Zbrodnia w Markowej (1944)

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Pomnik upamiętniający ofiary zbrodni

Zbrodnia w Markowej (1944) – mord na szesnastu osobach narodowości polskiej i żydowskiej, dokonany przez okupantów niemieckich we wsi Markowa pod Łańcutem.

  • Były to ciężkie czasy dla nich [Jana i Marii Wielguszów, którzy ukrywali Ehrlicha - J.G.]. Trwały rewizje przeprowadzane przez Niemców oraz przez polskich chłopów, którzy chcieli znaleźć ukrywających się Żydów. Na wiosnę 1944 roku wykryto żydowską rodzinę ukrywającą się u polskich chłopów [Ulmów w Markowej]. Osiem dusz wraz z ciężarną żoną – zamordowano razem z ukrywającymi się u nich Żydami. W wyniku tego powstała wśród polskich chłopów, którzy ukrywali Żydów, wielka panika. Następnego ranka na polach odnaleziono dwadzieścia cztery ciała Żydów. Zostali oni pomordowani przez samych chłopów – chłopów, którzy ukrywali ich w ciągu poprzednich dwudziestu miesięcy.
  • W pacyfikacji brało udział pięciu niemieckich żandarmów oraz kilku – od czterech do sześciu – granatowych policjantów. Dowódcą grupy był szef posterunku w Łańcucie porucznik Eilert Dieken. Inni żandarmi to Joseph Kokott, Michael Dziewulski, Gustaw Unbehend i Erich Wilde. Zidentyfikowano również dwóch policjantów – Włodzimierza Lesia i Eustachego Kolmana. (…) Wkrótce rozległo się kilka strzałów – pierwsi, jeszcze podczas snu, zginęli dwaj bracia Szallowie oraz Gołda Goldman.
    Naocznymi świadkami pozostałych egzekucji byli furmani, którzy zostali przywołani przez Niemców, żeby zobaczyli, jaka kara spotka każdego Polaka ukrywającego Żydów. Nawojski podaje, że widział, jak mordowano jednego z Szallów, następnie Laykę Goldman wraz z małym dzieckiem, kolejnego mężczyznę z rodziny Szallów, a na końcu najstarszego z nich.
    Wtedy przed dom wyprowadzono Józefa i Wiktorię Ulmów i tam ich rozstrzelano. Świadek relacjonuje: „W czasie rozstrzeliwania na miejscu egzekucji słychać było straszne krzyki, lament ludzi, dzieci wołały rodziców, a rodzice już byli rozstrzelani. Wszystko to robiło wstrząsający widok”.
  • Wśród rozpaczliwych krzyków dzieci niemieccy żandarmi zaczęli się zastanawiać, co z nimi począć. Po naradzeniu się z kompanami, Dieken zdecydował, że należy je zastrzelić. Nawojski widział, jak trójkę lub czwórkę dzieci własnoręcznie rozstrzelał Kokott. Jego słowa wypowiedziane po polsku do furmanów wryły mu się głęboko w pamięć: „Patrzcie, jak giną polskie świnie – które przechowują Żydów”. Zginęli: Stasia (lat 8), Basia (lat 6), Władzio (lat 5), Franuś (lat 4), Antoś (lat 3) i Marysia (1,5 roku). W ciągu kilku chwil z rąk oprawców zginęło siedemnaście osób.