Przejdź do zawartości

Franz Kafka

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Franz Kafka (1923)

Franz Kafka (1883–1924) – niemieckojęzyczny pisarz.

Dzienniki (1910–1923)

[edytuj]
  • Często człowiek, jeśli patrzy uważnie, poznaje siebie już po twarzy lokaja u drzwi.
  • Męczarnie w łóżku nad ranem. Jedynym rozwiązaniem wydał mi się skok z okna.
  • Mieć uczucie, że się jest spętanym, a równocześnie inne uczucie, że po uwolnieniu z pęt byłoby jeszcze gorzej.
  • Najczęściej ten, którego się szuka, mieszka tuż obok.
  • Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji. Po południu szkoła pływania.
    • Opis: wpis z 2 sierpnia 1914.
  • Nienawidzę wszystkiego, co nie ma związku z literaturą, nudzi mnie zapuszczanie się w rozmowy (nawet odnoszące się do literatury), nudzi mnie składanie wizyt, radości i cierpienia moich krewnych nudzą mnie aż po sam rdzeń duszy. Rozmowy odzierają z ważkości, z powagi i z prawdy wszystko to, co myślę.
  • Nigdy nie udało nam się rozstrzygnąć, czy są oni [paryżanie] uszczęśliwieni, kiedy robimy błędy we francuskim, czy też po prostu uważają, że błędy te są interesujące i warto ich posłuchać.
    • Opis: wpis z września 1911.
  • Osamotnienie niesie tylko kary.
  • Przedwczoraj robiono mi wyrzuty z powodu fabryki. Potem przez godzinę na kanapie myślałem o wyskoczeniu z okna.
    • Opis: wpis z 8 marca 1912.
  • Spałem, budziłem się, spałem, budziłem się, nędzne życie.
    • Opis: wpis z 19 lipca 1910.
  • Wieczna młodość jest niemożliwa; gdyby nawet nie było innej przeszkody, autoanaliza uniemożliwiłaby ją.
    • Opis: wpis z 10 kwietnia 1922.
    • Zobacz też: młodość
  • W każdym bądź razie nie wolno mi opłakiwać faktu, że nie mogę znieść żadnej kochanki, że na miłości znam się prawie tak mało, jak na muzyce i muszę zadowalać się jak najbardziej powierzchownymi, przelotnymi wrażeniami.
    • Opis: wpis z 3 stycznia 1912.
  • Wszystko jawi mi się jako konstrukcja.

Proces

[edytuj]

(tłum. Józefina Szelińska, korekta Bruno Schulz, wyd. Club International del Libro S.A., Madryt 1999)

  • Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił. Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie blisko, przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. „Jak pies!” – powiedział do siebie. Było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.
  • Jeżeli namaluję tu jednego przy drugim wszystkich sędziów i pan będzie się przed tym płótnem bronił, więcej pan wskóra przed nim niż przed prawdziwym sądem.
    • Źródło: s. 156–157.
  • Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.
  • Pan chce widzieć sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może przyprawić o rozpacz.
    • Źródło: rozdział pierwszy.
  • Pan jest aresztowany, pewnie, ale nie powinno to panu przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia. - W takim razie nie jest tak straszną rzeczą być aresztowanym - powiedział K. i przystąpił blisko do nadzorcy.
    • Źródło: rozdział pierwszy.
  • Podbiegł, pochwycił ją, całował jej usta, a potem całą twarz, jak spragnione zwierzę chłepczące wodę u znalezionego wreszcie źródła. W końcu całował jej szyję w miejscu, gdzie jest krtań, i długo przywarł do niej ustami.
    • Źródło: rozdział pierwszy.
  • Zapędzili go do tego pokoju i zostawili samego tu, gdzie przecież miał wszelkie możliwości odebrania sobie życia. Równocześnie jednak zastanawiał się, tym razem z własnego punktu widzenia, czy miał w istocie powód do takiego kroku. Czy dlatego, że ci dwaj siedzieli obok i sprzątali mu sprzed nosa śniadanie? Byłby ten krok czymś tak bezsensownym, że już wskutek tej bezsensowności nie byłby w stanie go uczynić, nawet gdyby miał nań ochotę.
    • Źródło: rozdział pierwszy.
  • Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.
    • Źródło: s. 232.

List do ojca

[edytuj]

(niem. Brief an den Vater; tłum. Janusz Sukiennicki)

Pierwsza strona listu do ojca
  • Byłem lękliwym dzieckiem, mimo to bywałem z pewnością również krnąbrny, jak inni w mym wieku; z pewnością matka tez mnie rozpieszczała, ale nie mogę uwierzyć, że byłem szczególnie trudny do wychowania; nie mogę uwierzyć, że przyjaznym słowem, łagodnym ujęciem za rękę, dobrym spojrzeniem nie udałoby się skłonić mnie do zrobienia wszystkiego, czego by chciano.
  • Dla Ciebie sprawa była zawsze bardzo prosta, wtedy przynajmniej, kiedy rozmawiałeś o tym ze mną, a także, bez wyboru – z kim popadło. W Twoich oczach wyglądało to mniej więcej tak: całe swoje życie ciężko pracowałeś, poświęciłeś wszystko dzieciom, zwłaszcza mnie, i dlatego mogłem wieść żywot „huczny i buńczuczny”, miałem całkowitą swobodę w uczeniu się, nie troszczyłem się o wikt, zupełnie nie miałem powodów do trosk. Nie wymagałeś za to żadnej wdzięczności – Ty znasz „wdzięczność dzieci” – ale choćby jakiegoś zrozumienia, oznaki współczucia; zamiast tego od dawna zamykałem się w mym pokoju, uciekałem w świat książek, w szalone przyjaźnie, w ekscentryczne pomysły; otwarcie nigdy z Tobą nie rozmawiałem, nigdy nie przychodziłem do Ciebie do templu, nie odwiedzałem Cię nigdy we Franciszkowych Łaźniach, poza tym również nigdy nie miałem poczucia więzi rodzinnej, nie troszczyłem się o sklep i o Twoje interesy, pozostawiłem Tobie fabrykę, a potem Cię opuściłem, wspierałem Ottlę w jej uporze i podczas, gdy dla Ciebie nie kiwnąłem nawet palcem (ani razu nie przyniosłem Ci biletu do teatru), to dla przyjaciół robiłem wszystko.
  • Na szczęście bywały również wyjątki, wtedy najczęściej, gdy cierpiałeś milcząc, a miłość i dobro pokonywały i obejmowały wszystko swoją siłą. Rzadko, co prawda, tak bywało, ale to było cudowne. Na przykład, gdy widywałem Cię niegdyś w sklepie, latem w skwarne popołudnie, zmęczonego i nieco sennego, z łokciami na ladzie; albo gdy w niedzielę wymęczony przyjeżdżałeś do nas na letnisko; albo gdy podczas ciężkiej choroby mamy dygocąc od płaczu uchwyciłeś się półki z książkami; albo podczas mojej ostatniej choroby cicho zaszedłeś do mnie do pokoju Ottli, zatrzymałeś się na progu, wetknąłeś tylko głowę, aby mnie zobaczyć w łóżku, i dla formy jedynie pozdrowiłeś ręką. W takich chwilach człowiek kładł się i płakał ze szczęścia, i płacze, kiedy to pisze.
  • Następnym jawnym wynikiem tego całego wychowania było to, że uciekałem przed wszystkim, co tylko z dala przypominało Ciebie. Najpierw sklep. Sam w sobie, szczególnie w latach dzieciństwa, dopóki był to sklepik na bocznej uliczce, musiał mnie chyba bardzo cieszyć, taki był ożywiony i wieczorami oświetlony, tyle tam się widziało i słyszało, tu i ówdzie można było coś pomóc, zasłużyć się, ale przede wszystkim podziwiało się Ciebie i Twój nadzwyczajny talent kupiecki, jak sprzedawałeś, obsługiwałeś ludzi, dowcipkowałeś, byłeś niezmordowany, w przypadku wątpliwości natychmiast znajdowałeś rozstrzygnięcie, i tak dalej; jeszcze jak pakowałeś towar lub rozwiązywałeś paczkę, to też było nie lada przedstawieniem godnym obejrzenia, a wszystko razem nie najgorszą szkołą dla dzieci. Ale ponieważ stopniowo coraz bardziej napełniałeś mnie przerażeniem, a sklep i Ty zlewaliście się w jedno, sklep też przestał być dla mnie przyjemny.
  • Potrafisz tylko tak traktować dziecko, jak Ciebie traktowano: energicznie, hałaśliwie i porywczo, i w tym przypadku wydaje Ci się to nawet bardzo stosowne, ponieważ zamierzałeś wychować mnie na silnego, dziarskiego i odważnego młodzieńca.
  • Pewnego razu w nocy bez ustanku marudziłem o trochę wody, zapewne nie z pragnienia, ale prawdopodobnie po to, aby Cię nieco poirytować, po części zaś, aby się zabawić. Gdy nie pomogły surowe napomnienia, zabrałeś mnie z łóżka, zaniosłeś na długi, drewniany balkon i na chwilę zostawiłeś samego, w koszuli, pod zamkniętymi drzwiami. Nie chcę powiedzieć, że to było niewłaściwe, może wtedy naprawdę nie można było w inny sposób uzyskać spokoju w nocy, chcę jednak przez to scharakteryzować Twoje metody wychowawcze i ich oddziaływanie na mnie. Potem byłem już chyba posłuszny, ale pozostał mi z tego wewnętrzny uraz. Nigdy nie potrafiłem doszukać się właściwego związku pomiędzy tym zrozumiałym dla mnie, bezsensownym proszeniem o wodę, a niezwykłą ohydą wyniesienia mnie na balkon. Jeszcze po latach cierpiałem z powodu dręczącego wyobrażenia, że ogromny mężczyzna, mój Ojciec, najwyższa instancja, mógł przyjść i prawie bez powodu wynieść mnie w nocy z łóżka na balkon, i że ja tak zupełnie nic nie znaczyłem dla niego.
  • Prawdą również jest, że rzeczywiście ani razu mnie nie uderzyłeś. Ale wrzask, Twoja czerwona twarz, pośpieszne odpinanie szelek i to, że wisiały gotowe na oparciu krzesła – było chyba dla mnie bardziej przykre. Jakby ktoś miał być powieszony. Gdyby go powieszono naprawdę, umarłby i na tym koniec. Jeżeli jednak najpierw musi przeżyć wszystkie przygotowania do egzekucji, a dopiero gdy mu stryczek zwisa przed twarzą, ma dowiedzieć się o ułaskawieniu, to może się przez całe życie z tego nie uleczyć. Poza tym z wielu takich przypadków, gdy według Twej jasno wyrażonej opinii zasłużyłem na lanie, z Twej łaski nie dostawałem go jednak jeszcze tym razem, zebrało się nowe wielkie poczucie winy. Ze wszech stron ciągle zaciągałem u Ciebie długi.
  • To prawda, że matka była dla mnie bezgranicznie dobra, lecz wszystko pozostawało dla mnie w relacji do Ciebie, a więc nie była to dobra proporcja. Matka nieświadomie spełniała rolę naganiacza w polowaniu. Kiedy Twoje wychowanie w jakimś nieprawdopodobnym przypadku przez upór, niechęć lub nawet nienawiść stawiało mnie na własnych nogach, to matka odkręcała wszystko na nowo swoją dobrocią, rozsądnymi mowami i namowami (w zamęcie dzieciństwa była wzorem rozsądku), prośbami, i na powrót byłem wpędzany w Twoje sidła, z których może zresztą byłbym się i wyłamał z korzyścią dla mnie i dla Ciebie. Albo bywało tak, że nie dochodziło do żadnego istotnego pojednania i że matka chroniła mnie przed Tobą tylko w tajemnicy, coś mi po kryjomu dawała, na coś mi pozwalała, a potem byłem wobec Ciebie na nowo płochliwą istotą, kłamcą, winowajcą świadomym swej winy, który z powodu swej nicości musiał dochodzić krętą drogą nawet do tego, co uważał za swe prawo. Oczywiście, przyzwyczaiłem się potem szukać na tych drogach tego, do czego nie miałem prawa, nawet w moim przekonaniu. Znów zwiększało się poczucie winy.

