Porwanie
Wygląd
Porwanie – powieść Joanny Chmielewskiej z 2009 roku.
A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż |
A
[edytuj]- – A ta Flądra… chciałam powiedzieć Flora, gdzie?
– Zdaje się, że chwilowo w Szwajcarii, fizjologię sobie odmładza (…).
B
[edytuj]- Baby są głupie… najmocniej przepraszam, niektóre baby…
- Brutalne bandziorstwo źle się kończy! Tylko przestępstwa eleganckie mają szanse powodzenia!
C
[edytuj]- – Co on w ogóle robi, kiedy nic nie robi? – spytała wnikliwie Natalka.
- – Czy Bolcio krakowski mieszka na stałe w Krakowie?
– A skąd! – oburzyła się Martusia. – Taka wesz rynsztokowa nie może mieszkać w takim porządnym mieście!
I
[edytuj]- I bez żadnych zdjęć, nagrań, niczego, co można skopiować, tylko gadanie, a świadkowie i uczestnicy tych przekrętów ze strachu się zes… tego… zapłaczą i czkawkę do samej śmierci będą mieli.
- – I powiedziała o tym całym porwaniu. Ale mówi, że Albert nie, nie wydoił z niej tego szmalu dla siebie, jest pewna, i po wakacjach biorą ślub. Mam nie rozgłaszać, nikomu nie mówić, inaczej będę brudna świnia, zdaje się, że właśnie jestem.
– Nie szkodzi, zawsze przecież możesz się umyć – pocieszyła ją Małgosia.
J
[edytuj]- Jeszcze słyszałam o żonie, która kosztowała skromne czterdzieści tysięcy i też nie wie, ale zwierzyła się przyjaciółce, że marzy o ponownym porwaniu, bo przez dwa i pół dnia cudownie odpoczęła od garów i dzieci.
- Jeśli przychodzi policja i zaczyna pytać, wszyscy wypierają się w żywe oczy, dowcipy to są takie, głupie żarty, wesolutkie, a, cha, cha, a na achacha jeszcze paragrafu nie ma, idiotyczne poczucie humoru każdemu wolno pielęgnować.
- (…) jeśli robić krzywdę, to najlepiej hochsztaplerom.
K
[edytuj]- Kobiety chudną od nóg! A mężczyźni od żarcia, to znaczy, od nieżarcia. I ewentualnie od rąbania drzewa, dźwigania ciężarów, kopania studni…
L
[edytuj]- – Ludzie wiedzą wszystko…
– Dzieci więcej – przypomniała zgryźliwie Małgosia.
M
[edytuj]- Mokra siła do roboty…
- Mój mąż do ust nie brał kwaśnej śmietany i zsiadłego mleka, twierdząc, że są to produkty zepsute, mój ojciec wydłubywał z talerza koperek i natkę pietruszki, upierając się, że nie jest kozą i nie jada zielska, moja matka i moje ciotki po kawałku urodzinowego tortu moich dzieci żądały suchej kiełbasy i kiszonego ogórka, moja synowa jest uczulona na grzyby i cynamon, mój syn do pyska nie weźmie żadnej ryby ze śledziem włącznie, a Witek nie cierpi curry…
N
[edytuj]- Na marginesie: jeśli ktoś nie chce, może nie czytać, proszę to potraktować jak opis przyrody.
- Nabyte wczoraj produkty w pełni zdały egzamin, aczkolwiek pomyliłam pierogi i w jednym garnku ugotowałam razem te z serem i ruskie. Pocieszyłam się szybko myślą, że mieszanina słodkiego sera z kapustą wypadłaby gorzej.
- Natalka, jęcząc z rozpaczy, wyznała, że właśnie znajduje się w Gdańsku, jutro jest świadkiem na ślubie swojego wstrętnego brata i w Warszawie znajdzie się dopiero pojutrze późnym popołudniem. Ale natychmiast przyleci w kangurzych skokach z kozackimi prysiudami.
- Natychmiast niech ci da te memłesy czy jak im tam, ja z tą całą elektroniką jestem na bakier! My tu mamy jego pysk w komórce Natalki! Witek ci prześle!
- – Nie może być normalny, jeśli takiemu pijawkowi dom wypożycza! – zaopiniował stanowczo Witek.
– Pijawce – poprawiła odruchowo Małgosia.
– Pijawkowi! Pijawek to jest samiec pijawki.
- Nie znam człowieka, za to znam życie, za skarby świata się nie wtrącę. Ale porwać twojego brata i przykuć do kaloryfera… A, to owszem, nie wykluczam.
- – Niech już wezmą ten ślub i urodzą cokolwiek.
