Orkiestra

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Orkiestra

Orkiestra – duży zespół instrumentalny liczący zazwyczaj od kilkunastu, do kilkudziesięciu, a nawet ponad stu instrumentów.

  • Dobra muzyka nie jest kanonem dwóch głosów. Muzyka to cała orkiestra i jest w niej miejsce także na ciemne, mroczne tony. Niekiedy to one decydują o jej wielkości, o tym, że muzykę przeżywa się i pamięta, że się ją czuje...
  • Kniaź Solański, który siedział na wronym koniu po kremlowskiej stronie mostu, machnął czapką, dał znak i ukryta w płóciennym namiocie orkiestra stu muzykantów zagrała tusz.
    To Elastyk chciał Jurce zrobić niespodziankę, przez dwa dni ćwiczył z gęślarzami, dudziarzami, litaurzystami i łyżkarzami. Orkiestr na Rusi od niepamiętnych czasów nie było, muzykanci długo nie pojmowali ani w ząb, czego się od nich wymaga; zresztą uczeń szóstej klasy Fandorin też nie miał rewelacyjnego słuchu. "Paa-ra-pa-PAM-PARAM-PAMPAM! PAA-RA-PA-PAM-PARAM-PAMPAM!" - kniaź wychodził ze skóry, starając się naśladować tusz. W końcu ochrypł, ale nie udało mu się wydobyć z orkiestry prostej, zdawałoby się, melodii.
    Muzycy nie mieli partytury, ale starali się to zrekompensować natężeniem dźwięku - ze wszystkich sił uderzyli w miedziane talerze i bębny, zadęli w piszczałki, pociągnęli smykami po strunach gęśli. Nad Kremlem wzbiły się przestraszone ptaki, a niektóre szczególnie wrażliwe mieszczanki nawet pomdlały.
  • Muzyk zmiesza orkiestrę najlepiej dobraną
    Jeśli grając stara się aby go słyszano.
  • Wykidajło znów powalił pierwszego, zakręcił się i niewiarygodnie szybko dał susa do sali. Orkiestra grała. Ale natychmiast ją zagłuszyło raptowne pandemonium łoskotu krzeseł i wrzasków. Wykidajło zakręcił się znów i natarł na podbiegających tamtych czterech. Zakotłowali sie; drugi wyleciał w powietrze, po czym plecami przefroterowali podłogę; wykidajło uskoczył przed pozostałymi trzema. Znów się zakręcił i natarł na nich tak, że rozwirowanym kłębem gruchnęli w katafalk. Muzyki już nie było. Członkowie orkiestry z instrumentami włazili na krzesła. Kwietne hołdy frunęły z katafalku; trumna się zachybotała.
    - Łapać trumnę! - ktoś wrzasnął.
    Doskoczyli, ale trumna ciężko gruchnęła na podłogę, wieko odpadło. Powoli, statecznie z trumny wytoczył się nieboszczyk i spoczął, z twarzą w jednym z wieńców.
    - Grajcie coś! - ryknął właściciel wymachując rękami. - Grajcie! Grajcie!
    Podnieśli nieboszczyka razem z wieńcem, bo koniec ukrytego w kwiatach drutu wbił się w policzek. Nieboszczyk miał na głowie cyklistówkę, która spadła teraz i na środku jego czoła ukazała się mała sina dziurka. Dziurka była przedtem schludnie zatkana woskiem i zamalowana, ale wosk odprysnął i gdzieś zginął. Nie dał się znaleźć, więc w końcu odpięli zatrzask cyklistówki i nasunęli ją nieboszczykowi głęboko na oczy.
    • Autor: William Faulkner, Azyl
    • Zobacz też: trumna