Listy do Mileny

[edytuj]
  • Albo świat jest tak maleńki, albo my tak olbrzymi, w każdym razie wypełniamy go całkowicie.
  • Całe życie opierałem się pragnieniu, aby je zakończyć.
  • Czemu nie jestem na przykład szczęśliwą szafą w Twoim pokoju, szafą, która patrzy na Ciebie całą, kiedy siedzisz w fotelu czy przy biurku, albo gdy kładziesz się i śpisz.
  • Jestem zmęczony, nie wiem nic i chciałbym tylko złożyć mą twarz na Twoich kolanach, czuć Twoją rękę na mojej głowie i trwać tak przez całą wieczność.
  • Kiedy myślę o Tobie, zawsze tak samo jasno wyobrażam sobie, że leżysz w łóżku mniej więcej tak, jak leżałaś w Gmünd wieczorem na łące (tam gdzie opowiadałem Ci o moim przyjacielu, a Ty nie bardzo słuchałaś). I to nie jest bynajmniej dręczące wyobrażenie, tylko właściwie to coś najlepszego, o czym mogę teraz myśleć, że leżysz w łóżku, a ja Cię trochę pielęgnuję, przychodzę, kładę Ci rękę na czole, zatapiam się w Twoich oczach, gdy spoglądam na Ciebie, czuję Twój wzrok na sobie, gdy chodzę w kółko po pokoju, i wciąż z dumą, której poskromić wprost nie sposób, wiem, że żyję dla Ciebie, że mi to wolno, i dlatego zaczynam Ci dziękować, że raz, kiedyś, przystanęłaś przy mnie i podałaś mi rękę.
  • Miłością jest, że ty jesteś tym nożem, którym ja grzebię w sobie.
    • Liebe ist das Messer, mit dem ich in mir wühle. (niem.)
  • Nie przestrasz się, proszę, gdy poczujesz moje wargi na szyi. Nie chciałem całować, to tylko bezradna miłość.
  • Zamiast żyć razem powinniśmy w dobrym nastroju i zadowoleniu położyć się obok siebie, żeby umrzeć.

Inne

[edytuj]
  • Cała wiedza, suma wszystkich pytań i wszystkich odpowiedzi zawarta jest w psie.
  • Chrystus – to przepaść pełna światła… ten, kto w nią spojrzy, musi się w nią rzucić.
  • Człowiek nie może żyć bez nieustannej ufności w coś niezniszczalnego.
  • Człowiek przychodzi na ten świat z krwawiącą raną.
  • Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka.
  • Ile szczęśliwych myśli zostaje zaduszonych pod kołdrą, kiedy się samotnie śpi w swoim łóżku, i ile nieszczęsnych snów się nią ogrzewa.
  • Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
  • Istnieją dwa grzechy główne, z których wywodzą się wszystkie inne: niecierpliwość i opieszałość. Przez niecierpliwość ludzie zostali wypędzeni z raju, przez opieszałość nie powracają tam.
  • Jedną z najbardziej skutecznych pokus zła jest wezwanie do walki.
  • Jedynie uciekając od świata, można się nim cieszyć.
  • Jeśli się raz wchłonęło zło, to ono już nie żąda, by mu wierzono.
  • Kat ma zawsze złą reputację.
  • Kłamie się możliwie mało, kiedy się kłamie możliwie mało, a nie kiedy ma się ku temu niewiele okazji.
  • Łaknienie śmierci jest pierwszą oznaką nadchodzącego zrozumienia.
    • Źródło: Aforyzmy z Zurau, opracowanie Roberto Calasso, Kraków 2007, s. 25.
    • Zobacz też: śmierć
  • Najwyższej koncentracji obcy jest wysiłek.
    • Źródło: Leksykon złotych myśli, wyboru dokonał Krzysztof Nowak, Warszawa 1998.
    • Zobacz też: wysiłek
  • Ofiary istnieją, bo istnieją kaci.
    • Źródło: Leksykon złotych myśli, op. cit.
  • Okazja do malutkiej rozpaczy.
  • Pewnym nie można być nawet starych znajomych.
  • Psy myśliwskie jeszcze igrają na dziedzińcu, ale zwierzyna im nie ujdzie, choć teraz tak szybko pędzi już przez lasy.
  • Różnica pomiędzy siłą narodu a jednostki jest tak ogromna, że wystarczy, by naród z bliska ogarnął ulubieńca swym ciepłem, co będzie dla niego dostateczną ochroną.
  • Słuszna droga idzie po linie, która nie jest rozpięta wysoko, ale tuż nad ziemią. Ludzie, zdaje się, więcej się o nią potykają, niż po niej chodzą.
  • Świat jest zły i jeszcze mu się to ułatwia.
  • Twórczość jest zawsze tylko ekspedycją w kierunku prawdy.
  • Tylko nasze pojęcie czasu pozwala nam mówić o sądzie ostatecznym. W gruncie rzeczy jest to sąd doraźny.
  • W walce pomiędzy tobą a światem sekunduj światu.
  • Został na nas nałożony jedynie obowiązek negacji; to, co pozytywne, zostało nam już dane.
  • Zrozumieć szczęście, to jakby zrozumieć, że grunt, na którym stoisz, nie może być szerszy od dwóch stóp, które go pokrywają.
    • Das Glück begreifen, daß der Boden, auf dem Du stehst, nicht größer sein kann, als die zwei Füße ihn bedecken. (niem.)
    • Źródło: Betrachtungen über Sünde, Leid, Hoffnung und den wahren Weg (1917–19)
    • Zobacz też: szczęście
  • Zwierzenia byłyby najbardziej prawdziwe, gdyby się je potem odwoływało.

