Stanisław Grzesiuk
Wygląd
Stanisław Grzesiuk (1918–1963) – polski pisarz i pieśniarz, z zawodu elektromechanik.
Boso, ale w ostrogach
[edytuj]- Choćbym chciał być grzeczny i układny, to ludzie mi nie dadzą. Zawsze znajdzie się jakiś typ, który będzie się prosił, żeby go stuknąć w ryja, i nie sposób takiemu odmówić.
- Nie znosiłem bezwzględnej dyscypliny, która pozbawia człowieka własnej inicjatywy. Dyscypliny, która każe prężyć się przed innym człowiekiem, mimo że uważa się go za głupszego od siebie. Natomiast chętnie podporządkowuję się poleceniom takiego człowieka, który potrafi zaimponować mi wiedzą i twardym charakterem.
- Taką ja mam po ojcu zasadę życiową: Boso, ale w ostrogach.
Na marginesie życia
[edytuj]- A jednak. Trzy lata nie piję. Na pijanych patrzę z litością, jak na ludzi chorych i nieszczęśliwych. Każdy przypomina mi o tym, że tak niejeden raz wyglądałem. Są jeszcze tacy, którzy namawiają do picia, inni nie namawiają i nie pozwalają namawiać. Większość natomiast nie daje wiary zapewnieniom o abstynencji. Kiedy wreszcie uwierzą? Po czterech, po sześciu latach? Kiedy wreszcie uwierzą, że pętla nie musi się zaciągnąć, jeśli jest w człowieku ambicja?!
- Martwienie się to ciężka praca, która nikomu jeszcze nie pomogła, ale niejednemu zaszkodziła.
- Powiedział mi kiedyś kolega, że największe zwycięstwo to zwyciężyć samego siebie.
Pięć lat kacetu
[edytuj]O życiu w obozie koncentracyjnym
[edytuj]- I tu mi powiedział coś tak mądrego, co stało się dla mnie nauką i dewizą mojego postępowania do końca życia. Powiedział zdziwionym tonem: „To ty na mnie liczysz? Och, jaki ty jesteś głupi. Naucz się w życiu liczyć tylko sam na siebie.”. Tu miał rację. Przestałem liczyć na ludzi, więc tym większą radość sprawia mi każdy przypadek ludzkiej życzliwości i bezinteresownej pomocy.
- (…) i zobaczył, że taki baran stoi i rozgląda się, przyłożył mu już tak dobrze, że długo pamiętał i żeby to było ostrzeżeniem dla innych, że trzeba uczciwie i wydajnie pracować. Aby jak najprędzej dostać się do nieba przez komin krematoryjny, ku chwale Trzeciej Rzeszy.
- Niejeden z więźniów-bandytów cieszył się na wolności szacunkiem i poważaniem jako dobry, kulturalny człowiek, i gdyby nie dostał się do obozu byłby takim przez całe życie. Ci, co nie byli w obozie – niech powstrzymują się od wydawania swego sądu o ludziach i wypadkach, bo sądem swym skrzywdzić mogą tych ludzi.
- Opis: końcowe słowa książki.
- Określiłbym to tak: kto chciał przeżyć, nie wolno mu było bać się śmierci, bo każdy, kto chciał żyć, a bał się śmierci – bał się narazić na bicie i wykonywał ściśle zarządzenia, czekając na cud i koniec wojny, że go zwolnią albo że przetrzyma. Gdy się zorientował, że się kończy, za późno już wtedy było na zryw i dla takiego zostawało tylko krematorium.
- Podstawą życia w obozie było, w moim pojęciu, maksymalne miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia, a w zasadzie można to ująć w jedno zdanie – postępować przeciw wszystkim zarządzeniom władz obozowych, bo wszystkie zarządzenia miały na celu jak najszybsze wykończenie więźniów.
- To jest celem obozów, żeby zanim ludzie umrą z głodu i przemęczenia, zamienić ich przedtem w bydło, upodlić, wyzuć z wszystkiego, co ludzkie.
- Utrwaliła mi się mocno w pamięci taka scena z umywalni, do której po kolacji poszedłem umyć nogi.
Pod jednym sitkiem jeden Niemiec wykańcza drugiego, który stoi nago pod lodowatą wodą i wrzeszcząc chce uciec; ten drugi, też wrzeszcząc, wpędza go z powrotem tłumacząc mu to odpowiednio grubym kołkiem. Z jednej strony umywalni Hiszpan myje nogi i śpiewa głośno jakąś arię. Z drugiej strony Polak myje się i głośno modli. A pod ścianą, w skrzyni zwanej trumną, leży nagi człowiek, który jeszcze żyje, lecz pewnie już nieprzytomny – tak jak ryba łapie od czasu do czasu powietrze. Na brzuchu umierającego siedzi inny, który spokojnie zjada swój kolacyjny chleb, krojąc go na maleńkie kawałeczki. Myślałem, że może to jaki kolega, który chce być przy jego śmierci, więc pytam:
– To twój kolega?
– Nie, tylko na bloku taki bałagan, że tu przynajmniej spokojnie zjem kolację.
- W obozach koncentracyjnych starano się wszystkimi możliwymi sposobami zabić w człowieku wszelkie ludzkie uczucia, upodlić go, zrobić z niego już za życia nieboszczyka. Muszę przyznać, że im się to udawało. Szczególnie łatwo łamała się inteligencja. Byli to przeważnie ludzie, którzy w życiu nie walczyli o utrzymanie się na powierzchni życia. Tu – gdy nagle zmieniono im całkowicie warunki na bardzo ciężkie – ludzie ci okazywali swą niezaradność życiową. Wielu wartościowych ludzi umierało przez swą nieumiejętność życia w ciężkich warunkach. Wielu z tych, którzy przeżyli, często zawdzięcza to ludziom, którzy przed wojną należeli do tych „gorszych”.
- W tym samym czasie (…) doszliśmy do wniosku, że właściwie to można przecież próbować ucieczki. (…) przyszło nam do głowy to, co często było nam powtarzane, a mianowicie, że w razie ucieczki więźnia zostanie aresztowana i osadzona w obozie cała jego rodzina. W Warszawie – przed aresztowaniem – widziałem sam kilka przypadków aresztowania całych rodzin w wypadku, gdy nie zastali tego, kogo przyszli zamknąć. W dwóch znanych mi wypadkach poszukiwani zgłosili się, lecz rodziny mimo to nie zostały zwolnione. To zdecydowało o tym, że z ucieczki zrezygnowaliśmy.
- Zawsze znajdzie się jakiś typ, który będzie się prosił, żeby go stuknąć w ryja, i nie sposób takiemu odmówić
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Mnie już zgniewała jego nachalność, bo powiedział Adamowi, że blokowy ma papierosy i ciasto, to nas poczęstuje, więc wrzasnąłem po polsku:
– Nigdzie nie idziemy, nie jestem kurwą, żeby chodzić do każdego, który mi płaci. Dzisiaj przyszliśmy tu i tu skończymy!
– Was ist, kurwa? Was ist, kurwa? – pyta Kapo.
– Ty, kurwa, i klawo!
O wierze
[edytuj]- Ja w pracy kręciłem głową i oczami i w ten sposób często unikałem bicia, inny zamodlił się i nie wiedział, co się wokół niego dzieje, aż dopiero kiedy dostał kołkiem w łeb, to oprzytomniał albo już nie miał czasu, tylko szedł do nieba z modlitwą na ustach.
- Zobacz też: wiara
- Niepraktykującym katolikiem byłem od czternastego roku życia. Nie wierzyłem w żadne dogmaty, lecz wierzyłem w jakąś siłę wyższą, Boga, siłę kierującą wszystkim na świecie. W obozie, gdy popatrzyłem na tę mordownię, przestałem wierzyć zupełnie. Inni, którym zdawało się, że nie wierzą, w obozie raptownie zapałali wielką miłością do Boga.
- Przed wojną i po wojnie nigdy nie bluźniłem tak, jak bluźniłem w obozie. Krzyczeli nieraz na mnie kupą: „Zamknij mordę, czego ty tak bluźnisz” – „To wy módlcie się za siebie i za mnie, a ja będę klął za siebie i za was wszystkich” – odpowiedziałem.
Inne
[edytuj]- Bujaj się, Fela, bo jutro niedziela.
- Źródło: piosenka Bujaj się, Fela
- I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa.
- Jeden był specjalnie na Warszawę straszny pies,
Już mówił nawet: „Warschau ist kaput!”
Lecz pomylił się łachudra, rozczarował fest
I próżny był majchrowy jego trud.- Źródło: piosenka Nie masz cwaniaka nad warszawiaka
- Zobacz też: Warszawa
- Z szaconkiem, bo się może skończyć źle.
- Źródło: piosenka Bal na Gnojnej