Dżozef
Wygląd
Dżozef – polska powieść z gatunku realizmu magicznego autorstwa Jakuba Małeckiego, wydana po raz pierwszy w 2011 roku.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Istnieją rzeczy piękne.
- Jest u nas na osiedlu taka jedna Ania, typowa Ania, wiecie, miła, z dobrej rodziny, bez makijażu, z książką pod pachą, przemykająca między blokami. Studiuje pewnie jakiś zajebisty kierunek i jest denerwująco grzeczna. No więc ta Ania Klementowska, cicha, nieosiedlowa, w zupełnie nijakich ciuchach, od jakiegoś czasu nie chce wyjść mi z głowy. Myślę o Ani Klementowskiej dość często, a najczęściej o tym, jak bardzo bałbym się z taką Anią Klementowską umówić. Czy zaimponowałbym jej obwodem ramienia, tatuażem Obcego na łopatce, rekordem w przysiadzie czy opowieścią, że udało mi się kiedyś wypić litr wódki i pozostać przytomnym? Kilka razy wyobrażałem sobie, że leżę w łóżku z Anią Klementowską i, uwaga, wcale jej nie grzmocę, nawet nie obmacuję, tylko patrzę w oczy jak w komedii romantycznej. Oczywiście zawsze potem wprawiało mnie to w okropne zażenowanie, ale nic na to nie mogłem poradzić.
- Numer Weroniki znałem na pamięć. Pół roku wcześniej robiłem na stróżówce, gdzie był stacjonarny, a szef nie sprawdzał, to łupałem do niej kilkanaście razy na dobę, próbując ją nakłonić, by mi opowiadała o bieliźnie i co teraz robi, jak na filmach, ale mimo dużego w tych staraniach zapału osiągnąłem właściwie tylko tyle, że mi jej numer został w pamięci.
- Weronika pracuje w jednej z tych prywatnych klinik, z których korzystają głównie mężczyźni w garniturach i kobiety bez poczucia humoru. Siedzi w recepcji na ostatnim piętrze galerii handlowej i przez osiem czy dziesięć godzin dziennie obdarza klientów uprzejmym uśmiechem, przez co w czasie wolnym właściwie nie uśmiecha się już w ogóle. To już nie ta sama, radosna i seksownie wulgarna dziewczyna, która potrafiła wypić ze mną w parku zero siedem gorzkiej żołądkowej i przy której można było w tramwaju przyczepić gumę do fotela bez obaw, że tego nie zrozumie.
- Wśród kolegów zawsze byłem globusem. Zazdrościłem im patologicznych rodzin i tego, że mogli wracać do domu, o której chcieli. Ja miałem pecha, ponieważ żadne z rodziców nie było alkoholikiem, na domiar złego matka zmuszała mnie do czytania. Pamiętam, że jako dzieciak nie mogłem wyjść przed blok, zanim nie zmordowałem dziesięciu stron Lalki czy innego Nad Niemnem. Dzięki temu nie robiłem wprawdzie byków na dyktandach, ale pod blokiem bardzo musiałem się pilnować, bo chcąc nie chcąc, przyswoiłem sporo mądrych słów i gdybym się z którymś wypucował, byłbym wśród chłopaków skończony. Wstydziłem się tego czytania cholernie, zwłaszcza że z czasem zaczęło mi się podobać. Kiedy uświadomiłem sobie, że leżenie z książką sprawia mi przyjemność, poczułem się, jakbym sam siebie przyłapał na oglądaniu gejowskiego porno. Doszło nawet do tego, że w tajemnicy przed rodzicami zapisałem się do biblioteki, skąd wypożyczałem powieści sensacyjne, historie o Rambo i serię o Wiedźminie. Długo nie mogłem sobie tego wybaczyć.
- W życiu są tylko opowieści.