O Franzu Kafce

[edytuj]
  • Był płochy, lękliwy, spokojny i dobry, ale książki pisał okrutne i bolesne. Świat widział pełen niewidzialnych demonów, które niszczą i rozdzierają bezbronnego człowieka. Był zbyt proroczy, zbyt mądry, aby potrafić żyć.
  • „Godot” nie powstał ani w „oparach egzystencjonalizmu” ani pod wpływem Kafki, jak utrzymują chętnie jego warszawscy recenzenci. Nie cała literatura pesymistyczna wywodzi się od Heideggera i Sartre’a, nie wszystkie sytuacje beznadziejne i absurdalne są pokrewne przygodom Józefa K., bohatera Procesu i Zamku, dwóch powieści gdzie Kafka wypowiedział się najpełniej, a które naznaczyły trwale piśmiennictwo europejskie lat ostatnich. „Kafkizm” był w powietrzu: Maurice Blanchot, zaliczający się do najciekawszych pisarzy francuskich, napisał przed dwudziestu laty jedną z najbardziej „Kafkowskich” powieści, jakie istnieją w literaturze, nie znając Kafki. Przykładów takich znalazłoby się więcej.
  • Franz Kafka zasłużył sobie na to
    żeby nie stawiać mu pomników
    nie produkować koszulek
    podkoszulków filiżanek
    chusteczek do nosa majtek.
  • Kafkę odkryłam jeszcze w liceum. Wkrótce stał się dla mnie jednym z najważniejszych i najbardziej inspirujących pisarzy. Ze swą potrójną tożsamością, autoironią i totalną wrażliwością, był dla mnie jakby podziwianym bratem, którym trzeba się opiekować, bo mimo siły jest bardzo kruchy.
  • Wegetarianin z wyboru – zanim stało się to powszechne. Syn despotycznego ojca uwikłany w kruche relacje z kobietami. Pogrążony w egzystencjalnym kryzysie na długo przed tym, kiedy samotność stała się efektem ubocznym mediów społecznościowych. Niezrozumiany, pełen lęków, uciekał w świat ironii, absurdu i wyobraźni, tworząc dzieła, które uczyniły go jednym z najwybitniejszych pisarzy XX wieku. Opowieść o wrażliwym człowieku, którego lęki i dylematy mocno rezonują z dzisiejszym młodym pokoleniem.
  • Zawsze lubiłem go czytać, gdy byłem w wisielczym nastroju, chyba przynosił mi ulgę, jego pisarstwo otwierało mroczną otchłań i człowiek w nią wpadał, Kafka umiał pokazać dziwne sztuczki, trochę odrywał od rzeczywistości.
    • Autor: Charles Bukowski
    • Źródło: fragment listu Bukowskiego do Jacka Stevensona z 1983.