Bogusław Sochnacki
Wygląd
Bogusław Sochnacki (1930–2004) – polski aktor.
- Jeśli ktoś traktuje aktorstwo poważnie, do końca życia pozostanie ono dla niego tajemnicą. Kto nie ma już nic do odkrycia, odchodzi z zawodu. Podczas każdego spektaklu staram się podchodzić do roli tak, jakbym grał ją po raz pierwszy. Myślę, że na tym polega aktorstwo. Inaczej popada się w sztampę.
- Ktoś taki jak ja, z płomiennie rudymi włosami i piegami, podoba się tylko niektórym damom. Za młodu, jeśli na potańcówce jakaś dziewczyna wpadła mi w oko, to naturalnie wysyłałem do niej sygnały. Jeśli pozostawała obojętna, przestawałem się nią interesować. Tak też było z rolami. Gdy ktoś inny został obsadzony w roli, która mi się podobała, nigdy nie walczyłem, tylko się wycofywałem. Dlatego po tylu latach pracy nie czuję zawiści w kontaktach z kolegami. Nikt nie może mi zarzucić, że coś mu zabrałem.
- Nie żyję ani przeszłością, ani przyszłością, a wyłącznie teraźniejszością. W pełni korzystam z chwili. Zachwycam się każdym szczegółem świata. Obserwuję przyrodę z bliska w swoim ogródku. Zatrzymuję się nad rzeczami, na które przez lata z powodu zabiegania nie miałem czasu. Nie jestem typem emeryta przeżywającego załamania. Przez lata nauczyłem się pokory i szacunku dla ludzi. Dzięki wierze nie boję się śmierci. Jestem wewnętrznie spokojny.
- Podczas debiutu na scenie zagrałem jak w amoku, nie do końca wiedząc co się wokół dzieje. Pierwszy dzień na planie filmowym wiązał się z jeszcze większymi emocjami. (…) Znaleźliśmy się z kolegą w hali przy ul. Łąkowej. Najpierw poproszono jego na plan, a ja czekałem w garderobie, która mieściła się na górze hali. Nie mogąc wytrzymać napięcia wyszedłem na podest i spojrzałem w dół. Widok był przerażający. Stłoczona grupa ludzi w jaskrawym świetle olbrzymich reflektorów z dziwnymi długimi kijami otaczała bezradnego człowieka przy tokarce. Po cichu uciekłem z planu. Jednak reżyserowi spodobała się moja robociarska gęba i w końcu zagrałem, ale inną rolę.
- (…) w latach 50. było zupełnie inaczej. Rzeszowski teatr, w którym debiutowałem, miał charakter objazdowy. W poniedziałki przeważnie występowaliśmy na różnych akcjach propagandowych. Pakowano nas do ciężarówki i jechaliśmy do PGR-u czy zakładu pracy. Dla młodego człowieka to była przygoda. Nie traktowałem tego jako przymusu.
- W tym zawodzie połowa powodzenia zależy od szczęścia. Zagrałem w kilku filmach kompletnie nieudanych, ale nie z własnej winy. Na jakość obrazu składa się przecież wiele elementów. Kiedy scena jest źle zmontowana, oświetlona, sfotografowana, to choćbyś stworzył kreację, przejdzie niezauważona. Zetknąłem się na planie z wielkimi polskimi reżyserami. Byłem im znany z epizodów i dlatego mi je powierzali.
Zobacz też: