Ignacy Witosławski

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Ignacy Witosławski (ok. 1720–1800) – oboźny polny koronny od 1778 roku, konsyliarz Rady Nieustającej w 1780 roku, poseł podolski na sejm 1780 roku, poseł na Sejm Czteroletni 1788–1792 z województwa podolskiego.

  • Niewzruszyły ich za tym trwożliwie rozsiewane o przyszłości wieści, nieosłabły lekkie podejrzenia, wzgardzali niemi, jak nikczemnym prywaty podrzutem. Myśleli oni, i myślą statecznie o najżyczliwszych Waszej Królewskiej Mości i Sejmu teraźniejszego chęciach.
    • Opis: 26 lutego 1790 do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o Podolu na sesji sejmowej.
    • Źródło: Głos J.W. Imci Pana Ignacego Witosławskiego Oboźnego Wielkiego Koronnego, posła podolskiego na sessyi seymowey dnia 26 lutego 1790 roku miany.
  • Nikt zaiste od nas Podolanów, ani czuć lepiej nie może potrzeb krajowych, ani więcej cenić cnoty i zasług tych mężów, którzy się do dobra publicznego przyczyniają.
    • Opis: 26 lutego 1790 w imieniu posłów podolskich na sesji sejmowej.
    • Źródło: Głos J.W. Imci Pana Ignacego Witosławskiego Oboźnego Wielkiego Koronnego, posła podolskiego na sessyi seymowey dnia 26 lutego 1790 roku miany.
  • Odebrałem list MKMści wzywający mnie na sejm, na dzień 15. września; tak z chęci czynienia usług Ojczyźnie mojéj, jako i dogadzając woli króla, na ten dzień zajadę. Gdyby nie te powody, z żalem przyszłoby mi porzucić szczęśliwe schronienie, które znajduję w wioskach moich. W te rząd wprowadzić i ile możności zbliżać poddanych moich do wolności, bez któréj żaden szczęśliwym być nie może, jest mym zamiarem. WKMści los zdarzył toż samo czynić dla wielkiego narodu. Uskutecznienie tego, nawet w potomkach krwi WKMści czcić będzie wolny Polak, są bowiem trafy, gdzie z wdzięczności wyzuć się trudno; i tak, w potomkach wielbi Amerykanin Penna, że rządną go obdarzył wolnością.
    • Źródło: list do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, za: Rocznik Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu

O Ignacym Witosławskim[edytuj]

  • Na rachunek przyszłego dochodu ze sprzedaży starostw proponował Ossowski wydawać corocznie pewną sumę biletów skarbowych, które pokryć miały wydatki na armję; użyte też być mogły na podniesienie przemysłu i handlu (…). Po kilku głosach, śród których obszernością i zasadnością argumentacyi za sprzedażą celował Witosławskiego podolskiego, na wniosek marszałka sejmowego uchwalono połączenie deputacyi, wyznaczonej do pomnożenia środków skarbowych, z konstytucyjną.
  • W czasie pobytu tego stałem się świadkiem innego pamiętnego zdarzenia. Sędzia Dąbski był ojcem pani Witosławskiej, żony oboźnego Witosławskiego, w którego domu zdarzyła się dość dramatyczna scena. Jego druga córka bez pozwolenia ojca wyszła za szlachcica, którego ojciec nie chciał przyjąć do familii. Podczas bytności mego ojca chciano tę niezgodę familii ukończyć i zebrano się, aby ojca przebłagać. Byłem przytomny tej scenie, gdy córka i mąż padli na kolana, a ojciec nie przebłagany odpychał i z domu wyganiał. Wszystkich prośby te razą nie pomógł i musiano te rzez zostawić do dalszego czasu.
  • Witosławski, poseł podolski, komunikował królowi, że zamierza do dóbr swoich „rząd wprowadzić i ile możności zbliżać poddanych do wolności, bez której żaden szczęśliwym być nie może”.
    • Autor: Władysław Smoleński, Ostatni rok Sejmu Wielkiego
  • Trafiło się, że u podczaszego Witosławskiego, sąsiada mego, był w domu brat jego, oboźny koronny Witosławski, który ze mną poznawszy się, wiele mi o nie znanej ode mnie Warszawie, wiele o królu, a najwięcej o domie książęcia generała podolskiego Czartoryskiego nagadał, jak ten pan, sam lubiący nauki, lubił i wspierał ludzi uczonych. Nie miałem ja wstępu żadnego do domu książąt Czartoryskich, ale sam go sobie zrobić chciałem zebraniem wszystkich sielanek moich i inszych wierszem i prozą robót, które, wydrukowane we Lwowie pod tytułem Zabawki wierszem i prozą , w jednym tomiku, książęciu generałowi dedykowałem i tę książeczkę potem, przez tegoż oboźnego Witosławskiego, książęciu Czartoryskiemu, nieznajomy nieznajomemu, przesłałem.
  • Z rezydentów ciągle przy księciu bawiących – Ignacy Witosławski, który potem umarł obożnym koronnym, posiadający dawną polską grzeczność, wesołość i gościnność. Niezmierna otyłość uczyniła go leniwym i ociężałym. Siedział on po dniach całych w szlafroku atłaskowym podbitym popielicami, palił tytiun i grał w mariasza. Lecz nie zamykały się drzwi domu jego. Uczęszczała do niego wszystka wesoła, bogata młodzież. Granowscy, Brzostowscy, Wodziccy etc. Ileż tam pustych, lecz dowcipnych wymówił żartów, ile tam układało się szalonych partii za miastem, zawodów na koniach, podwieczorków, balików.
  • Nie znałem w całem życiu mojem dorodniejszego, piękniejszego i razem poważniejszego Polaka. Mówiono wówczas, że wyższy wzrostem, twarzą i postacią podobnym był do Jana III Sobieskiego, ubierał się bardza pięknie," miał na sobie mundur kawaleryi polskiej: żupan biały, kontusz granatowy' z karmazynowemi wyłogami, na około srebrnemi haftami grubo obłożony, i pas bogaty; ta postać jego głęboko w pamięci młodej wyrytą została.

