Janusz Kondratiuk
Wygląd
Janusz Kondratiuk (1943–2019) – polski reżyser i scenarzysta; brat Andrzeja.
- Bardzo bym (…) chciał, żeby ludzie zobaczyli, co potrafi Karolak, kiedy jest dobrze obsadzony. To jest aktor całą gębą, ale szczęście aktora zależy od tego, kto go i w czym obsadzi oraz jaki tekst dostanie.
- Byłem za granicą. Założyłem w Austrii uczelnię i robiłem filmy ze swoimi studentami. Dwa lata temu wróciłem do Polski. Najpierw przyglądałem się tej mojej nowej ojczyźnie. Przez długi czas nie mogłem się w niej odnaleźć. Dlatego postanowiłem zrobić film o nowych Polakach, nowym kraju, nowych zabawach tych ludzi, nowych problemach, o tym, jacy są dzisiaj. Ludzie mają się śmiać.
- (…) dobrych komedii jest mało. To bardzo trudny gatunek. Od strony czysto realizacyjnej, warsztatowej dramat robi się z lewej ręki. Natomiast komedia wymaga matematycznej precyzji. Trzeba przewidzieć reakcje ludzi, wyczuć, czy się będą śmiali i w którym miejscu pojawi się śmiech. To bardzo skomplikowana i mozolna praca. Dlatego ci, co robią komedie, są na ogół smutni i zestresowani, natomiast ci, którzy robią dramaty, kasują pieniądze i idą na wino.
- Himilsbach nie tylko u mnie grał, ale razem staraliśmy się nawet pisać scenariusz. „Staraliśmy się” to właściwe określenie, bo po godzinie dwunastej w południe Janek był już tak nawalony, że nie mógł pracować. Zwykle kończyło się to tak, że wymyślając jakieś zupełnie proste zdanie, na przykład: „Kaczka wyprowadziła kaczęta na strugę”, zalewał się łzami, łapał mnie za rękę i mówił: „Ale zdanie, co? Jak dzwon!”. Ja po chwili wstawałem i mówiłem: „Dobra Janek, pij dalej, ja spadam”.
- Źródło: Piotr Czerkawski, Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, ISBN 978-83-8049-917-1, s. 119
- Zobacz też: Jan Himilsbach
- [Niemcy] są szczerzy i otwarci. Austriacy to już zupełnie inna sprawa. Gdy przyjechałem tam i mówiłem to, co myślę, uważano mnie za chama. Własne zdanie jest przecież niedemokratyczne, niegrzeczne i mało dworskie. Musi tam być strasznie sztywno. Austriacy mają obsesję równości. Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie domki jednorodzinne wyglądają tam podobnie – ludzie nie lubią szpanerstwa, wywyższania się. I jeśli złamiesz to niepisane prawo, jest po tobie. Kiedy jeden z profesorów w mojej szkole kupił sobie nowiutkie porsche, zaraz ktoś mu wyliczył, że przy jego zarobkach nie powinno go na takie auto stać, czyli sugerowano, że wykonał jakiś szwindel. Ostatecznie nic mu nie udowodniono, ale przy pierwszej możliwej okazji został zwolniony.
- Źródło: Piotr Czerkawski, Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, ISBN 978-83-8049-917-1, s. 133
- Zobacz też: Austriacy
- Spędziłem trzy miesiące w szpitalu, przeżyłem dwie sepsy i śmierć kliniczną. Miałem wtedy niesamowite wizje. Na przykład porozmawiałem sobie z Panem Bogiem i Jego rodziną. (…) To była bardzo realistyczna wizja. Stoję, a przede mną biały, marmurowy próg – czyści go na kolanach jakaś starsza, nędznie ubrana kobieta. Zrozumiałem, że to Matka Boska. Obok, na stołeczku, siedział Jezus. Taki hipis, sympatyczny, choć miał coś z zębami. Boga za to nie widziałem, zobaczyłem tylko diamentową poświatę, z wnętrza której wydobył się głos, i usłyszałem: „Żeby tu wejść, trzeba być tak czystym jak ten próg”. Stwierdziłem, że w takim razie chyba jeszcze muszę powiedzieć: „Pas”. Ciekawe, co by było, gdybym wszedł? (…) Jeszcze chwilę sobie z Panem Bogiem porozmawialiśmy. Powiedział, że on to wszystko, cały nasz świat, stworzył z nudów, bo siedział sam w kosmosie i nie miał co robić, więc wymyślił sobie Ziemię i człowieka, przed którym postawił jeden cel – ma się śmiać i fikać koziołki. Cała reszta, według Boga z mojej wizji, jest nieważna.
- Źródło: Piotr Czerkawski, Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, ISBN 978-83-8049-917-1, s. 135
- Zobacz też: Śmierć kliniczna
Zobacz też: