Widzew Łódź
Wygląd
Widzew Łódź – polski klub piłkarski z siedzibą w Łodzi, półfinalista Pucharu Europy Mistrzów Klubowych w 1983 (obecnie Liga Mistrzów UEFA).
- Nigdy nie zapomnę obrazków po meczu. Gdy schodziliśmy do szatni, angielscy kibice bili nam brawo na stojąco. Ciarki mi przeszły po plecach. Doceniono nas w tak wielkim środowisku piłkarskim jak Liverpool! Po raz pierwszy w życiu spotkałem się z takim szacunkiem. Do tej pory słyszeliśmy na obcych stadionach wyzwiska, gwizdy, a tutaj… szok. Nigdy tego nie zapomnę kibicom Liverpoolu, coś niesamowitego.
- Opis: o meczu ćwierćfinałowym Pucharu Europy Mistrzów Klubowych z zespołem Liverpoolu w 1983.
- Autor: Józef Młynarczyk, piłkarz Widzewa w latach 1980–1984
- Źródło: Kibice Liverpoolu bili brawo na stojąco piłkarzom Widzewa Łódź, interia.pl, 16 marca 2013
- Panie Turek! Kończ pan wreszcie to spotkanie! Turku, kończ ten mecz!
- Opis: komentarz podczas rewanżowego meczu Widzewa z Brøndby Kopenhaga o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
- Autor: Tomasz Zimoch, „Rzeczpospolita”, 13 marca 2010
- Pomimo gladiatorskich ciężkich zasad walki, na pewno tym klubem był, jest i będzie Widzew. I to nawet wtedy, gdy wiem, że jego sława powstała nie na zdrowych zasadach przyjaźni międzyludzkiej, ale wręcz przeciwnie. Był to dziwny stwór, gdzie fundamentem nie był wzajemny szacunek zawodników do siebie, ale indywidualna pasja każdego do piłki. Motorem rozwoju była wzajemna zazdrość, ale ta pozytywna, wyzwalająca energię i chęć bycia lepszym od drugiego. Nie była to, jak ktoś to nazwał, tzw. „polska bezinteresowna zazdrość”, ale pełna własnego i zespołowego interesu. A ponieważ trzeba było pokazać to publiczności wspólnie, więc powstała drużyna przypominająca zespół antyterrorystyczny, gdzie wyszkolenie indywidualne każdego z nas w walce czyli na boisku było podporządkowane wspólnemu celowi.
- Opis: wywiad, odpowiedź na pytanie: „Który klub wspomina pan najmilej?”
- Autor: Mirosław Tłokiński, piłkarz Widzewa w latach 1976–1983
- Źródło: Justyna Borowiecka, Mirosław Tłokiński: Kariera rozpływa się jak mydlana bańka, wiadomosci24.pl, 11 kwietnia 2012
- Wreszcie dzwoni telefon, odbiera go świętej pamięci Stefan Wroński i robi się biały jak ściana: „Panowie… Juventus Turyn…”. A my wszyscy jednym głosem: „Gdzie gramy pierwszy mecz?” On: „U siebie”. My: „No to mamy ich!”. Byliśmy jak głodne wilki – żadnego strachu, choć Włosi byli wtedy jedną z najlepszych drużyn w Europie. I wygraliśmy u siebie 3:1, a tam przegraliśmy 1:3. Turecki sędzia w ostatniej minucie nie uznał mi bramki, pokazał nam 10 żółtych kartek, słowem pomagał im, jak mógł, ale i tak odpadli po rzutach karnych.
- Autor: Zbigniew Boniek, „Tygodnik Powszechny”