Henryk Kaczorowski

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Henryk Kaczorowski (1888–1942) – polski duchowny katolicki, rektor Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, błogosławiony Kościoła katolickiego.

  • Miłość jest ożywczym pierwiastkiem życia społecznego, który z panów i niewolników, obywateli i barbarzyńców, stworzył braci i równych.
  • My się nie łudzimy; my wiemy, co nas czeka. „Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego” (Ps 23). Przyjmujemy z rąk Bożych to, co nas czeka. Módlcie się, abyśmy wytrwali, a my również będziemy modlić się za was – tam; (i wskazał ręką ku niebu).
  • Święci w Kościele to prawdziwe nadprzyrodzone piorunochrony, odwracające sprawiedliwe kary Boże za występki świata.
  • Zdolność moralna do cierpienia nie tylko wśród młodzieży, ale wśród starszych prawie zanikła. Młodzież musi być o tym przekonana, że cierpienia w tym życiu nie uniknie i musi nauczyć się patrzeć na cierpienie jako na czynnik nas leczący i doskonalący, a pochodzący z ręki Bożej.

O Henryku Kaczorowskim[edytuj]

  • Kiedyś, pragnąc zobaczyć się z nim, podkradłem się pod blok inwalidów właśnie w chwili, gdy z energią, którą podziwiałem, zamiatał izbę, ustawiał stoły i stołki. Bardzo ucieszył się moim widokiem, zapewnił, że ta mniej męcząca praca fizyczna służy jego zdrowiu, potem wyciągnąwszy skądś kawałek chleba po prostu siłą wcisnął go w me dłonie. Wtedy przekonałem się, że nie tylko dla swego zdrowia tak chętnie pracował na izbie, ale i dlatego właśnie, by zaoszczędzonym kawałkiem chleba służyć innym. Sam głodny, boć przecież inwalidzi mieli takie samo pożywienie, jakie otrzymywali wszyscy inni więźniowie, jednak nie dla siebie przyjmował tę odrobinę chleba, zupy czy ziemniaków, które dostawał za pracę na izbie, lecz oddawał to innym. Kto wie, czym jest głód, kto zwłaszcza zaznał głodu w Dachau w 1942 r., ten nazwie to bohaterstwem. Tak było istotnie: ks. Kaczorowski miłość swą ku bliźnim posuwał aż do heroizmu.
  • Nigdy nie narzekał, nigdy nie wypowiedział słowa skargi i żalu, spokojnie przyjmował wszystko, co przyszło tak nieoczekiwanie i torturowało tak okrutnie. To tak, jakby dotychczasowe życie było nie tylko do takiej próby przygotowaniem, ale jakby jakimś niemal jej wyczekiwaniem. To wszystko cicho i cierpliwie – kryterium niezawodne prawdy o dojrzałym człowieczeństwie i dojrzałym kapłaństwie, wyraz heroicznego męstwa chrześcijańskiego, które nie krzyczy buńczucznie, bo umie znacznie więcej: umie nieść krzyż, wpatrzone w Cichego Baranka. Ten wspaniały kapłan był cichy. I to była tajemnica jego życia, może najgłębsza. W czasie internowania w Lądzie mówił w prywatnej rozmowie o szczególnej łasce wczesnej śmierci, gdy człowiek odchodzi obdarzony jeszcze jakimś, nie zgaszonym przez starość, bogactwem życia i zrozumiałej dla innych „potrzebności”. Było to w [jego] ustach zaskakujące. Ale może usprawiedliwione tym właśnie jakimś poczuciem piękna, z którym liczy się Pan Bóg, Sprawca dojrzałości duchowej tylu młodych świętych, powołanych wcześnie do Siebie.
  • Padają dalsze nazwiska, jakże mi znane nazwiska polskich duchownych, z którymi dzieliłem dotychczasowe losy. Naraz słyszę: „Kaczorowski Henryk!” Nogi zatrzęsły się pode mną. Czy to być może? To przecież mój dobroczyńca, kochany profesor i rektor. Już go widzę. Wychodzi z izby, niezmiernie wychudzony, w obozowych pasiakach – człowiek widmo. Szeroko otwartymi oczami rozejrzał się i spostrzegł mnie, stojącego za bramą. Ostry świst esesmańskiego gwizdka przeszył powietrze. „Zostańcie z Bogiem!” – powiedział, ale ręki na to ostatnie pożegnanie podać nie mógł. Jedynie przez siatkę dotknął palcami mej dłoni.
  • Tego uczucia, jakie przeżyłem wówczas, tych słów ewangelicznych, tego dotyku dłoni nie zapomnę nigdy. Za ten gest mój kochany rektor został dodatkowo ukarany: stojący przy wejściu do ciemnego wnętrza esesman chwycił go za kołnierz i pchnął siłą w głąb budy, która zaraz ruszyła w nieznane. Pierwszym uczuciem, jakie mną wstrząsnęło, było pytanie: dlaczego? Dlaczego ten świat jest tak okrutny dla człowieka, dla ludzi świętych? Zrozumieć to można jedynie w świetle Objawienia Bożego, poprzez zbawczą śmierć Zbawiciela, który pozwolił ludziom świętym uczestniczyć w dziele zbawczym. Ojczyzna nasza zawdzięcza swoje istnienie ofiarnemu bohaterstwu swych synów i córek, a zwłaszcza świętym męczennikom.
  • Teolog moralista z wykształcenia, nie tylko uczył teologii moralnej, ale sam ją realizował w całym swym życiu, a zwłaszcza w Dachau. Szczególnie jaśniał cnotą męstwa i opromieniał wszystkich, co z nim współżyli i współcierpieli. Nigdy nie widziano go przygnębionego. Owszem był nieraz smutny, bo aż nadto miał ku temu różnych powodów. Ale ten smutek był spokojny i miał coś w sobie, co innych krzepiło i podnosiło na duchu. Zresztą różne nasze wspólne bolesne przeżycia, różne szykany najczęściej przyjmował z humorem, że się tak wyrażę, religijnym, bo wszystko do Boga podnosił, wszystko Bogu składał w ofierze. Toteż na jego twarzy przedwcześnie postarzałej malował się wielki spokój i pogoda ducha, a jego oczy, osadzone w głębokich oczodołach, tryskały życiem i radością.