Matthew Greywolf
Wygląd
Matthew Greywolf (właśc. Benjamin Buss; ur. 1977) – niemiecki muzyk, gitarzysta zespołu Powerwolf.
- Jestem przekonany, że bez względu na wyznanie czy osobistą filozofię życiową, każdy człowiek zadaje sobie pytania dotyczące własnego losu, staramy się dojrzeć to, czego na razie nie możemy zobaczyć. Niektórzy mówią w tym kontekście o religii, ja jednak nazwałbym to filozofią albo duchowością.
- W katolicyzmie człowiek jest zdefiniowany jako urodzony grzesznik. Przecież rodzisz się z grzechem pierworodnym. Potem musisz pokonać grzech przy pomocy mocnej, szczerej wiary, wyznania grzechów i żalu za nie. Jesteś grzesznikiem, dopóki nie zostaniesz ochrzczony. Sakrament to religijny rytuał. Dla nas to zdefiniowanie człowieka jako grzesznika na dzień dobry to taki właśnie sakrament grzechu. My jesteśmy zespołem, nie oceniamy żadnej religii, a tylko opowiadamy o niej historie. Ten cały koncept grzechu, przebaczenia za niego i tak dalej jest bardzo interesujący, kiedy mu się przyjrzeć i był bardzo inspirujący podczas pisania tekstów.
- Grzech może być przyjemnością. To też prawdopodobnie kwestia tego, jak właściwie ten grzech definiujesz. Dla mnie grzech jest akurat czymś, co muszę zdefiniować sam dla siebie.
- Pracowałem co prawda kiedyś jako grafik, ale w momencie, kiedy zespół zaczął się rozrastać i robić coraz popularniejszy, musiałem podjąć decyzję, że skupiam się wyłącznie na nim.
- Nie podkreśliłbym znaczenia żadnej z technik. Sam nie jestem jakimś technicznym gitarzystą. W sumie nie uznaję siebie samego za dobrego gitarzystę. Myślę, że ważne jest, by wypracować jakąś wizję tego, jak chcesz brzmieć, spróbować znaleźć jakiś dźwiękowy znak rozpoznawczy. Nie skupiałbym się na graniu skal czy arpeggio najszybciej jak to możliwe, a na tym, by brzmieć po swojemu.
- (…) uważam, że bardzo ważne jest pisanie własnej muzyki tak wcześnie, jak to tylko możliwe. Dosłownie kiedy jesteś w stanie zagrać pierwsze akordy – próbuj pisać. Lepiej pracować nad własnym stylem niż polerować coverowanie. Dopieszczanie grania coverów co najwyżej sprawi, że będziesz doskonały w graniu czyjejś muzyki. Pisanie własnej w naturalny sposób pozwoli ci stworzyć własny styl. Przez to chyba jestem wielkim zwolennikiem muzyków, którzy nie mają edukacji muzycznej. Jeśli masz zbyt dużo klasycznej edukacji muzycznej, to znasz te wszystkie techniki, które już istnieją, ale jednocześnie nie pozostawiasz sobie miejsca na granie być może złe, ale unikalne i budujące twoją charakterystykę.
- Nie chcę osądzać religii, bo moim zdaniem to bardzo prywatna sprawa. Każdy z nas ma jakieś poglądy na sprawy duchowe i religijne. Nie krytykujemy ani nie chwalimy żadnej konkretnej religii. Ale możemy pisać z historycznego punktu widzenia i pisać o religii w kontekście historycznym. Jeśli chodzi o genezę tytułu, „Sakrament grzechu”, to jest to odniesienie do katolicyzmu. Kościół przyjmuje, że człowiek rodzi się grzesznikiem. Aby przezwyciężyć grzech, musisz go wyznać. To bardzo interesujący koncept.
- Nie mieliśmy na razie problemów, bo w każdym wywiadzie i w rozmowach z fanami podkreślamy, że absolutnie szanujemy każdą religię i nie krytykujemy nikogo. Po prostu opowiadamy historie z przeszłości. Każdy z nas ma swój własny pogląd na duchowość i religię, ale respektujemy każdą jej formę.
- Lubię od czasu do czasu samym tytułem piosenki wywołać w fanach zaciekawienie, o czym ona opowiada. Uważam, że sam tytuł powinien być czymś, co przyciągnie słuchaczy do utworu. Sam mam tak, że gdy tytuł jest zabawny, mam większą ochotę przesłuchać piosenkę – nic z kolei mnie tak nie zniechęca, jak nudne, pseudo-mroczne tytuły w stylu „Brutal Devastation Of The Hellish Nightmare”
- Szczerze mówiąc, nie mieliśmy pojęcia, że to aż tak wielkie święto w Polsce (śmiech). Z pewnością postaramy się, by był to naprawdę wyjątkowy koncert – w końcu będziemy po raz pierwszy prezentować naszym polskim fanom nowy materiał i to w nowej scenicznej oprawie. Ale dzięki za informację, że to dzień Wszystkich Świętych – postaramy się go uczcić w odpowiedni sposób!
- Myślę, że kluczem jest to, by przede wszystkim w zespole być przyjaciółmi, a nie tylko zgrają muzyką. Jeśli ktoś, kto akurat tworzy zespół, spytałby mnie o radę, powiedziałbym mu: nie wybieraj najlepszych muzyków, tylko najlepszych kumpli! Z mojego punktu widzenia dobra atmosfera w zespole jest najważniejsza – osobiście nie kupuję tych wszystkich „supergrup” stworzonych na tej zasadzie, że bierzemy najlepszego gitarzystę, najlepszego perkusistę i innych „najlepszych” muzyków i nagrywamy coś razem. Dla mnie esencję bycia w zespole stanowi tworzenie muzyki i podróżowanie w gronie ludzi, których się lubi – i właśnie tak jest z Powerwolfem! To jest właśnie sekret tego, dlaczego udaje nam się razem działać już tyle lat – i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
- (…) nasza relacja dawno już wykroczyła poza ramy zawodowe i naprawdę czujemy się, jakbyśmy byli rodzeństwem. To coś więcej, niż tylko historyjka, którą można dobrze sprzedać – wraz z Charlesem możemy na sobie zawsze polegać, nie tylko na scenie.
- Od wczesnego dzieciństwa byłem pochłonięty muzyką heavymetalową. Wiesz pewnie, jak to jest, gdy przynosisz do domu kolejne płyty i zapełniasz półki nowymi dziełami – a każda z nich zostawia pieczątkę na twojej muzycznej duszy. Ale prawda jest taka, że największą inspirację przy komponowaniu stanowią dla mnie pozostali członkowie zespołu. Nasza kreatywność budzi się wtedy, gdy tworzymy razem. Na próbach każdy dorzuca coś od siebie – i tak powoli rodzą się nowe utwory. Zresztą, nawet gdy jestem sam w domu i przyjdzie mi do głowy jakaś melodia, to i tak słyszę ją zawsze z głosem Attili w tle. Poza tym, lubię wyobrażać sobie, jak nasi fani reagują na daną piosenkę – to też bardzo pobudza moją kreatywność!