy napisali deklarację założycielską. Michnik wyjechał na stypendium do Paryża i rozreklamował KOR na Zachodzie, Smolary mu pomagały, bez tego rozgłosu władza by nas czapkami nakryła. Każdy miał zasługi. Ale w powszechnym odbiorze KOR to Kuroń z Michnikiem, bo jedna grupa sobie wszystkie zasługi zawłaszczyła.
  • Różowe hieny z KOR, żerujące na robotnikach, Kościele i ojczyźnie, miały jeden cel – dorwać się na naszych plecach do władzy.
    • Autor: Zygmunt Wrzodak, podczas obchodów 20-lecia czerwca 1976 w Ursusie
    • Źródło: „Gazeta Wyborcza”, 28 czerwca 1996
  • W 1977 roku wywalili mnie z fabryki półprzewodników Tewa. Prosto z tego wywalenia poszedłem na głodówkę do kościoła św. Marcina, którą planowaliśmy od dłuższego czasu. (…) żeby zmusić władze do uwolnienia ostatnich robotników aresztowanych w Ursusie i Radomiu. Tuż przed głodówką wsadzili Macierewicza, Michnika, Kuronia i innych korowców, więc głodowaliśmy także w ich obronie. Cała grupa brała w tym udział, m.in. Joasia Szczęsna, Bohdan Cywiński, Basia Toruńczyk, Staszek Barańczak. Pamiętam, że drugiego dnia dołączyli do głodówki Kazik Świtoń i Ozjasz Szechter, ojciec Adama Michnika.
  • Zestawienie Kościoła z tymi panami jest uwłaczające dla Kościoła; dysproporcja intencji jest szokująca (…). My toczymy z władzą spory z innej pozycji, nas interesują problemy moralne, mamy świadomość swego miejsca w narodzie, jesteśmy jego synami; (…) odrzucamy niepoważne formy akcji politycznej, takie jak głodówka w kościele św. Krzyża czy uprzednio w kościele św. Marcina. Notabene, gdybym miał im radzić, tobym powiedział: Usadźcie się w Domu Partii, to adres właściwy, a nie kościół.