Pozwólcie nam krzyczeć
Wygląd
Pozwólcie nam krzyczeć – powieść autorstwa Stanisławy Fleszarowej-Muskat.
- – Dlaczego się śmiejesz? – Spytał stłumionych głosem.
– Dlatego, że nie płaczę. Dlatego, że nie mogę płakać. Są dwie możliwości w naszym życiu: śmiech albo płacz. A ja się śmieje, bo jest mi z tobą dobrze.
- Ludzie, którzy chcą dla siebie zachować swoje tajemnice, powiększają uczucie samotności.
- – Och, nie bądź nudny, Gaston.
– Nie bądź nudny, Gaston – powtórzył Dominique.
On jeden w tym kącie pokoju słyszał i rozumiał rozmowę, którą prowadzili. Z mściwą satysfakcją śledził nieudane zaloty Gaszona. Zazdrościł mu. Urody, wdzięku, wykształcenia. W zazdrości odnajdował Dominique iskierki głuchego żalu, którego doznawał, ilekroć przed jego dziecinną ciekawością zatrzaskiwały się ciężkie furty troskliwie pielęgnowanych ogrodów. Biegały w nich szczęśliwe dzieci, a Gaston – Dominique był tego nieomal pewny – musiał być w ich gronie. W Paryżu czy w Bordeaux, (…) lub w jakimkolwiek innym mieście. Z poruszania się po żwirowanych alejkach, z gonitwy za wesołą piłką, która nigdy nie wpadała do śmietnika, że spacerowania po wielkomiejskich bulwarach w nieskazitelnie skrojonym ubraniu pochodził właśnie ów nieodparty wdzięk ciała, najbardziej pewna lokata kapitału, od której teraz odbierał odsetki odwracając ku Magdalenie głowę ruchem tak miękkim i tkliwym, że w Dominique’u serce zamarło ze smutnego zachwytu.
- Jeśli jakiś bandyta usiłuje uciec z obozu, ten, kto go zastrzeli, otrzymuje dwa tygodnie urlopu. To jest premia dla naszych chłopców, inaczej oszaleliby w tych drutach.
- Magdalena podniosła uśmiechnięty wzrok na Piotra. Tak chciała to widzieć razem z nim. Czy rozumie, że wszystko, co oglądają wspólnie, jest dwa razy ładniejsze, piękniejsze, doskonalsze? Wsunęła palce w jego dłoń i stali przez chwilę w milczeniu, które tak lubili między sobą.
- Piotr wyrzucał z siebie, że w ciągu długich miesięcy nie uczynił nic, aby być razem z Magdaleną lub bodaj przybliżyć się do miejsca jej pobytu. Mógłby czuwać nad nią choćby w ten znikomy sposób, jaki stwarza świadomość czyjejś życzliwej obecności. Czuł żal i zażenowanie na myśl, jak mało przydatną w tej wojennej machinie różnorakich zasadzek była jego męska siła, odwaga, gotowość poświęceń – te wszystkie chwalebne atrybuty rycerskości, które przez długie wieki zakochani składali u stóp kobiet. Dwudziestowieczna wojna doszła do doskonałości w walce przeciwko człowiekowi, niszcząc go nie pozwoliła mu nawet zrobić użytku z jego cnót.
- Nie bądź na mnie zła, Tereso. Ja po raz pierwszy chce z kimś być razem. Tylko ja i on. Kiedy człowiek ma coś po raz pierwszy, staje się niecierpliwy w posiadaniu i nie myśli o niczym więcej.
- Zrozumiała, że cierpienie bardziej przywiązuje mężczyznę niż pospolita radość oddania.
- Postawiła to pytanie, które dręczyło go od pierwszego dnia, kiedy ją zobaczył. Przecież nigdy nie doszło między nimi do wyznań, które by mogły je usprawiedliwić. Przecież zawsze starannie unikali słów, które mogłyby potrącić bodaj o prawdę. A jednak teraz zapytała go o to i wpatrywała się w niego czekającymi oczyma.
- Zazdrość jest uczuciem najbardziej pobudzającym wyobraźnię.
- Zobacz też: zazdrość
- Ale płacz kobiecy zawsze go wzruszał, przestawał wtedy myśleć, stawał się gąbką osuszającą łzy i zdolny był do wszelkich niedorzeczności.
