Pamiętnik z powstania warszawskiego
Wygląd
Pamiętnik z powstania warszawskiego – książka Mirona Białoszewskiego.
- 18 września – w biały dzień – nadleciała nagle masa amerykańskich samolotów. I całe niebo zaczęło fruwać. Od kolorowych spadochronów. Naprawdę były kolorowe. I to na różnie. Opuszczały się długo. Jak na naszą krótką cierpliwość. Coś miały poprzypinane. Czekaliśmy co. Okazało się, że coś tam z broni. Bandaże i książki. Okazało się nie tak od razu. Bo żaden spadochron nie wylądował koło nas. był chyba tego dnia trochę powiew wiatru. Nawet wydaje mi się, że pogoda wyjątkowo nie ta upalna. Więc znosiło gdzieś te spadochrony. Już-już zdawało się, że na nas. A tu nie. No i wcale nam się nie zdawało. Bo większość tego poleciała na stronę niemiecką.
- Dla Polski Warszawa przede wszystkim paliła się.
- Dlaczego nie mogłem opędzić się od Zaduszek? Bo szliśmy tak, jak się wychodzi z cmentarza w Zaduszki.
- Dni się tak nie rozróżniało za bardzo. Ale to jedno święto – 15 sierpnia (wypadało we wtorek) – nagle postanowiono obejść, uczcić. Na przekór. Od rana.[...] Tym razem czekało się też na Cud nad Wisłą. Też z nimi. Po drugiej stronie. I za Żeraniem. Ale żeby przyszli.
- Swoją drogą, musieliśmy wtedy wyglądać dziwnie. I cywile. I powstańcy. Nie byli znowu wcale do siebie tacy niepodobni. Wszyscy ludzie, co wyłazili wtedy z Warszawy, byli do siebie podobni i zupełnie niepodobni do innych.
- Szła groza, jakiej dotąd nie było.
- Śmierć była zasadą. Największą możliwością. Prawie jedyną! Prawie jak sto procent.
O książce
[edytuj]- Były to lektury [twórczość Tucydydesa, Ksenofonta, Juliusza Cezara], które mnie nawet trochę zmobilizowały do napisania Pamiętnika z powstania warszawskiego. Przekonałem się na tych autorach, że warto i trzeba pisać, skoro się było w środku takiego wydarzenia. I że trzeba pisać jak oni.