Wielkie zasługi

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Wielkie zasługi – powieść Joanny Chmielewskiej z 1981 roku. Cytaty za wyd. MAW, Warszawa 1981.

Wypowiedzi postaci[edytuj]

Janeczka Chabrowicz[edytuj]

  • Milicja zawsze musi mieć dowody. Bo jeżeli oni to w końcu znajdą, a my im odbierzemy i zaniesiemy porucznikowi, to muszą być dowody, gdzie to było i kto kopał. Inaczej wszystko będzie na nas.
    • Źródło: s. 219
    • Zobacz też: dowód
  • Pies milicjanta (…). Poznaję go z twarzy…
    • Źródło: s. 154
  • To wcale nie jest dobrze pchać się na oczy zdenerwowanym osobom.
    • Źródło: s. 216
  • Wymyślał mu brukowanymi słowami i ja tego nie mogę powtórzyć. Mamusia zabrania nam używać takich słów! (…) A pomiędzy słowami mówił „ty”.
    • Źródło: s. 214, 215

Pawełek Chabrowicz[edytuj]

  • Bez zasług leżymy, jak jeszcze nigdy w życiu.
    • Źródło: s. 217
  • Gorsze trzeba odwalać na początku (…).
    • Źródło: s. 135
    • Zobacz też: praca
  • Już kto jak kto, ale milicjant nie może tak całkiem nie odróżniać podejrzanych od niepodejrzanych.
    • Źródło: s. 128

Porucznik[edytuj]

  • Macie znacznie więcej oleju w głowie, niż chcecie przyznać. Skończcie to udawanie cofniętych w rozwoju!
    • Opis: do Janeczki i Pawełka.
    • Źródło: s. 226
    • Zobacz też: rozum
  • Widzę, że traktujecie psa wyjątkowo przyzwoicie, nie tak jak niektórzy ludzie, którym się wydaje, że pies i krowa to jedno i to samo. Chciałbym, żebyście mnie traktowali w połowie tak dobrze jak swojego psa.
    • Opis: do Janeczki i Pawełka.
    • Źródło: s. 242

Inne postacie[edytuj]

  • Ministra by pilnowali? Przecie przez zieloną granicę nie będzie uciekał!
    • Postać: Jonatan
    • Źródło: s. 172
  • Pies bezbłędnie wyczuwa emocje znajdujących się przy nim osób. Wszelkie emocje, radość, strach, zdenerwowanie…
    • Postać: Roman Chabrowicz
    • Źródło: s. 151
    • Zobacz też: emocje
  • Półgłów jeden! (…) Półgłów! Bo półgłówek to jest zbyt pieszczotliwie!
    • Postać: Krystyna Chabrowicz
    • Źródło: s. 5
  • Przyjedzie taki, niby turysta, niby nic, w oko nie wpada, a potem się okazuje, że władza.
    • Postać: pan Łubiański
    • Źródło: s. 177

Dialogi[edytuj]

  • – A mówiłam, żebyś zawiózł do skupu…
    Z dołu ukazał się pan Łubiański, również umazany rybami, z nożem w ręku. Przyjrzał się zamieszaniu i pokiwał głową.
    – Zawiózł do skupu, akurat – mruknął. – Prędzej by własne dziecko zawiózł do skupu… Dziwne, że jeszcze nie śpi na tym…
    • Opis: o bursztynie.
    • Źródło: s. 68
  • – Będziemy do wszystkiego jeść chleb – wysapała Janeczka, wdzierając się na stromą, piaszczystą górę. – Do każdej zupy i do każdego drugiego dania. Uzbieramy dla nich.
    – Będą się dziwić – mruknął Pawełek.
    – No to co? Niech się dziwią. Najwyżej wymyślą, że mamy dobry apetyt. Do dzików nie możemy się przyznać, bo zaraz będą krzyki, że niebezpiecznie. A jeżeli one są oswojone, to nie wiem, co tu może być niebezpieczne. Ja je chcę zobaczyć.
    • Źródło: s. 25
  • – Co prawda takie historie zdarzają się niezmiernie rzadko, a wszystkie materiały z ostatniej wojny zostały już dawno poodnajdywane, ale gdyby istotnie wykryto, że coś tam jeszcze gdzieś jest, załatwiono by właśnie w taki sposób. To najprościej. Przeprosić grzecznie, wyjaśnić, że trzeba wydobyć jakiś przedmiot, zagrażający bezpieczeństwu, właśnie może niewypał, może pociski… Usunąć wszystkich i zrobić swoje. Ja bym tak postąpił. Pociski czy niewypały to nic nadzwyczajnego, wszyscy by szybko o tym zapomnieli…
    – Poza tymi, którzy na tych pociskach parę lat siedzieli – mruknęła pani Krystyna.
    • Źródło: s. 110
  • Janeczka poczuła, że jej się coś przewraca w środku do góry nogami. Na usta nasunęło jej się straszne słowo, którego używali z Pawełkiem bardzo rzadko i tylko w wyjątkowych okolicznościach, stanowiło bowiem, podobno, tak chyba gdzieś słyszeli, najokropniejsze przekleństwo świata. Nie wytrzymała…
    – Trrreotrrralwe…! – zazgrzytała wściekle.
    – Ojej! – przestraszyła się Mizia, niewymownie zgorszona. – Ty przeklinasz!
  • – Mówił, że podobno ma tu przyjechać minister i niech sobie robią, co chcą, ale muszą zrobić porządek.
    – Jaki porządek? – zdziwił się Pawełek. – Pozamiatać plażę, czy co?
    – Głównie mu chodzi o ten smród. Już wiem, co to jest, to są stare dorsze. Morze im poszarpało sieci, jak był sztorm, tak mówili, nie wiedzieli, co z tym zrobić, i zakopali w piasku. A teraz się to odkopało. Nikt z tym nie chce mieć do czynienia.
    – Wcale się nie dziwię.
    • Źródło: s. 35, 36
  • – Naprawdę oblazło ją tylko parę mrówek?
    – No przecież nie oblazły jej dziki!
    • Źródło: s. 56
    • Zobacz też: mrówka
  • – Nie będą nas pchali do domu poprawczego?
    – Jeżeli nie zmalujecie nic więcej, to raczej nie…
    – A ja? – spytała niespokojnie pani Krystyna.
    – Pani również nie grozi dom poprawczy, za to ręczę…
    • Źródło: s. 289
  • – Nie uwierzył, że nic nie wiemy, nic nie widzieliśmy i nic nie słyszeliśmy.
    – Niegłupi facet – pochwalił Pawełek. – Zresztą, co by z niego był za milicjant, gdyby nie węszył jakiejś draki.
    • Źródło: s. 170
  • Nowa przyjaciółka nie spodobała się Janeczce. Imię Mizia nie budziło jej zastrzeżeń, mogła się nazywać Mizia, dlaczego nie. Imię jak imię. Inne cechy Mizi były nie do przyjęcia. Przede wszystkim bała się Chabra, co dobitnie świadczyło, że musiała być beznadziejnie głupia. Obydwoje z Pawełkiem namęczyli się straszliwie, nakłaniając ją, żeby pozwoliła się obwąchać. Ustawicznie wykrzykiwała coś wyjątkowo kwikliwym głosem, zaś treść okrzyków świadczyła
    o niej jak najgorzej.
    – Ojej, ojej! – kwiczała, unosząc ręce w górę i nie wiadomo po co wspinając się na palce.
    – Ojej, mnie zje! On mnie zje! Ojej! Zabierzcie go!