- Nigdy nie zostawię cię samej, nigdy! – Szeptał Piotr. Czuł dławiącą go w gardle tkliwość. Spokojne dni w małym miasteczku przeobrażały ich obcowanie w koleżeńską, zrównoważoną przyjaźń. Gdy jednak działo się coś niezwykłego, gdy czuli gorący oddech niebezpieczeństwa i trwogi, ich uczucie nabierało ostrej gwałtowności, jak płomień, który rozniecił gwałtowny wiatr. Przyciągnął ją blisko do siebie, objął ciasno ramionami, jakby był w stanie osłonić ją przed wszystkim, co niosła noc i wojna.
- Będziemy krzyczeć – to jedno nam zostało. Gdy wszędzie jest pusto i ciemno, człowiek musi krzyczeć, żeby drugi człowiek go usłyszał.
- Magdalena poszła w tę stronę. Łudziła się, że może jest to pociąg z ludźmi do Warszawy. Ale był to długi transport sanitarny ze wschodu. Żołnierze wystawiali przez okna obandażowane ręce i głowy, wciąż jeszcze ciekawi świata, spragnieni grochówki i papierosów, które im podawały kręcące się po peronie niemieckie kobiety z NSV. Z niektórych wagonów wyjmowano nosze z rannymi. To byli ci, którzy albo już nie żyli, albo nie nadawali się do dalszego transportu. Stamtąd właśnie rozchodził się ten krzyk, rozpaczliwy krzyk protestu.
Wszyscy chcieli jechać do Reichu. Nawet najciężej ranni, którzy skazani byli na śmierć w drodze, błagali o pozostawienie w wagonie. Ogarniał ich obłędny strach przed wpadnięciem w ręce wroga, przed śmiercią w szpitalu, w obcym mieście. Wynoszeni na noszach czepiali się drzwi rękoma – jeśli mieli je zdrowe – chwytali się fartuchów sióstr, wpijali zęby w ich dłonie i krzyczeli.
Siostry zmęczone, blade, słaniające się na nogach walczyły z nimi nieustępliwie, odginały ich palce zakrzywione kurczowo na krawężnikach drzwi, przytrzymywały ich na noszach, prosiły, płakały i krzyczały tak jak oni.
Wzdłuż toru szła niemłoda, krępa kobieta w białym płaszczu, czystym i starannie wyprasowanym. Twarz jej była maską sztucznego, groźnego spokoju. W ręku trzymała gruba trzcinkę i szybkim, krótkim ruchem uderzała nią w palce rannych, zaciśnięte na drzwiach.
– Schneller! – krzyczała – Schneller! Pociąg ma piętnaście minut postoju.
Po jej przejściu siostry stawały się bardziej bezwzględne. Wyszarpywały z wagonów nosze, zrzucały je na perony, nie odwracały głowy na żadna prośbę czy wołanie.
Krzyk wzmagał się.
Mała siostra czy lekarka wróciła purpurowa na twarzy.
– Nicht schreien! – wrzasnęła.
– Lasst uns schreien! – krzyknął jakiś żołnierz na noszach stojących na peronie. Uniósł się z wysiłkiem na łokciach i patrząc płonącymi oczyma w twarz małej kobiety powtarzał z namiętnym uporem: – Pozwólcie nam krzyczeć! Co nam więcej zostało? Tylko krzyczeć, krzyczeć na całe gardło z bólu, wstrętu, rozpaczy i nienawiści. Krzyczeć! Krzyczeć do obłędu! Coście z nami zrobili? Kto wam na to pozwolił?
Kobieta w białym czystym płaszczu odwróciła się i odeszła szybko wzdłuż toru.
Młody żołnierz opadł na nosze i oddychał ciężko. Siostry rzuciły się do wagonów usuwać innych rannych.
Magdalena stała opodal, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
– Lasst uns schreien! – szepnęła. Tak, to były jej własne słowa, wypowiedziane w chwili, gdy niemieckie zwycięstwa wykluczały możliwość odwrócenia sytuacji. Teraz usłyszała je z ust niemieckiego żołnierza. Podeszła do niego i widząc, że nikt nie zwraca na nią uwagi, uklękła przy noszach.
– Lasst uns schreien! – powtórzyła.
- Każdy mężczyzna w różny sposób nazywa swoje pragnienia, w gruncie rzeczy potrzebuje tylko kobiety.