Irena Opdyke

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Irena Opdyke, z domu Gut (1918–2003) – Polka, ukrywała 12 Żydów w czasie II wojny światowej, w 1982 odznaczona medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” przez Jad Waszem z Izraela.

  • 1 września rozpętała się nawałnica, ale nie taka, jakiej wszyscy pragnęliśmy. Szłam właśnie do szpitala, przecinałam pusty plac, gdy usłyszałam monotonny narastający dźwięk. Spojrzałam w górę, przytrzymując czepek ze znakiem Czerwonego Krzyża. Zanim cokolwiek zobaczyłam, usłyszałam odgłos wybuchów, a potem już pojawiły się samoloty – niebo było od nich aż czarne. Niemieckie bombowce nadlatywały w szyku bojowym, w równych szeregach tuż nad nami. Zatkałam uszy, aby nie ogłuchnąć od strasznego hałasu, i czułam, jak ziemia pod stopami drży od rozrywających się pocisków.
  • Atmosfera stałego zagrożenia, w jakiej żyliśmy, zrobiła z nas innych ludzi. Żyliśmy w lesie, zmysły nam się wyostrzyły jak zwierzętom. Gryzący dym ognisk, widok błękitnego dzwonka kwitnącego na polanie, nagły trzepot skrzydeł ptaka przelatującego nad ścieżką, słowa patriotycznych pieśni na ustach przyjaciół – tak mocne były to dla nas przeżycia, że potrafiliśmy nagle rozpłakać się z emocji. Byliśmy bardzo młodzi. Walczyliśmy za ojczyznę. Byliśmy zakochani.
  • Bóg obdarował mnie wolną wolą, moim największym skarbem. Teraz dopiero mogę to powiedzieć. Dopiero teraz to rozumiem. Wojna była jednym wielkim pasmem wyborów, jakich ludzie dokonywali. Niektóre z nich były dla ludzkości straszne i haniebne jak jeszcze nigdy dotąd w historii. Niektórzy z nas wybierali coś innego. Ja uczyniłam swój wybór.
  • Dla wszystkich z nas rozpoczął się nowy rozdział życia. Mężczyźni zajęli się budowaniem systemu ostrzegawczego. W podłodze przy głównym wejściu zainstalowali przycisk pod dywanem. Stamtąd poprowadzili przewód do oświetlenia w piwnicy, które zaczynało mrugać, gdy nastąpiłam nogą na przycisk. (…) Kiedy szłam sprawdzić, kto dzwoni, miałam aż nadto czasu, by ostrzec ludzi w piwnicy.
  • Hitler chciał wymordować wszystkich żydów, a potem to samo zrobić z moimi rodakami. Może gdzieś w sercu dawno to wiedziałam, ale sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać, póki ta straszna prawda w pełni do mnie nie dotarła. Dla moich przyjaciół nie było żadnej nadziei, póki pozostawali w rękach hitlerowców. Żadnej, najmniejszej nadziei. Łzy zaczęły napływać mi do oczu i zdawało mi się, że twarze moich przyjaciół przesuwają się przed moimi oczami – Ida, Leizer, Fanka i inni. Byli skazani. Mieli przed sobą niecały miesiąc życia. W drodze do kuchni prawie zasłabłam i cały stos talerzy znalazł się na podłodze.
  • Hitler rozprawi się z Żydami, getto za gettem, a potem weźmie się do reszty Polaków.
  • Irena Opdyke: Jestem gospodynią majora Rügemera i przyszłam posprzątać jego pokoje. Znajduje się pan w jego łazience. Czy mogę pana przeprosić?
    Niemiec z SS: Naturalnie, Fräulein.
    Wyglądał na porządnie zmieszanego, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Chyba nie spodziewał się, że jacyś Żydzi ukrywają się w łazience majora. Gdyby rozejrzał się dokoła, dostrzegłby kratę w ścianie. I tuż za nią zobaczyłby cień Idy Haller siedzącej ze skrzyżowanymi nogami.
    Zamknęłam drzwi na klucz i z trudem zaczerpnęłam oddechu.
    Ida Haller: Irene - szepnęła Ida. - Musisz nas zostawić. To zbyt niebezpieczne dla ciebie.
    Irena Opdyke: Nie! Czekajcie. Nie wychodźcie, póki nie powiem wam, że esesmani poszli. Nic nie róbcie do mojego powrotu!
    • Źródło: Irena Gut Opdyke, Ratowałam od zagłady. Wspomnienia, wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2021, ISBN 9788366555556, s. 190
  • Na 6 marca 1944 roku wyznaczono dzień wycofania się niemieckich służb z Tarnopola, zostawiono jedynie oddziały osłaniające tyły przed nadciągającą Armią Czerwoną. Wszystkie, identycznie zakutane szalami i chustkami od stóp do głów jak chłopki, dołączyłyśmy do kolumny wozów i ciężarówek uciekających na zachód – do Lwowa, Drohobycza, Przemyśla, dokądkolwiek, gdzie jeszcze nie dotarli Rosjanie.
  • Nagle usłyszałam serie z karabinu, która przerwała spokój panujący w sali balowej. Trzymając w ręce noże, pobiegłam do okna, żeby zobaczyć, co się dzieje. Widok przede mną przywiódł na myśl wielkie rozwalone nagle mrowisko. Mężczyźni, kobiety i dzieci bezładnie biegali po ulicach. Esesmani wylewali się z ciężarówek i strzelali do uciekających Żydów. Ciała walały się w brudnej śniegowej brei. Przez szybę słyszałam słabe krzyki i wściekłe szczekanie psów. Śnieg pociemniał od krwi.
  • Naszymi wrogami byli wrogowie Polski – Niemcy i Sowieci. Wszystko, co robiliśmy, miało na celu skłócenie ich i wyprowadzenie z kraju. W miarę wycofywania się Niemców opuszczone tereny zajmowane były przez Rosjan, ich napaści na wsie budziły postrach. Opowiadano okropne historie, snuto domysły. Krążyły plotki, że niemieccy oficerowie, szczególnie esesmani, rozpoczęli dezercję, zrzucając mundury jak węże, które zmieniają skórę.
  • Niemcy coraz bardziej potrzebowali polskiej siły roboczej w obliczu nasilających się walk z aliantami w Afryce i Rosjanami na froncie wschodnim. Co dzień dowiadywałyśmy się, że jakiś nasz znajomy lub sąsiad nie wrócił, bo wymknął się z łapanki. Żołnierze w Generalnej Guberni przeczesywali ulice w poszukiwaniu robotników, zarówno mężczyzn, jak i kobiet w wieku od siedemnastu do czterdziestu lat, i gdzieś ich wywozili.
  • Odtąd codziennie, gdy tylko nadarzyła się okazja, wymykałam się i zostawiałam jedzenie pod płotem. Wiedziałam, że to zaledwie kropla w morzu potrzeb, ale nie potrafiłam nie zrobić nic.
  • Oto moja wola: postępować dobrze, mówić o tym i pamiętać. Z Bogiem.
    • Źródło: Irena Gut Opdyke, Ratowałam od zagłady. Wspomnienia, wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2021, ISBN 9788366555556, s. 284
  • Poszłam z resztkami niczyjej armii w litewski las. Wciąż było to dla mnie nierzeczywiste, jakbym grała rolę w jakiejś sztuce. To nie mogłam być ja – włażąca na pakę ciężarówki i siedząca na skrzyniach z amunicją. Prawdziwa Irena została w rodzinnym domu – ta tutaj, brudna, głodna, drżąca z zimna, nie była nią. Zobaczyłam, jak z mojego płaszcza wylazła wesz. To nie ja, przecież ja nie mogłabym mieć wszy.
  • Straciliśmy dom, piękną willę w Kozłowej Górze, nasz dobytek, pamiątki, fotografie i książki – to przepadło. Lecz nareszcie byliśmy razem. Mieliśmy ogromne szczęście.
  • Teraz spoglądam wstecz jako stara kobieta. Starą ręką osłaniam oczy od światła, spotykam się z moją przeszłością. Widzę siebie, potrafię o tym mówić. Tak, to byłam ja, młoda dziewczyna, która nie posiadała niczego, tylko wolną wolę – największy skarb, jak koralik bursztynu zaciśnięty w ręce.
  • W Częstochowie zajmowałyśmy się z dziewczęcą czułością wszystkimi chorymi i opuszczonymi zwierzętami w okolicy. Mali pacjenci – koty, psy, króliki, ptaki – trafiali do naszego domu do mamusi, która potrafiła fachowo się nimi zaopiekować. Wyleczone zwierzęta wypuszczałyśmy na wolność lub znajdywałyśmy dla nich domy.
  • Tylko muchy zlatywały się nad mokry, ciemny bruk. Jak zagubione dzieci chowałyśmy się w ociemnionych miejscach, drżąc z przerażenia na każdy dźwięk, serca waliły nam w piersiach jak szalone. Nic do siebie nie mówiłyśmy, wiedziałyśmy tylko, że musimy zobaczyć, dokąd hitlerowcy zabierają tych ludzi. Poszłyśmy za nimi, zbierając całą naszą odwagę. Lecz zanim dotarłyśmy na przedmieście, usłyszałyśmy strzały. Stanęłyśmy nieruchomo pod murem i słuchałyśmy kolejnych serii z karabinów. Trwało to długo, bardzo długo. Kiedy ucichło, poszłyśmy na stację autobusową w milczeniu.
  • Zostałam niewolnicą. Jak inaczej nazwać kogoś, kto pod strażą zmuszany jest do pracy w fabryce i nie dostaje za to żadnej zapłaty? Jedyne w tym pocieszenie, że wciąż byłam w Polsce, a nawet w Radomiu.
  • Z powodu naszego nazwiska wiele osób uważało, że jesteśmy niemieckiego pochodzenia, ale rodzice byli gorącymi polskimi patriotami. Byliśmy Polakami. Wychowano mnie tak, abym się tym szczyciła. Rodzice byli wspaniałomyślni i dobrzy dla każdego. Chore zwierzęta, sąsiedzi w nieszczęściu, zmęczeni wędrowcy – wszystkich rodzice otaczali życzliwością i opieką.