Restauracja na końcu wszechświata
Wygląd
(Przekierowano z Restauracja na krańcu wszechświata)
Restauracja na końcu wszechświata (ang. Restaurant at the End of the Universe) – druga powieść z humorystycznego cyklu science fiction Douglasa Adamsa Autostopem przez galaktykę; tłumaczenie – Paweł Wieczorek.
- – Chciałbym wiedzieć, czyj to statek – mruknął Artur.
– Mój. – Zaphod nie miał wątpliwości.
– Nie, czyj jest naprawdę.
– Naprawdę jest mój – upierał się Zaphod. – Zobacz: branie na własność to jak kradzież, nie? A więc kradzież to branie na własność. Ergo statek należy do mnie.
- Czy przeszłość nie jest fikcją, wymyśloną jedynie po to by wyjaśnić rozbieżność pomiędzy aktualnymi doznaniami mych zmysłów, a stanem mojego ducha?
- – Ford, ile jest kapsuł ratunkowych?
– Ani jednej.
– Dobrze policzyłeś?
– Dwa razy.
- Główny problem – raczej jeden z głównych, gdyż istnieje ich więcej – a więc jeden z głównych problemów przy rządzeniu ludźmi polega na trudności określenia, komu pozwolą sobą rządzić, czy, dokładniej mówiąc, kto jest w stanie tak nimi zamanipulować, by pozwolili mu sobą rządzić.
Streszczając: Ogólnie wiadomo, że ci, którzy najbardziej chcieliby rządzić ludźmi, najmniej się do tego nadają.
Streszczając streszczenie: Nikomu, kto może zostać prezydentem, nie powinno się pod żadnym pozorem pozwolić nim zostać.
Streszczając streszczenie streszczenia: Ludzie to spory problem.
- Istnieje teoria, że jeśli kiedyś ktoś się dowie, dlaczego powstał i czemu służy wszechświat, to cały kosmos zniknie i zostanie zastąpiony czymś znacznie dziwaczniejszym i jeszcze bardziej pozbawionym sensu.
Istnieje także teoria, że dawno już tak się stało.
- Jednym z podstawowych problemów, występujących w trakcie podróży w czasie, nie jest możliwość zostania przypadkiem własnym ojcem lub matką. Być własnym ojcem lub matką nie jest problemem, z którym nie mogłaby sobie poradzić tolerancyjna i zgrana rodzina. Ryzyko zmiany historii też nie jest problemem – bieg historii jest niezmienny, wszystko musi w niej do siebie pasować i ma niezmienne miejsce jak w puzzlu. Każda istotna zmiana historii nastąpiła na długo przed wystąpieniem tego, co ma zmienić, w końcu więc wszystko samoskłada się do kupy.
Prawdziwym problemem jest gramatyka.
- Jest czymś niezwykłym i nikt dokładnie nie wie, jakie przypisywać temu znaczenie, że około 85% znanych światów w Galaktyce, zarówno prymitywnych, jak i wysoko rozwiniętych, wymyśliło koktajl o nazwie żinsto nikiem, albo dżii-N’Z-TO’N-ykem, albo dżyngs-to-nikiem, albo jakiś inny z ponad tysiąca wariantów tego samego fonetycznego tematu. Koktajle nie są takie same – sięgają od silvoviańskiego czinsto/mnikiem, czyli zwykłej wody podawanej w temperaturze wyższej o kilka stopni od pokojowej, aż po gagrakakańskiego szijn-stonik-M, zabijającego krowę z odległości stu metrów. Jedyne, co łączy wymienione koktajle, oczywiście poza brzmieniem nazwy, jest to, że wszystkie zostały odkryte i nazwane, zanim dany świat nawiązał kontakt z innymi światami.
- Ktoś kiedyś powiedział, że Vogoni są tak samo ponad drobne łapówkarstwo i korupcję, jak morze znajduje się ponad niebem – w przypadku tego przedstawiciela ich rasy stwierdzenie było trafione w dziesiątkę. Słysząc słowa „uczciwość” lub „wysokie morale”, Vogon Jeltz sięgał po słownik wyrazów obcych, słysząc brzęczenie większej gotówki, sięgał po kodeks karny i czym prędzej go wyrzucał.
- – Nawet jeśli to tylko sen, pomysł zniszczenia planety, by zrobić miejsce drodze szybkiego ruchu, jest okropny – uznała Mella.
– Gorsze rzeczy już słyszałem – oznajmił Ford. – Czytałem kiedyś o planecie oddalonej stąd o siedem czasoprzestrzeni, której używano w czasie międzygalaktycznego bilardu jako bili. Wbito ją dokładnie w czarną dziurę. Dziesięć bilionów trupów.
– Szaleństwo… – uznała Mella.
– Zwłaszcza, że przyniosło jedynie trzydzieści punktów.
- – Rewelacja! – burknął Zaphod i wszedł do windy. – Co jeszcze umiesz poza gadaniem?
– Jeżdżę do góry – odpowiedziała winda – albo w dół.
– Świetnie – ucieszył się Zaphod. – Jedziemy do góry.
– Albo na dół – przypomniała winda.
– Świetnie, proszę do góry.
Przez chwilę panowało milczenie.
– Na dole jest bardzo ładnie – oznajmiła winda z nadzieją w głosie.
- Wiele ludów wierzy, że wszechświat został stworzony przez coś na kształt Boga, Jatravartydzi z planety Viltwodl Sześć uważają jednak, że kosmos wykichała istota o imieniu Wielki Zielony Spazm Arkelów.
Jatravartydzi, żyjący w ciągłym lęku przed momentem, który zwą „Przybycie Wielkiej Białej Chustki Do Nosa”, to małe niebieskie stworzonka o ponad pięćdziesięciu rączkach; ich niezwykłość polega na tym, że jako jedyny naród w historii wynaleźli dezodorant przed kołem.
- Wszechświat, jak już wcześniej wspomniano, jest tak niewyobrażalnie wielki, że jego rozmiary mogą wywołać zawroty głowy. Większość istot myślących chętnie o tym zapomina w imię świętego spokoju.
Wielu z ochotą przeprowadziłoby się do jakiegoś mniejszego miejsca, bardziej pasującego do ich horyzontów myślowych. Większość żywych istot rzeczywiście to robi.
- Wziął literę „Q”, rzucił ją w krzak ligustra i trafił w królika. Królik rzucił się przerażony do ucieczki i gnał, aż go złapał i pożarł lis. Lis zachłysnął się kością i zdechł nad brzegiem rzeki, która niedługo potem spłukała padlinę.
W czasie najbliższych tygodni Ford Prefect próbował zapomnieć o dumie i zaprzyjaźnił się z dziewczyną, która na Golgafrincham pracowała w dziale kadr, i zupełnie nie mógł się pozbierać, kiedy dziewczyna nagle zmarła, ponieważ napiła się wody ze stawu, którą zatruła lisia padlina.
Z tej historii, wynika morał, że nie należy rzucać litery „Q” w krzak ligustra. Niestety, bywają chwile, kiedy nie da się tego uniknąć.
- Zrób groźną broń, niech od razu będzie jasne, że ma niedobry i dobry koniec. Niech każdy, kto stanie z niedobrego końca, natychmiast pojmie, że jego sprawy mają się bardzo źle.
- Życie było przyjemne. Kiedy zostanie znalezione gorące źródło, w komplecie z polaną, i pobiegnie po wzgórzach okrzyk, że odkryto żyłę mydła i rozpoczęto dzienną produkcję pięciuset kostek, będzie jeszcze przyjemniejsze. To ważne, mieć w życiu nadzieję.
Zobacz też: