Tomasz Schimscheiner
Wygląd
Tomasz Schimscheiner (ur. 1967) – polski aktor. Mąż Beaty, ojciec Leny.
- Bogosiana można traktować jako prowokatora, skandalistę, ale nie wolno nie zauważyć, że on niczego nie wymyślił, a jedynie wyraźnie ukazał współczesnego człowieka, chcąc zmusić do refleksji. Jest okrutnie krytyczny, także i na swój temat.
- Dla mnie nie ma słów, które są wyświechtane, wytarte lub zbyt często używane. Pod każdym słowem istnieje intencja. Jeżeli intencja jest prawdziwa, to słowa są autentyczne. Jestem daleki od takiej postawy, w której się na coś zamykamy i koncentrujemy na znaczeniu, które kojarzy nam się z medialnych przekazów. Misja jest jednym z piękniejszych słów, jakie możemy sobie w ogóle wyobrazić. Wszystko, co robimy w życiu jest misją, ale samo słowo zostało zdewaluowane w wyniku nadużywania lub przeinaczania sensu, najczęściej w przypadku telewizji. Artysta bez misji przestaje być artystą. On tworzy postać, kreuje rzeczywistość, względem tej, w której funkcjonuje. Artysta na początku tego działania nie ma myślenia o chlebie, o zarobkach. Jest misja, tylko i wyłącznie.
- Dramaturgia Bogosiana nie jest delikatna; on chce poruszyć widza, zmusić do myślenia, posługując się wręcz z lekka anarchizującą formą wypowiedzi.
- Dzieci są takie jak ich rodzice.
- Dzieci to potęga, tak uważam. O dzieci trzeba strasznie dbać i mieć dla nich zawsze czas. Jeżeli zaniedbamy kontakt z dziećmi, to potem w prezencie dostaniemy złe pokolenie. Dlatego bardziej niż o siebie, należy dbać o dzieci.
- Jeżeli na ulicy jest mało dobrej woli, to właśnie ją trzeba nieść ze sobą. Poprzez swoją pracę. Artysta-aktor jest wrażliwy na stany emocjonalne, potrafi zobaczyć więcej na poziomie emocjonalnym.(...) Jeżeli aktor ma poczucie misji, tworzy swój świat, w którym zakłada: nie będę grał w serialach, nie będę pojawiał się w reklamach, nie uczestniczę w popkulturze, jest to szlachetne. Ale w pewnym momencie on zamyka się w jakiejś bańce, świat go pominie.
- Każde pokolenie musi mieć swoją rewolucję. Dla mojego pokolenia to było zniesienie granic, zdobycie wolności słowa. Kiedy zapytałem Marcina Prokopa, który jest młodszy ode mnie, co jest rewolucją dla jego pokolenia, odpowiedział, że Internet. Natomiast w moim pokoleniu pokutuje pamięć zniewolenia. To strasznie nas zniewala. Rozmawiałem kiedyś z pewnym Amerykaninem, który powiedział, że kiedy jest w Stanach, to jest Amerykaninem, ale kiedy jest w Europie, to jest Europejczykiem. Stara się adaptować.
- Nie pierwszy raz ktoś protestuje, nie wiedząc w ogóle, o co chodzi (...).
Zobacz też: