Upiorny legat

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Upiorny legatpowieść kryminalna Joanny Chmielewskiej z 1977 roku. Cytaty za wyd. PDM, Warszawa 1989.

Wypowiedzi postaci[edytuj]

Joanna[edytuj]

  • Myśl o pozbyciu się pieniędzy drogą wręczenia ich mnie jest niewątpliwie najsłuszniejsza w świecie (…). Potrafię upłynnić każdą sumę.
    • Źródło: s. 157
  • Pana Rokosza niech pan od razu wykluczy (…). Umarłby na sam widok ostrego narzędzia.
    • Źródło: s. 54

W narracji[edytuj]

  • Co za obsesja jakaś z tym zamykaniem, wszystkim się wydaje, że milicja nic innego nie robi, tylko zamyka ludzi całymi tabunami!
  • Major patrzył na mnie, jakbym znienacka stanęła na rękach.
    • Źródło: s. 133
  • Ostatnia rzecz, jaką Marcin mógłby robić, to naprawiać wtyczki od lamp, miał do tego równie wielki talent, jak ja. Widać było, że obydwoje z majorem domyślamy się tego samego, wtyczka musiała stanowić szyfr.
    • Źródło: s. 161
  • Porucznik z pewną niechęcią wyjawił, w jaki sposób padł ofiarą obłędnej uczynności tubylców [Szwedów]. Stał sobie (…) i porównywał plan miasta z napisami na przystanku autobusowym, sprawdzając, czym dojechać do pożądanego urzędu pocztowego. Natychmiast zainteresował się nim jakiś sympatyczny osobnik, który, widząc turystę, z serdeczną życzliwością zaofiarował swoje usługi. Porucznik nie był w stanie wymówić prawidłowo nazwy ulicy, wyznał zatem, że zmierza ku poczcie. Osobnik rozpromienił się i zakomunikował mu, iż w Sztokholmie znajduje się więcej niż jedna poczta, wcale nie musi jechać gdzieś daleko, bo urząd pocztowy ma pod nosem, zaraz obok. Nie bacząc na protesty, doprowadził go pod same drzwi i przypilnował, żeby wszedł do środka. Nieszczęściem była to poczta, w której porucznik już przeprowadził swoje badania (…), przeczekał zatem chwilę za drzwiami i wyszedł. Uczynny osobnik (…) od razu domyślił się, że turysta nic nie załatwił (…), pewnie ma trudności językowe, zaopiekował się nim porządniej i ponownie dowlókł do poczty. Porucznikowi już było gorąco, z rozpaczy nabył znaczek, następnie kolorową widokówkę, okropnie drogą (…). Uczynny osobnik pożegnał go, pokazawszy przedtem skrzynkę listową, i poszedł, kiedy jednak porucznik wyjrzał, okazało się, że znów stoi na przystanku. W rezultacie porucznik, ukryty za kioskiem (…), musiał przeczekać kilka autobusów, aż wreszcie życzliwy tubylec odjechał. Od owej chwili każdemu, kto pytał, czy nie trzeba mu jakiejś pomocy, odpowiadał, że ogląda miasto i nie zmierza do żadnego celu.
  • Poszukiwania dały efekt wątpliwy, być może dzięki mojej pomocy, nim się bowiem zaczęły, wysłałam w teren za wyrostkami mojego syna. Milicja poświęciła czas i siły na sprawne osaczenie pętającego się po skarpie wysokiego, młodego faceta. Mój syn, ujrzawszy z dala jakiś podejrzany ruch w ciemnościach, skradał się w kierunku milicyjnego wozu. W ten sposób, funkcjonariusze MO i mój syn, złapawszy siebie wzajemnie, kompletnie stracili serce do akcji.
    • Źródło: s. 55
  • Ściśle biorąc stara Lenarczykowa była niewiele starsza ode mnie, a wyglądała na młodszą siostrę swojej własnej córki. Skoro jednak był młody Lenarczyk i młoda Lenarczykówna, musiał istnieć także stary Lenarczyk i stara Lenarczykowa.
    • Źródło: s. 43
  • Znów siedziały dwie opony, tym razem prawe, przecięcia na nich były wyraźnie widoczne. Trafił mnie straszny szlag, pojąć nie mogłam, co za bydlę tak się mnie czepia, i pomyślałam, że może to ktoś, kto tępi hazard. Rżnie mi opony w sobotę wieczorem, żebym nie mogła w niedzielę jechać na wyścigi. Na tę myśl trafił mnie szlag jeszcze większy (…).
    • Źródło: s. 54

Baśka Makowiecka[edytuj]

  • Muszę być w domu zaraz. Przed godziną. Tydzień temu.
    • Źródło: s. 156
  • Na czym ci tak zależy? Żeby wystąpić w charakterze świni czy żeby posprzeczać się z kodeksem karnym?
    • Opis: do Joanny.
    • Źródło: s. 171
  • Przecież w funtach nie będziemy napadać!
    • Źródło: s. 196

Marcin[edytuj]

  • Mam liczne dowody na to, że zagranicznych listów żadna cenzura nie czyta. Korespondencją przyzwoitych ludzi nikt się nie interesuje, a na razie jeszcze jesteśmy przyzwoitymi ludźmi.
  • (…) tyle tej szansy co gracji w nosorożcu, ale innej w ogóle nie ma.
  • Zaraz jadę do Świnoujścia, Koniec listopada, akurat pora na miły urlopik nad morską tonią…

Inne postacie[edytuj]

  • Bardzo inteligentni złodzieje, nie tknęli niczego poza forsą, która jest nie do rozpoznania.
  • Idiotów powinno się topić za młodu.
    • Postać: Gaweł
    • Źródło: s. 232
    • Zobacz też: idiota
  • Nie ma na świecie takich zamków, których porządny złodziej nie potrafi otworzyć i nie ma takiej kryjówki, której nie potrafi znaleźć (…). A im więcej zamków, tym więcej podejrzeń, że za nimi jest co kraść. Po co nasuwać ludziom podejrzenia?
    • Postać: Bartłomiej Lenarczyk
    • Źródło: s. 40
    • Zobacz też: drzwi
  • (…) nie wiem, skąd by mógł wziąć aferę w tym całym planowaniu przestrzennym. Przestrzeń kradną czy jak…?
    • Postać: Janka
    • Źródło: s. 82
    • Zobacz też: afera
  • Widzę z tego, że jakiś Arsen Lupin okrada aferzystów (…). W razie gdybyś go kiedyś wykryła, złóż mu ode mnie uprzejme powinszowania….
    • Postać: Lalka
    • Źródło: s. 113
    • Zobacz też: Arsen Lupin
  • Za pieniądze najgorszy jełop potrafi kupować.
    • Postać: Paweł
    • Źródło: s. 230

Dialogi postaci[edytuj]

  • – Ale ja… ale ja… ja pracowałem w NRF… – wyjąkał wreszcie, ciężko spłoszony.
    – Jako szpieg? – spytałam z zimną furią.
    – Nie no, coś ty, zwariowałaś, jaki szpieg… Pewnie, na szpiega to on się nadawał jak paralityk do baletu.
    – Przecież wiesz, że w biurze…
    • Opis: rozmowa Maciusia i Joanny.
    • Źródło: s. 50
    • Zobacz też: szpieg
  • – Chciałam cię o coś zapytać. Co to jest Adrianampoinimerina?
    – Co…?!
    – Adrianampoinimerina. Słyszałam takie słowo od ciebie. Co to jest? Jakieś lekarstwo?
    – O Boże…! Czy ty mnie chcesz dobić ostatecznie? Był taki król na Madagaskarze. Miał tak na imię. Nie pamiętam, gdzie to czytałam, i nie pamiętam, kiedy panował. W każdym razie podobno jest to postać historyczna. Bo co?
    – Nic. Z czystej ciekawości spytałam. To właśnie było nasze hasło w tym szwedzkim banku…
    • Opis: rozmowa Baśki i Joanny.
    • Źródło: s. 242, 243
    • Zobacz też: hasło
  • – Co się tam stało? – spytała. – Zdawało mi się, że coś tam zobaczyłam, ale w tym momencie zapaliłaś reflektory i oślepiłaś mnie gruntownie. Co tam jest?
    Odetchnęłam głęboko kilka razy, zapaliłam papierosa i spróbowałam opanować zamęt w umyśle.
    – Nic takiego – odparłam. – Samochód cię przejechał przed chwilą. Sądzę, że na śmierć. Ludzie tam krzyczą nad twoimi zwłokami.
    • Opis: rozmowa Baśki i Joanny.
    • Źródło: s. 180
  • – Drzwi zostawiła pani otwarte, jedne i drugie, tak? Weszła pani. Za plecami nie usłyszała pani żadnego szmeru?
    – Panie majorze, gdybym za plecami usłyszała szmer, mnie usłyszeliby wszyscy lokatorzy! Ja i tak byłam święcie przekonana, że ten morderca czai się tuż za mną! – Za panią, doskonale. I co? Nie odwróciła się pani?
    – Dla kogo doskonale, dla kogo nie – mruknęłam gniewnie. – Jasne, że się odwróciłam. Dziwię się, że nie dostałam rozbieżnego zeza, jednym okiem patrzyłam przed siebie, a drugim do tyłu.
    – A potem, jak pani dzwoniła, gdzie pani patrzyła?
    – Na drzwi. Ściśle biorąc, na korytarz przed klatką schodową, bo drzwi były otwarte na przestrzał. Gdzieś musiałam patrzeć, a na nieboszczyka nie miałam ochoty.
    – I nic pani nie zobaczyła? Żadnego ruchu? Nikt tam się nie przemknął?
    – Skoro milicja znalazła mnie w dobrym zdrowiu, to znaczy, że nie zobaczyłam tam kompletnie nic.
    • Opis: rozmowa majora i Joanny.
    • Źródło: s. 163, 164
  • – Ja dzisiaj dostałem… aczkę (…).
    Dosłyszałam niedokładnie i oczyma duszy natychmiast ujrzałam przerażonego Maciusia z żywą kaczką w objęciach.
    – Jaką kaczkę? – spytałam nieufnie.
    – Poleconą – odparł Maciuś grobowo. (…)
    – Ja jej skubać i patroszyć nie będę – oznajmiłam stanowczo, na wszelki wypadek. (…)
    Maciuś wydawał się co najmniej równie zaskoczony.
    – Co…? Kogo skubać… Jak. to… Ja nie rozumiem, co ty mówisz!
    – Mówię, że nie będę skubać tej kaczki.
    – Jakiej kaczki…?!!! (…)
    – Przecież mówisz, że dostałeś kaczkę. Żywą?
    – Ależ nie! Martwą! To znaczy nie… Zapakowaną… (…)
    – Gdzie jesteś?
    – W kiosku.
    – W jakim kiosku?
    – No, w kiosku. To znaczy nie, w budce Ruchu… To znaczy nie, w budce telefonicznej. Nie chciałem dzwonić z domu…
    – Ale wracasz do domu?
    – No nie wiem… No, chyba tak… No tak, oczywiście, wracam.
    – A gdzie teraz jesteś?
    – No, w tej budce…
    – O rany boskie, w jakiej budce?! Gdzie ta budka stoi?!
    – Na ulicy. To znaczy, na skrzyżowaniu… (…)
    – Na skrzyżowaniu, bardzo dobrze. To jest pewnie skrzyżowanie dwóch ulic. Znaczy, na jakiej ulicy jesteś?
    – Na tej, no, na Kruczej…(…) Dzwonię z najbliższego kiosku. To znaczy, z budki.
    • Opis: rozmowa Maciusia i Joanny, Maciuś dostał paczkę.
    • Źródło: s. 137, 138
  • – Jakiś okradziony, chce zameldować.
    – I od razu do nas przyleciał? – zdziwił się porucznik z niesmakiem. – Nie ma dzielnicy?
    – Źle ci? Wolisz to stado moczymordów? Ja już zaczynam podejrzewać, że i przesłuchujący byli na bani. Świadek nie widział treści kwitu, bo siedział na nim różowy ptaszek. Szlag może trafić, po cholerę oni zapisywali takie kretyństwa?
    – Tam był kanarek, w tym mieszkaniu – przypomniał porucznik, co sprawiło, że kapitan spojrzał na niego dziwnie i popukał się palcem w czoło.
    • Źródło: s. 54
  • – Jest taki jeden facet. (…) Ściśle biorąc, to on był (…). Już go nie ma.
    – Umarł? (…)
    – Tak jakby. (…)
    – No! (…) I co ten facet? Musisz mu wyprawić pogrzeb czy jak? (…)
    – Jestem z nim ściśle związany (…).
    – W jakim sensie? Też musisz umrzeć?
    • Opis: rozmowa Marcina i Joanny.
    • Źródło: s. 27
  • – Mam mówić od razu prawdę czy na razie mogę coś zełgać? – (…) Żeby potem nie było, że składałam fałszywe zeznania.
    – Każdy zawsze coś kręci (…). Lepiej niech pani od razu mówi prawdę. Moim zdaniem, to nawet wygodniej dla pani. W tej fazie śledztwa jeszcze w ogóle nic nie wiadomo i nawet jeśli pani komuś zaszkodzi, to nieświadomie. Później może być gorzej, więc niech się pani sama zastanowi.
    • Opis: rozmowa Joanny i majora.
    • Źródło: s. 12
    • Zobacz też: kłamstwo, prawda
  • – Mnie głupio – zakomunikował Marcin.
    – Mnie też – wyznał Paweł. – Pójdę tam, będę łaził, a jak mnie kto zapyta, co tu robię, to co?
    – Powiesz, że chcesz się wynająć do sianokosów – poradziła
    Baśka jadowicie. – Nie ma obawy, o tej porze roku chlebodawcy nie znajdziesz.
    – Wezmą mnie za półgłówka…
    – No to co cię to obchodzi? Przecież cię nie znają!
    • Źródło: s. 200, 201
  • – Muszę wyprawić jubileusz – powiedziała Alicja (…). – Dziesiątą rocznicę przyjazdu do Danii i pracy w tym biurze. (…) w żaden sposób się nie wyłgam, chyba żebym umarła.
    Rada, żeby wobec tego raczej umarła, nie wydała mi się w pełni słuszna. Tym bardziej obstawałam przy wołowym mięsku. Omówiłyśmy jeszcze resztę menu, po czym obiecałam wysłać jej barszczyk moskiewski i nieco alkoholu.
    – Tylko nie wysyłaj więcej niż pół litra na raz – ostrzegła (…). – Wyślij parę razy po pół litra, może któreś przejdzie bez cła. Te dranie już mnie specjalnie pilnują i chyba nauczyli się na pamięć wszystkich polskich wódek.
    – Napiszę po angielsku, że to sok malinowy – zaproponowałam. – Albo czekaj, powiedz mi zaraz, jak jest po duńsku sok malinowy, to napiszę po duńsku. U nas nikt tego nie zrozumie, a oni jak zwykle, uwierzą w słowo pisane. Może przejdzie.
    • Opis: rozmowa Alicji i Joanny.
    • Źródło: s. 86, 87
    • Zobacz też: Dania, poczta, wódka
  • – Nie wiem, co to da, może takich włamań jest więcej…
    – To nie było włamanie, on otworzył i wszedł…
    – Ganc pomada! Wjechał na słoniu!
    • Opis: rozmowa Maciusia i Joanny.
    • Źródło: s. 51
  • – No to cześć – powiedział [Marcin] z rozgoryczeniem. – Jak on tego nie wywiózł, to ja jestem Greta Garbo. Chyba popełnię samobójstwo.
    – Tylko nie harakiri – poprosił Paweł. – Potem jest strasznie dużo sprzątania…
    • Źródło: s. 187
  • – Okradli mnie (…). Było włamanie. To znaczy nie, ktoś otworzył wytrychem. Znaczy, rozumiesz, włamania nie było, tylko dostali się do domu. Złodzieje chyba czy co?
    – No przecież nie istoty z kosmosu! Co ci ukradli?
    – Wszystko. Co? Jakie istoty z kosmosu? W duszy mi coś jęknęło.
    – Wszystko jedno jakie. Wygłodniałe. Jak to wszystko, zostałeś w tym, co masz na sobie?
    – Nie miałem tego na sobie. To znaczy nie, chodzi o to, że nie nosiłem tego przy sobie, trzymałem w domu, skąd mogłem przypuszczać, że ktoś się włamie, chociaż oni się nie włamali, tylko otworzyli, kluczem chyba czy co? To znaczy nie kluczem, ja myślę, że wytrychem, co ty myślisz?
    Za skarby świata nie powiedziałabym mu, co myślę, bo przed wojną zostałam dobrze wychowana.
    • Opis: rozmowa Maciusia i Joanny.
    • Źródło: s. 48
  • – Panie kapitanie, dzwonię z mieszkania pana Rokosza (…) Proponuję, żeby pan przyjechał tutaj i sam obejrzał…(…)
    – Nie chce pani chyba powiedzieć przez to, że znalazła pani jego zwłoki? – spytał złowieszczo uprzejmym tonem.
    Mimo woli spojrzałam na Maciusia, żeby upewnić się, czy aby jest żywy. Był żywy niewątpliwie, chociaż z nadmiaru zdenerwowania zaledwie średnio żywy.
    – Nie – odparłam. – Jeszcze nie.
    • Opis: rozmowa Joanny i kapitana Różewicza.
    • Źródło: s. 140, 141
  • – Ratunku, zabiją mnie! Niech tu ktoś przyjedzie, prędzej! Piaseczyńska osiemnaście, mieszkania dwadzieścia jeden, to ci dwaj, zawiadomić mili…
    – …cję – dokończyłam odruchowo, również szeptem, tyle że na pewno mniej dramatycznym.
    • Opis: rozmowa Waldemara i Joanny.
    • Źródło: s. 6
  • – Słuchaj, stało się coś… Stało się coś strasznego! Ja… Ja dostałem… Ja dostałem… Dzisiaj dostałem…
    – Po pysku – podpowiedziałam życzliwie.
    • Opis: rozmowa Maciusia i Joanny.
    • Źródło: s. 137
  • – Słuchaj, skoro ożeniłyśmy nasze dzieci, to co ona jest moja? Świekra?
    Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że mówi o Kasi, Samsonie i żonie pana Karola.
    – Ty jesteś świekra dla Kasi – sprostowałam. – Świekra to jest matka męża, a teściowa to jest matka żony. Powiedziała ci teściowa Samsona.
    • Opis: rozmowa Lalki i Joanny.
    • Źródło: s. 101
  • – (…) trzysta pięćdziesiąt tysięcy piechotą nie chodzi!
    – Nie – przyznał Maciuś z nieoczekiwanym przypływem bystrości. – Jeśli już, to raczej jeździ samochodem…
    • Opis: rozmowa Joanny i Maciusia.
    • Źródło: s.51
  • – Waldemar Dutkiewicz. Kto to jest, do diabła?!
    – Jak by ci tu powiedzieć… No, jeden taki.
    – Rzeczywiście, określiłaś go wyczerpująco, już wszystko o nim wiem.
    • Opis: rozmowa Joanny i Barbary.
    • Źródło: s. 15
  • – (…) weź pod uwagę, że mogą mnie zamknąć…(…)
    – Głupi jesteś jak próchno! – przerwałam energicznie. – Wcale tak od razu nie zamykają, najpierw pochodzą koło ciebie…
    – Dzięki czemu przeżyję najszczęśliwsze chwile w życiu! – przerwał z kolei Marcin, pełen jadu.
    • Opis: rozmowa Marcina i Joanny.
    • Źródło: s. 37
  • – Wiedziałam, że chodzi o garbate zwierzę, ale coś mnie tknęło i sprawdziłam w notatkach. On się nie nazywa Wielbłąd, on się nazywa Dromader. To właściwie wszystko jedno, nie? One się prawie nie różnią.
    – Różnią się – odparłam z jękiem. – Ilością garbów.
    • Opis: rozmowa Lalki i Joanny.
    • Źródło: s. 101
    • Zobacz też: wielbłąd
  • – Wziąć byle co do ręki i mówić: „milczeć, bo strzelam”…? – powiedział niepewnie Paweł.
    – Czy ja wiem… Niby można…
    – Ryzykowne – mruknął zjadliwie Marcin. – Można trafić na kogoś, kto myśli logicznie. Skoro milczeć, to wiadomo, że nikt nie strzeli. Strzelanie powoduje hałas.
    • Źródło: s. 200
    • Zobacz też: napad
  • – Żaden kretyn nie uzna tego za dzieło sztuki!
    – Kretyn uzna, owszem…
    • Opis: rozmowa Joanny i Marcina o sztandarze namalowanym przez Joannę.
    • Źródło: s. 22

