Mariusz Grzegorzek

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Mariusz Grzegorzek (ur. 1962) – polski reżyser filmowy, teatralny i telewizyjny, scenarzysta, profesor nauk o sztukach pięknych, pedagog PWSFTiT w Łodzi.

  • (...) coraz bardziej nuży mnie teatr hołdujący „czwartej ścianie”, oferujący iluzję rzeczywistości, psychologicznej głębi, spójnych opowieści rysowanych gęstą kreską, w dużej rozdzielczości. Wielość postaci w jednym aktorze daje sugestywny efekt.
  • Film hipnotyzował mnie zawsze. Koleżanki ze szkoły podstawowej kolekcjonowały pamiętniki z sentencjami w stylu: „Na górze róże, na dole fiołki, my się kochamy jak dwa aniołki”, koledzy woleli piłkarzy. A ja w moim pamiętniku wklejałem bilety z filmów, na których byłem w kinie „Piast”.
  • Film to cyrk na kółkach. Nigdy nie miałem problemu z opanowanie sytuacji na planie. Po prostu jestem silną osobowością. Teraz jednak nie mam za bardzo ochoty na ciągłe zmaganie się z ludźmi. Film jest związany z kasą. Nawet w tej biednej i smutnej Polsce jest otoczony gromadą hien, które ciągle mówią o forsie. Nie ma warunków, by pracować jak człowiek z człowiekiem. W teatrze jest większy komfort pracy. Tam mogę nawiązać prawdziwy dialog. Tu znalazłem poczucie sensownej i rzetelnej pracy.
  • Interesują mnie sugestywne relacje międzyludzkie.(...) mnie strasznie kręci próba dojścia do najgłębszych pokładów naszej osobowości.
  • Jestem jednocześnie pacjentem i lekarzem, katem i ofiarą, kotem i psem, dzieckiem i starcem. I to jest stan dla reżysera w pewnym sensie błogosławiony. Ponieważ poruszanie się w strukturze plus i minus, nieustannym ścieraniu się racji stanowi o tym, że następuje przepływ witalnej energii.
    • Źródło: „Zwierciadło”, nr 7/1941, lipiec 2008
  • Moje filmy czasem wywołują mieszane reakcje. Jedni kręcą nosem i często decydują się na otwarty atak. Podchodzi też sporo ludzi, którzy mówią dobre rzeczy np., że są pod wrażeniem, że film był dla nich przeżyciem. Ale mimo że przychodzą z pozytywną energią i tak czuję się tym skrępowany. Cieszy mnie to, ale niekoniecznie chcę być bezpośrednim adresatem tych, miłych w końcu, wiadomości. W procesie robienia filmów jest coś intymnego i zawsze dużo mnie kosztuje odbywanie spotkań z publicznością.(...) lubię wypuszczać film w samodzielny rejs, nie jestem fanem spotkań autorskich.
  • Poważny teatr musi być próbą nawiązania głębokich, intymnych relacji z drugim człowiekiem. W tym sensie sformułowania „aktor” czy „reżyser” nie oznaczają tylko profesji. W codziennym życiu mam syndrom Kaja z „Królowej śniegu”: bardzo trudno nawiązuję relacje z ludźmi. A na próbach w sposób organiczny przepełnia mnie serdeczność i potrzeba kontaktu. Wtedy wspólna gotowość do robienia rzeczy niezwykłych staje się zjawiskiem naturalnym.
  • Repertuar dobieram intuicyjnie. Zazwyczaj po pierwszej lekturze wiem, że chcę pracować nad danym tekstem. Później zaczynam dialogować sam z sobą: dlaczego i w jaki sposób. Najbardziej interesuje mnie rodzaj gry, jaki prowadzimy wobec siebie i innych.
  • Tak trudno otrząsnąć się z toksycznego, plastikowego realu, głupoty i bylejakości, która zabija wszystko.
    • Źródło: „Zwierciadło”, nr 7/1941, lipiec 2008
  • Teatr jest jak ćma, żyje tylko tu i teraz, przez chwilę. To przystaje do mojego przekonania – że nie chodzi o to, żeby zostawić coś po sobie na potem. Życie polega na tym, żeby być teraz. Ta grana do bólu konstatacja wyznacza jedno z najtrudniejszych życiowych zadań.
    • Źródło: „Zwierciadło”, nr 7/1941, lipiec 2008
  • Teledyski są odpowiednikami poezji w literaturze. Nie znoszę teledysków, które są małymi filmami, mają bohaterów i opowiadają jakąś historię. Lubię natomiast takie, które są luźną grą nastrojów i emocji.
  • Wydaje mi się, że teatr telewizji, a konkretnie ludzie, którzy zajmują się i decydują o kształcie teatru telewizji, muszą poważnie zrewidować to, co chcieliby robić. Tak naprawdę, epoka teatrów telewizji, które udają filmy, a nie są nimi z wielu powodów, w jakimś sensie przeminęła.
  • Urszula Lipińska: Jak polskie kino wygląda z perspektywy teatru?
    Mariusz Grzegorzek: Wygląda jak biedna krewna z najodleglejszego kraju byłej Republiki Radzieckiej. Jest infantylne, po amatorsku skomercjalizowane i nie prowadzi z widzem prawdziwego, sfermentowanego dialogu. Nie prowokuje. Oczywiście, nie oglądam wszystkiego i nie chciałbym nikogo skrzywdzić, na pewno są jakieś wyjątki, ale mam wrażenie, że z polskim kinem nie dzieje się za ciekawie. Środowisko filmowe nie ma w sobie odwagi i potrzeby odwołania się do najlepszych tradycji kina. Udaje, że jest głupsze niż jest i ma pulpę pod kopułami zamiast mózgu. Kino zawsze było skomercjalizowane, ale zmieniła się relacja między komercją a kinem ambitniejszym, które coraz trudniej robić i widownia odzwyczajona od tego typu filmów przestała na nie odpowiadać.