Ignacy Witosławski w poezji[edytuj]

  • Długoż próżnej obmierzłym być kapłanem Dumy
    i na górnych ołtarzach wonne kłaść perfumy,
    skąd za drogie ofiary bożyszcza złociste
    w słownych dają zamętach odpowiedzi mgliste?

    Alboż tylko Poczciwość, Honor, Męstwo, Rada
    w pysznej Sydonu wełnie i w złocie zasiada,
    a ziomek, że mniej strojny, choć w cnotę bogaty,
    ma zniknąć potomnymi zatłumiony laty?

    Nie tak jest. Witosławski. nie na mym zagonie
    mętna Lete powłacza niepamiętne tonie,
    żebym — słodkiej przyjaźni świadek przez lat wiele -
    miał ją kiedy w niewdzięczne pogrążyć topiele!

    Dosyć się strun napsuło, nucąc niedostępne
    skały owe i cedry pyszne a posępne.
    Zagrajmy co chróścinom - rychlej w tej dąbrowie
    głos mój dojdzie, twej echo wdzięczności odpowie.

    Czas się wziąć do pierwotnej czystych Muz roboty,
    wszak kiedy światu Saturn wiek ulewał złoty,
    kto kochał, kto kochany, był śpiewania celem,
    a w hołdzie rym odbierał sam bóg z przyjacielem

    Wychowanka pokoju, jasnej płód natury,
    lasy tylko Poezys lubiła a góry
    i gdy pierwszy swej matce wiersz zabrząknąć miała,
    ton jej — serce, takt — prawda, wolność wdzięk dawała.

    Jeszcze nudne Pochlebstwo dusz za język płatnych
    nie wlokło jej przed wozem rozbójców szkarłatnych
    ni złotymi u kotar pętało kajdany,
    by krwawe z wiarołomstwem wielbiła tyrany.

    W lubej gajów zaciszy Niewinność pastusza,
    gdzie Zefir mdłe gałązki płochym skrzydłem wzrusza,
    bez chęci podłych zysków, bez uraz bojazni
    śpiewała tylko Cnocie, Pracy i Przyjaźni.

    Kto w wiernej ślubów sprzęży chował dzieci karne,
    pomyślnym wieńczył snopkiem znoje gospodarne
    liczne pługi wywodził, sytsze pasał stada
    i równą szalą ważył z swym dobro sąsiada.

    Sława Cnoty nagrodą, głos byl sławy świadkiem;
    nie znała jej fortuna nabyta przypadkiem:
    wdzięczną lutnię stroiło powszechne sumnienie,
    a kto lepszy, brał milsze w upominku pienie.

    Lecz kiedy wiek skażony wspak rzeczy przewrócił,
    serca oblókł w żelazo, choć dachy pozłocił,
    a plac wspólnej natury w różne grodząc płoty,
    ołtarze Losom stawił, a kruchty dla Cnoty;

    gdy Równość pod szczęśliwszą Przemocą upadła,
    skowano sierp na kordy, na przyłbice radła,
    rozdęta pychą Gnuśność błysnęła szkarłatem
    i poeci z zepsutym popsuli się światem.

    Pociła chciwość mamony, względy bojaźliwe
    struły w samych ponikach jadem źrzódło żywe,
    że co pierwej niewinnym nurt prowadził stokiem,
    zdrój kastalski obcych się zlewów zmąci! tłokiem.

    Taka, co ją podniebnych śniegów wilgie łoże
    wiecznym krzepi rozciekiem do walnej podrożę,
    czysta w rodzinnych pieluch zielonym okresie,
    jasny z urny ojczystej Wisła kryształ niesie:

    wioski jej tylko lube, łąki, pola równe
    i gwarem leśnej rzeszy gaiki odzowne,
    nim mętnych rzek przysadą, spółkiem miejskiej skazy,
    różna od siebie, obcej nie naciągnie zmazy.

    Zmienił wiek obyczaje, lecz nie nagle przecie;
    został Pozór, choć Cnota znikała na świecie,
    a nie z pełna słonecznych ogniów ciemny stratą,
    nim noc zaszła, tlał wieczór mdlejącą poświatą.

    Zeszła z naturą scena pierwotnej prostoty,
    ruszyła polityka tajne kołowroty,
    łechcąc okazalszymi błędny umysł mary -
    świat został misterniejszym z mniej prawdy i wiary.

    Już rzadsze po ugorze kmieć lemiesze wodził
    i wolik po pastwisku bezpiecznie nie chodził,
    innym strojne poswarkiem pasterz struny mieszał,
    a zamiast wierzb na pańskich bramach gęśle wieszał.

    Powstały pyszne grody, groźne magistraty
    i źrzódła kłamstw publicznych — przysiężne traktaty.
    Las na morze wypłynął niedościgłym szlakiem,
    ziemia się pod orężnym zatrzęsła orszakiem.

    Błysnął topór na zbrodnie, zysk do pracy wabił,
    wieńczył liściem zwycięskim skroń, kto więcej zabił,
    weszła w mury społeczność, proste gardząc chaty -
    byłyć to wprawdzie cnoty, choć późniejszej daty.

    Więc mądrych prawodawców, rycerzów walecznych,
    sadźców miast, poradników ziomkom użytecznych -
    kto zbogacił, ozdobił kraj, z zguby wybawił,
    ludzkość mu dziękowała, a poeta sławił.

    Tak ów boski Meończyk w złotą trąbę głosił,
    jak Greczyn żonokradzką Troję mieczem znosił;
    jak Ulis z ciężkich trudów, błędów i cierpienia
    dla swej ziemi mądrego nabył doświadczenia,

    lub kto w rączych zawodach bystrymi dzianety
    czy biegiem skrzydłopiętym pięknej dopadł mety
    i wziął wieniec w Olimpie z krasnych liści wity,
    wnet mu brząknął Pindara bardon srebrnolity.

    Nierozerwanej z sobą trzymając się ligi,
    z wielkimi dzieły honor chodził na wyścigi.
    Tego tylko wielbiono, kto wart był zalety :
    szukał cnoty poeta, a cnota poety.

    My śluby, my mauzole, wjazdy i rodziny
    piejąc, wieńczym łożnice, bramy i grobsztyny —
    skutek na dzieła nasze czarne kładzie znamię:
    gnuśnik wjeżdża, łotr leży, a ktoś wiarę łamie.

    Gdzież owe przodków męstwo? Kędy miłość zgody,
    wiara panu, wstyd, przyjaźń? Gdzie mądrość ze szkody?
    Dzieła godne pamięci w wiekopomnym czasie
    i pieśni słodkorymnych na polskim Parnasie?

    Drobna liczba tych ziomków! Ty, chcesz-li być takiem,
    bądź zawsze, Witosławski, prawdziwym Polakiem:
    zarabiaj przy walecznym na sławę hetmanie,
    wszakeś na nią zarabiał i w ziemiańskim stanie.

    Byłeś miły, rzetelny, przyjaciel, usłużny,
    gładki w mowie, w pisaniu, poradny, ostrożny.
    Czas te cnoty nowymi mnożyć pożytecznie:
    czuj w polu, znaj twój urząd, a bij się serdecznie.

    Mało to, żeć kto przyda do tytułu: ,jaśnie” -
    w osadzie podłych duchów sam honor zagaśnie:
    wlazł na wóz Słońca Fanes, wart pewnie kądzieli,
    biedni mu ludzie głowy schylali i... klęli.

    Powierzchowna wspaniałość nie ma u mnie względu:
    wielkie dusze bywają często bez urzędu.
    Fortuna sobie żarty stroi na przemiany,
    stawiąc Warrów na rostrach. u pługa Serrany.

    Świetnym z rąk dobroczynnych darem zaszczycony,
    oboźnym się dziś piszesz wojsk polskiej Korony.
    Czyń dzielnie twą powinność, jakoś dawniej czynił;
    aby nas za pochlebstwa świat więcej nie winił.
    • Autor: Adam Naruszewicz, Do Ignacego Witosławskiego, Oboźnego Polnego Koronnego