Przejdź do zawartości

Elżbieta Barys

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Elżbieta Barys (ur. 1947) – polska polityk, radca prawny, nauczycielka akademicka, posłanka na Sejm III kadencji.

  • Byłam śledzona przez SB, ale długiego internowania udało mi się uniknąć. Trafiłam do aresztu między Bożym Narodzeniem a sylwestrem w 1983 roku. Zatrzymano też innych moich kolegów. SB próbowała nas napuszczać na siebie, żeby wyciągnąć zeznania, ale im się nie udało. Nie brakowało zresztą komicznych sytuacji.
  • Mój ojciec Leon przed wojną był restauratorem, gdy wrócił po wojnie z robót w Niemczech, chciał kontynuować tę działalność. Pozwolono mu potem nawet na wydzierżawienie restauracji. Ale jego prywatna inicjatywa była tolerowana tylko przez pół roku. Lokal upaństwowiono, a rodzina musiała szukać innych źródeł dochodu. I tak trafiliśmy do Leszna, gdzie mieszkał brat mojej mamy Heleny, Władysław Pietek. To też zresztą była bardzo ciekawa postać. W czasie wojny musiał się ukrywać przed Niemcami, którzy zabrali jego majątek. Wyznaczono nawet 40 tys. marek nagrody za wskazanie miejsca jego pobytu. Po wojnie próbował wrócić do dawnych zajęć, produkował pędzle, szczotki. Był człowiekiem zaradnym, przedsiębiorczym, ale jak się okazuje, nie na tamte czasy. Komuniści postanowili zlikwidować prywatną inicjatywę i ofiarą tej akcji padł także wuj.
  • Na adwokaturę nie miałam szans w ówczesnej sytuacji politycznej. Proponowano mi też robienie doktoratu na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie kończyłam prawo. Z tego jednak zrezygnowałam. Tak się zresztą złożyło, że egzamin radcowski składałam już jako działaczka opozycji i Służba Bezpieczeństwa próbowała wpłynąć na komisję egzaminacyjną, żeby mnie oblała. Ale komisja się nie ugięła. Mówiąc żartobliwie, pewnie gdybym nawet nic nie umiała, to bym zdała. Przecież profesorowie nie mogli sobie pozwolić na oblanie mnie, bo mógłby ktoś pomyśleć, że ulegli presji SB.
  • Najpierw był problem, żeby w ogóle znaleźć pracę radcy, mimo że był to zawsze zawód deficytowy. Brakowało radców w przedsiębiorstwach prywatnych i państwowych, każdy był chętnie zatrudniany. Dla mnie jednak miejsca brakowało. Wreszcie zostałam przyjęta do jednej z gminnych spółdzielni. Stamtąd już było łatwiej awansować, aż w końcu zostałam radcą w zarządzie regionu Solidarności w Lesznie. Pracy miałam wiele, trzeba było bronić ludzi w sądach, których chciano wtedy zwalniać. Była to też ogromna satysfakcja, że wielu osobom udało się pomóc.
  • Skutki polityki pierwszych rządów solidarnościowych, a zwłaszcza ekipy Tadeusza Mazowieckiego, spowodowały wzrost bezrobocia, grabieżczą prywatyzację, frustrację i niezadowolenie ludzi, z których wielu dotknęła bieda. Ile ja się wtedy nasłuchałam przykrych słów o Solidarności. Często zanim można było coś powiedzieć ludziom, trzeba było przez kilka godzin słuchać ich żalów i pretensji. Naprawdę można było się załamać. Jedna z koleżanek, lekarka, po takim spotkaniu chciała nawet rezygnować z kandydowania. Namówiłam ją, żeby tego nie robiła. Ale jakoś udało się i to przeżyć, starałam się też nie zaogniać dyskusji.
  • Sytuacja w kraju jest bardzo poważna, trzeba radykalnie postawić na gospodarkę, ale taką z ludzką twarzą. Nie ma wolnego rynku, gdyż reguły ustalają wyłącznie silni ekonomicznie, a inni muszą się do nich stosować. Można w Polsce skupić wokół ważnych spraw ludzi z różnych partii, ale wiem, że to bardzo trudne. Ale nie niemożliwe.
  • Unijni notable próbowali nam wmówić, jak jesteśmy pod tym względem zacofani. Pamiętam jedno z takich spotkań. Europejczycy się chwalili, jaką to mają doskonale rozwiniętą hodowlę, jak to wszystko znakomicie funkcjonuje. A ja zapytałam tylko o problem BSE, przypominając, że u nas taka epidemia nie miała miejsca. Ton rozmowy od razu się zmienił, bo okazało się, że w Unii dopiero myśli się o tym, jak to rozwiązać. W mediach w Polsce pisano, że wywołaliśmy jakąś awanturę, a to była tylko normalna dyskusja.
  • W polityce liczy się przede wszystkim odpowiedzialność. Nie można ciągle opowiadać językiem menedżerskim o wzroście, spadku, inflacji. Wyraźnie widać, że jakość życia w Polsce pogarsza się, dlatego odpowiedzialność jako polityka wyrażam w czynach. Szpital w Lesznie byłby zdegradowany do rangi szpitala powiatowego, gdyby nie moje zabiegi w sejmiku województwa wielkopolskiego o duże pieniądze. Udało się wspólnie postawić go na nogi, utrzymać jego specjalistyczny charakter, dzięki temu dobrze służy ludziom.