    Pawełek mruknął pod nosem coś, czego za nic i świecie nie powtórzyłby głośno, i odwrócił się do Mizi tyłem, pełen wstrętu. Janeczka prezentowała lodowaty spokój.
    – Nie zje cię – rzekła zimno. – Jest najedzony.
    – Ojej! On mnie wącha! Ojej!
    Pawełek nie wytrzymał.
    – A coś ty chciała? – spytał gniewnie. – Żeby ci guziki przyszywał? Pies jest od wąchania!
    • Źródło: s. 48
  • – Pełno dzikich zwierząt! opadły moją córeczkę… Stropiona nieco pani Krystyna przyglądała się Mizi i jej matce, a potem spojrzała na własną córkę. Janeczka grzecznie siedziała na piasku, patrząc w dal wzrokiem pełnym zadumy. Jej wielkie, niebieskie oczy miały wyraz absolutnej niewinności.
    – Co za zwierzęta was opadły? – spytała pani Krystyna niepewnie.
    – Mrówki – odparła Janeczka uprzejmie. – Chodziły nam trochę po nogach. (…)
    – Jak pani może pozwalać, żeby dzieci się tak narażały! Powinny chodzić tylko między ludźmi, po alejkach! Same w lesie…!
    – Moje dzieci są zahartowane – powiedziała słabo pani Krystyna, czując, że mówi coś bez sensu, i nie mogąc opanować lekkiego zamętu w głowie.
    • Źródło: s. 55
  • Pisk Mizi sparaliżował ich na ten jeden zgubny moment. Janeczka poczuła mróz na plecach i jakby ogień w przełyku, Pawełkowi pociemniało w oczach.
    – O, trrreotrralwe…! – zawarczał zduszonym głosem.
    Mizia poczuła się obrażona.
    – Ojej, przeklinacie! – stwierdziła z naganą. – Nie będę się z wami bawić.
    Błysk nadziei natychmiast zamigotał w duszy tak brata, jak i siostry.
    – Trrreotrralwe! – wyszeptała Janeczka z naciskiem. – Trrreotrralwe, trrreotrralwe…
    – Trrreotrralwe! – poparł ją ogniście Pawełek.
    – Ojej, fu! – powiedziała niewymownie zgorszona Mizia i cofnęła się ku różom, gdzie wciąż przechadzały się jej matka ze swoją przyjaciółką.
    • Źródło: s. 199, 200
  • – Pojęcia nie mam, jakim cudem mogłam gdzieś zgubić ten olejek – powiedziała z irytacją pani Krystyna przy obiedzie. – Przecież nie mam dziury w torbie! Moglibyście zaangażować do poszukiwań psa!
    – Mam nadzieję, że go ktoś ukradł – rzekł tęsknie pan Roman. – Śmierdział koszmarnie.
    • Źródło: s. 220
  • – Przed dzikami się nie ucieka.
    – Tylko co? Tupie się nogami i woła „a sio”?! Ja mówię, jakby były… no, zdenerwowane.
    – Głupia jesteś. Przed dzikami się nie ucieka, tylko się włazi na drzewo. I przeczekuje. Trzeba znaleźć odpowiednie drzewo.
    • Źródło: s. 187
  • (…) tak naprawdę to on jest porządny człowiek.
    – Skąd wiesz?! – spytał porucznik prawie z jękiem.
    – Nasz pies powiedział – odparła Janeczka bez wahania. – On go lubi. Nasz pies lubi tylko porządnych ludzi.
    – Boże, zmiłuj się! – powiedział porucznik i zamilkł, bo nawiedziła go dziwaczna myśl, że gdyby nawiązał współpracę z tymi dziećmi i ich psem, swoją skomplikowaną sprawę rozwiązałby w mgnieniu oka. Musiał powtórzyć sobie jasno i wyraźnie, że do spraw służbowych nie wolno wciągać żadnych osób postronnych, a szczególnie dzieci, żeby nie ulec gwałtownej pokusie. Można im najwyżej zadawać pytania i modlić się, żeby zechcieli na nie odpowiedzieć dobrowolnie…
    • Źródło: s. 227
  • – To ten – powiedzieli Janeczka i Pawełek równocześnie, kiedy ich minął, po czym, spojrzawszy na siebie, znów równocześnie spytali. – Co ten?
    – Nie mów tego samego co ja, bo się do końca życia nie dogadamy – powiedziała Janeczka z niezadowoleniem.
    • Źródło: s. 203
  • – Trzeba było jeszcze włożyć rękawiczki – wyszeptała cichutko Janeczka, gniotąc łokciem komara na dłoni.
    – I szklaną banię na głowę – mruknął równie cicho Pawełek. – Włażą do nosa… Cicho!
    • Źródło: s. 81
    • Zobacz też: komar

Inne cytaty[edytuj]

  • Chaber wybiegł zza magazynu bez namysłu, dopadł porucznika i usiadł przed nim, nawet go nie wystawiając. Spojrzał na swoją panią z takim wyrazem pyska, jakby pytał, czy uważa go za głupiego. Już dawno przecież wie, kto to jest porucznik.
    • Źródło: s. 241
  • Pan Chabrowicz musiał odczekać chwilę, żeby odzyskać normalny głos. Motywy działania jego dzieci były w najwyższym stopniu zaskakujące. Już wydawało mu się, że zaczyna coś rozumieć, po czym następna wypowiedź waliła go jak obuchem.
    • Źródło: s. 284
  • Państwo Chabrowiczowie odgadli jakieś straszliwe oszustwo, kiedy stwierdzili, że łazienka, do której udali się kolejno Pawełek, Janeczka i pies, świeci całkowitą pustką. Otwarte okno pozwoliło im odgadnąć także dalszy ciąg.
    • Źródło: s. 169
  • Państwo Chabrowiczowie w dość prosty sposób rozwiązali kwestię troski o bezpieczeństwo dzieci. Obydwoje, i Janeczka, i Pawełek, pływali znakomicie. Zostawiono im zatem całkowitą swobodę postępowania, pod jednym warunkiem. Musieli mianowicie opanować na pamięć całą długą listę niebezpieczeństw, grożących dobrym pływakom. Od chwili kiedy zaczęli cokolwiek rozumieć, pan Roman wytrwale wbijał im do głowy informacje o podwodnych pieńkach i gałęziach na jeziorach, o wpływie temperatury na ludzki organizm, o wirach i prądach na rzekach, a także o wstecznej fali na morzu. Wiedzieli, że jest groźna i przy swojej pozornej łagodności – zdradliwa. Wiedzieli, że należy na nią bardzo uważać…
    • Źródło: s. 136
  • Pawełek już wcześniej postanowił mówić wyłącznie prawdę, chociaż niekoniecznie całą.
    • Źródło: s. 167
  • Porucznik odrobinę ochłonął. Przed chwilą pomyślał sobie właśnie, że teraz już doskonale wie, jak czuły się wojska oblewane z murów twierdzy ukropem. Sam poczuł się podobnie.
    • Źródło: s. 271
  • Przed nią, na samym środku jej drogi, w niewielkiej odległości stał dzik.
    W świetle księżyca widziała go wyraźnie. Stał nieruchomo, zwrócony ku niej długim ryjem, patrzył i czekał. Czekał… Na co czekał? Czekał, aż ona się zbliży…?
    Przez całą wieczność, albo nawet przez kilka wieczności, stały naprzeciwko siebie na wąskiej alei dwie żywe istoty, chwilowo zamienione w kamień. Janeczka i dzik. Potem Janeczka odwróciła się i runęła przed siebie, nie bacząc na doły i wzniesienia, i nie zważając na kierunek. Za sobą usłyszała łomot. Tego, że ów dzik, niczym gromem rażony, zawrócił i runął w przeciwną stronę, uciekając w nie mniejszym przerażeniu, doprawdy nie mogła wiedzieć.
    • Źródło: s. 260
  • Święcie przekonana, że niepojętym sposobem przeoczyła siatkę graniczną, Janeczka trwała w odrętwieniu, zespolona ze słupkiem według własnych obliczeń jakieś trzy lata. W rzeczywistości około pięciu minut.
    • Źródło: s. 266

Zobacz też[edytuj]