Inne[edytuj]

  • – Jak nie zaczniesz mówić normalnie, to ci nie powiem, gdzie jest kurczak – oznajmiłam stanowczo.
    Mój syn zerwał się z miejsca, popędził do kuchni i po chwili wrócił, bardzo zaintrygowany.
    – Zajrzałem kontrastowo, do piecyka i do lodówki i nic nie ma. Gdzie jest kurczak?
    Kurczak stał jak byk na środku kuchennej szafki, przyrządzony na zimno i przykryty srebrną folią, żeby nie wysychał. Wiedziałam, że go sam nie znajdzie. Obiecałam zdradzić tajemnicę i usłyszałam wyjaśnienie.
    • Źródło: s. 43
  • Uporczywie zadawałam wszystkim to samo pytanie:
    – Proszę pana, potrzebne mi jest takie małe, które by łapało promienie kosmiczne. Ja wiem, że to są cząsteczki, ono musi łapać te cząsteczki. Co to takiego może być?
    Pytanie z reguły wywoływało u nich jakiś dziwny wyraz twarzy i łagodną odpowiedź:
    – Kiedy one wszystko przenikają, te cząsteczki. Wie pani, one lecą na durch. Na to mówiłam:
    – Toteż właśnie, chodzi mi o to, żeby to małe miało dno…
    Na dnie małego rzecz się kończyła. Nagabywani fizycy dostawali obłędu w oczach i czym prędzej przekazywali mnie koledze. Żaden nie okazał się oryginalny i nie zareagował inaczej. Możliwe, iż owo dno stanowi jakąś straszliwą tajemnicę służbową, którą panicznie bali się zdradzić nie wątpię bowiem, że musi istnieć.

Zobacz też[edytuj]