Ferdydurke

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Popiersie Witolda Gombrowicza

Ferdydurke – powieść autorstwa Witolda Gombrowicza. Cytaty za wyd. Wydawnictwa Literackiego 2007.

  • A teraz przybywajcie, gęby! Nie, nie żegnam się z wami, obce i nieznane facjaty obcych, nie znanych facetów, którzy mnie czytać będziecie, witam was, witam wdzięczne wiązanki części ciała, teraz niech się zacznie dopiero – przybądźcie i przystąpcie do mnie, rozpocznijcie swojemiętoszenie, uczyńcie mi nową gębę, bym znowu musiał uciekać przed wami w innych ludzi i pędzić, pędzić, pędzić przez całą ludzkość. Gdyż nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki. Ścigajcie mnie, jeśli chcecie. Uciekam z gębą w rękach.
  • Bez uczniów nie byłoby szkoły, a bez szkoły nie byłoby nauczycieli.
  • Bo nie ma nic gorszego od nauczycieli osobiście sympatycznych, zwłaszcza jeśli przypadkiem mają osobiste zdanie.
  • Bo nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę. A przed człowiekiem schronić się można tylko w objęcia innego człowieka. Przed pupą nie ma zaś w ogóle ucieczki – ścigajcie mnie, jeśli chcecie!
  • Ciotki moje, te liczne ćwierćmatki doczepione, przyłatane, ale szczerze kochające.
  • Cip, cip, kurka… Zasmarkany nosek… Kocham, e, e… Człowieczek, maluś, maluś, e, e, e, cip, cip, cip, cipuchna, Józio, Józio, Józiunio, Józieczek, małe małe, cip, cip, pupcia, pupcia, pcia…
  • Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego, chociażby ta dusza była kretyniczna.
  • Czy wreszcie my stwarzamy formę, czy ona nas stwarza? Wydaje się nam, że to my konstruujemy – złudzenie, w równej mierze jesteśmy konstruowani przez konstrukcję.
  • Dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? (…) Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!
  • Drobne realia życiowe was gubią. Jesteście jak człowiek, który wyzwał smoka do walki, lecz którego mały pokojowy piesek zapędzi w kozi róg.
  • Duzi i dorośli chłopcy także męczą czasami tylko po to, żeby przestać być chłopcami pensjonarek, żeby przezwyciężyć jakąś swoją pensjonarkę, pensjonarkę!
  • Ignorowała mnie – ignorowała, jak tylko nowoczesna pensjonarka to potrafi, niemniej doskonale wiedząc o mym rozkochaniu w jej urokach nowoczesnych.
  • I siadywała przy obiedzie, ach, dojrzała w niedojrzałości, pewna siebie, obojętna i sama dla siebie, a ja siedziałem dla niej, dla niej, dla niej siedziałem i nie mogłem ani przez jedną sekundę nie siedzieć dla niej, w niej byłem, ona mnie w sobie zawierała razem z mym szyderstwem, jej gusta, jej smaki były dla mnie decydujące i mogłem podobać się sobie tylko o tyle, o ile jej się podobałem. Tortura – tkwić bez reszty w nowoczesnej pensjonarce.
  • Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.
    • Postać: Bladaczka, nauczyciel polskiego
  • Jest prześliczna – jak z kina – nowoczesna, poetyczna, artystyczna, a strach - zamiast oszpecać, zdobi ją! Jeszcze chwila. Zbliżałem się do niej i siłą rzeczy musiały nastąpić nowe rozstrzygnięcia – przemknęło mi przez myśl, że koniec, że muszę ręką złapać ją za tę jej twarzyczkę – zakochany byłem, zakochany!... gdy wtem wrzask rozległ się w przedpokoju. A to Miętus zaatakował służącą.
  • Józiu, żeby uciec od parobka. Na łąki, na pola, uciec, zwiać – mamrotał. – Do parobka... do parobka... Ale mnie jego parobek wcale nie obchodził. Tylko nowoczesna!
  • Kiedy ta notatka doszła do wiadomości uczniów, zaroiło się w szkolnym mrowisku. – My niewinni? My, młodzież dzisiejsza? My, którzy już chodzimy na kobiety? – Śmiechy i śmieszki rosły, gwałtowne, aczkolwiek sekretne, i zewsząd pojawiały się sarkazmy. Ach, naiwny dziadek! Cóż za naiwność! Ha, cóż za naiwność! Wprędce jednak pojąłem, że śmiech trwa zbyt długo… że, zamiast się skończyć, wzrasta i utwierdza się w sobie, a utwierdzając się staje się nadmiernie sztuczny w swoim rozwścieczeniu. Cóż się działo? Dlaczego śmiech się nie kończył? Dopiero potem zrozumiałem, jaki to gatunek trucizny wstrzyknął im diaboliczny i makiaweliczny Pimko. Albowiem prawda była taka, że te szczeniaki, uwięzione w szkole i oddalone od życia – były niewinne. Tak, byli niewinni, pomimo iż nie byli niewinni! Byli niewinni w swoim pragnieniu, aby nie być niewinnymi. Niewinni z kobietą w ramionach! Niewinni w walce i w biciu. Niewinni, gdy recytowali wiersze, i niewinni, gdy grali w bilard. Niewinni, gdy jedli i spali. Niewinni, gdy zachowywali się niewinnie. Zagrożeni bez przerwy świętą naiwnością, nawet gdy krew rozlewali, torturowali, gwałcili albo przeklinali – wszystko, aby nie popaść w niewinność!
  • Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!
  • Kulturę świata obsiadło stado babin przyczepionych, przyłatanych do literatury, niezmiernie wprowadzonych w wartości duchowe i zorientowanych estetycznie (…) Wiedzą już, że trzeba być niezależną, stanowczą i głębszą, przeto zazwyczaj są niezależne, głębsze i stanowcze bez przesady oraz pełne ciotczynej dobroci.
  • Lecz on siedział, a siedząc siedział i siedział jakoś tak siedząc, tak się zasiedział w siedzeniu swoim, tak był absolutny w tym siedzeniu, że siedzenie, będąc skończenie głupim, było jednak zarazem przemożne.
  • Leżałem w mętnym świetle, a ciało moje bało się nieznośnie, uciskając strachem mego ducha, duch uciskał ciało i każda najdrobniejsza fibra kurczyła się w oczekiwaniu, że nic się nie stanie, nic się nie odmieni, nic nigdy nie nastąpi i cokolwiek by się przedsięwzięło, nie pocznie się nic i nic. Był to lęk nieistnienia, strach niebytu, niepokój nieżycia, obawa nie-rzeczywistości, krzyk biologiczny wszystkich komórek moich wobec wewnętrznego rozdarcia, rozproszenia i rozproszkowania. Lęk nieprzyzwoitej drobnostkowości i małostkowości, popłoch dekoncentracji, panika na tle ułamka, strach przed gwałtem, który miałem w sobie, i przed tym, który zagrażał od zewnątrz – a co najważniejsza, ciągle mi towarzyszyło, ani na krok nie odstępując, coś, co bym mógł nazwać samopoczuciem wewnętrznego, między cząsteczkowego przedrzeźniania i szyderstwa, wsobnego prześmiechu rozwydrzonych części mego ciała i analogicznych części mego ducha.
  • Łaknąłem jak kania tej miłości idealnej. Lecz nie chciała mnie! Gębę mi robiła! I z dniem każdym straszliwszą robiła mi gębę.
  • Miny! Miny – ta broń, a zarazem tortura!
  • Młodość jej nie potrzebowała żadnych ideałów, gdyż sama sobie była ideałem.
  • Nic to, bracie, każdy ma doczepiony jakiś ideał do swej osoby, jak klocek na Popielec. Pij, pij, popijaj! Myślisz, że ja się wyzwoliłem? Zrobiłem z gęby ścierkę, a parobek ciągle mi doskwiera.
  • Nie chciałem być staromodny z nią, chciałem być z nią nowoczesny!
    • Opis: Józio o Zucie
  • Nie ma nic lepszego nad prawdziwie anachroniczny chwyt pedagogiczny! Te miłe maleństwa, wychowane przez nas w nierealnej atmosferze, tęsknią nade wszystko do życia i rzeczywistości i dlatego nic ich tak nie boli jak własna niewinność.
  • Nieszczęsna pamięci, która każesz wiedzieć, jakimi drogami doszliśmy do obecnego stanu posiadania!
  • Normalność jest linoskoczkiem nad otchłanią anormalności.
  • O, dajcie mi chociaż jedną twarz nie wykrzywioną, przy której mógłbym poczuć grymas mojej twarzy…
  • Patrzaj – zdziwił się. – A to z nas para. Ja z parobkiem, a ty z pensjonarką. Gol tę wódkę!
  • – Przeciwnicy staną naprzeciwko siebie i oddadzą serię min kolejnych, przy czym na każdą budującą i piękną minę Pylaszczkiewicza Miętalski odpowie burzącą i szpetną kontrminą. Miny – jak najbardziej osobiste, swoiste i wsobne, jak najbardziej raniące i miażdżące – stosowane być mają bez tłumika aż do skutku.
  • Przekleństwem ludzkości jest, iż egzystencja nasza na tym świecie nie znosi żadnej określonej i stałej hierarchii, lecz że wszystko ciągle płynie, przelewa się, rusza i każdy musi być odczuty i oceniony przez każdego, a pojęcie o nas ciemnych, ograniczonych i tępych jest nie mniej doniosłe niż pojęcie bystrych, światłych i subtelnych.
    • Rozdział I
  • Przez powtarzanie, przez powtarzanie najsnadniej tworzy się wszelka mitologia!
  • Sen, który mię trapił w nocy i obudził, był wykładnikiem lęku.
  • Ślepota działania. Automatyzm odruchów. Atawizm instynktów.
  • – Tak, panie profesorze – rzekł dyrektor z dumą – ciało jest starannie dobrane i wyjątkowo przykre i drażniące, nie ma tu ani jednego przyjemnego ciała, same ciała pedagogiczne, jak pan widzi…
  • – To najtęższe głowy w stolicy – odparł dyrektor – żaden z nich nie ma jednej własnej myśli; jeśliby zaś i urodziła się w którymś myśl własna, już ja przegonię albo myśl, albo myśliciela. To zgoła nieszkodliwe niedołęgi, nauczają tylko tego, co w programach, nie, nie postoi w nich myśl własna.
  • Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca.
  • Zamiast aby sztuka wam służyła, wy służycie sztuce – i z owczą łagodnością zezwalacie, iżby wam hamowała rozwój i wpychała w piekło indolencji.

Zobacz też: