Zupa z ryby fugu

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Zupa z ryby fugu – powieść obyczajowa Moniki Szwai z 2010 roku.

  • Czuła wstyd i żal. Nie wstydziła się samego seksu, zresztą cnotę udało jej się stracić już w gimnazjum, z jednym prawie zakochanym kolegą (…).
  • Dobrze, że teściowa o niczym nie wie, byłaby wściekła. Ona zresztą cały czas jest wściekła…
  • Ja generalnie lubię kobiety, bo są wrażliwsze niż mężczyźni. Przynajmniej jak widownia. Publiczność, znaczy. Jak widzę, że płaczą, to od razu mi się lepiej śpiewa.
    • Postać: Sasza Winogradow
  • Jako prawdziwy artysta potrzebuję adoracji. Po prostu nie mogę żyć bez tego, żeby mi ktoś mówił, jaki jestem zdolny, śliczny i jedyny na świecie.
    • Postać: Sasza Winogradow
  • Jest dla nich łagodna jak dobra ciocia, a nie jak nauczyciel akademicki, który powinien trzymać jakiś podstawowy poziom!
    • Opis: o Ewie Grabarczyk.
  • (…) lubiła być bogiem dla studentów. Lubiła to, że od niej zależeli, i bawiło, że się jej boją. Miała opinię siekiery, najostrzejszej na całym uniwersytecie. Takie rzeczy ważne są w życiu, dodają mu wartości. Władza – to cudowna rzecz! I nie ona pierwsza odkryła, że nie trzeba być królem, by mieć władzę.
    • Opis: o Elizie.
  • – Miałeś romanse na boku?
    Ojciec spojrzał z zastanowieniem i skinął głową.
    – Tak. Ale to nie jest dobre wyjście. Zawsze robisz komuś krzywdę, cudów nie ma. Ja robiłem krzywdę tym na boku.
    • Opis: rozmowa Cypriana z ojcem.
  • Nad morzem zawsze jest pięknie (…).
    • Postać: Cyprian
  • – (…) Ona mi się nie podoba, synku! Ona nie da ci szczęścia!
    Synek powstrzymał się od zawiadomienia mamusi, że Anita owszem, JUŻ daje mu szczęście… od jakiegoś roku.
  • Sztuka to potęga, a dobry artysta to dobry artysta.
  • Te trzy lata studiów upewniły Stasinka, że jedynie cynizm daje szansę przetrwania w dzisiejszych czasach (…).
  • Wieczerza toczyła się teraz w atmosferze sztucznej jak uroda większości pacjentek teścia Bożysława, przypomnijmy – chirurga plastycznego.
  • Wiesio chyżym krokiem przebiegał ulice oraz nadbrzeżne ścieżki i z reguły dopadał spragnioną samotności uciekinierkę. Bywał przy tym tak autentycznie uradowany, witał ją z taką radością i serdecznością, że Mirka nie miała siły gniewać się na niego. Starała się tylko nie pozwalać mu na spektakularne ataki czułości braterskiej. Nie chciała, żeby widzieli to szkolni koledzy, którzy i tak nazbyt często pytali ją, dlaczego starzy Wiesiołkowie nie oddali jeszcze downa do jakiegoś domu dla niepełnosprytnych.
    Czasami Miranda miała wrażenie, że tylko Wiesio kocha ją naprawdę. Kiedy myślała o nim i jego przyszłości, serce jej się ściskało i postanawiała sobie, że gdyby zabrakło rodziców, to ona się bratem zajmie.