– Myślę, że najbardziej chcieliby dziecko, nie?
- – No, jeżeli wszystkie salonowe akcje przeprowadzają te debilne bandziory, to ja jestem Mona Lisa. Z łasiczką!
– Dlaczego z łasiczką? – zdziwiła się Ania.
– Bo takiej na pewno nie ma.
O
[edytuj]- O zwłokach zawiadomił anonimowy informator, dzwoniący z automatu na pierwszej stacji benzynowej na autostradzie za Jankami, w kierunku Katowic. Dzwonił zaraz po wschodzie słońca, ledwo się rozwidniło, oznajmił, że TIR-y lecą, bo to poniedziałek, a zwłoki chyba świeże, rozjechane i płci żeńskiej. Kto chce, może je sobie zabrać.
- – Opowiedzcie porządnie! Jak podejrzany?! Skąd…?! Cudo! Super! Nienawidzę tego gnoja, tego padalca! Dobrze, że się do niego nie odezwałam, albo może nie, trzeba było narzygać…!
– Zaraz, czekaj, za dużo naraz. Dlaczego narzygać? Jak?
– Tak zwyczajnie… Albo nie, gwałtownie!
– Po piwie?
– No coś ty, piwa byłoby mi szkoda dla tego gnoja!
Ó
[edytuj]- Ósma trzydzieści w niedzielę, wejście do kasyna, pies z kulawą nogą nie zwróci uwagi nawet na Indianina w pióropuszu schodzącego do wychodka, a na zewnątrz o tej porze już się ciemno robi.
P
[edytuj]- – Pani tak…
– Żadna pani, Małgosia jestem. – A ja Witek.
Oficjalna forma znikła z horyzontu własnym rozpędem, pozostały Natalce tylko dwie sztuki, Ania i ja, inne pokolenie, zapewne postacie historyczne, ja też nie zwracałabym się do królowej Jadwigi per „Jadziu kochana”, nawet pomijając kanonizację, mogłam Natalkę zrozumieć.
- Pogadałyśmy parę chwil, bo dla Kasi, skoro chodziłam do szkoły z jej ciotecznym dziadkiem, stanowiłam wręcz postać historyczną, żywą, co, bądź co bądź, w pewnym stopniu bywa ewenementem. Zazwyczaj postaci historyczne spotyka się na nagrobkach i z całą pewnością żywe nie są.
- – Proszę, niech pani wejdzie. Nic nie rozumiem. Wiem, że później jest też poumawiany. Proszę, proszę…
Forma była uprzejma, ale na drugim dnie eleganckich słów syczało „wynocha stąd, suko!”.
- Przy okazji był radnym, łapówki brał potworne za wszystko, inteligentnie, bo fachowiec, więc nie rzucał się w oczy.
- – Pusto – zameldował jeden.
– Czysto – poparł go drugi.
Wielkie mi odkrycie. A czego się spodziewali? Karaluchów?- Opis: o akcji antyterrorystów.
R
[edytuj]- Radzieckie zegarki chodzą najszybciej ze wszystkich (…).
S
[edytuj]- (…) służbowa, a nawet i prywatna znajomość złodzieja jeszcze człowieka złodziejem nie czyni, a sam złodziej nie musi się reklamować i każdemu przed stawiać: „Złodziej jestem”. Popadanie w manię wielkości również nie jest jeszcze kodeksowo karalne (…).
- Sprawa znana od wieków. Więcej prawdy usłyszy się od obcej baby w sklepie niż śledczy od uczciwego świadka w sądzie.
- – Szanowna pani… Pół melona masz gotowe?
– Nie mam. Miałam, ale cały mi wyszedł do sałatki. Takiej owocowej, zdrowotnej. Mam bakłażana.
– Głupia czy jaka…? – zatroskał się porywacz (…). – No dobra, bez jaj…
– Do sałatki owocowej jajek się nie używa – pouczyłam go sucho.
- Szczeniak sobie ubzdurzył, że jest dorosłym psem. Można go użyć do czegoś w razie czego, wytresować rzecz jasna, na polowanko puścić, szukaj, szukaj, a jeśli znajdzie nie to co trzeba, nie dostanie żarcia, najwyżej przyłoży mu się smyczą. To metafora, bo rękoczyny pani treserka stosuje wyłącznie w odniesieniu do przedmiotów martwych, w każdym razie ostro skarcony i ukarany zostanie na pewno. A na końcu wyrolowany koncertowo i wystawiony rufą do wiatru. To w skrócie tło wydarzeń.
T
[edytuj]- Tak się właśnie tyje, mało głodny, a żre z łakomstwa.
- Tak, już lecę, jak wół do karety!
- – To lepsze niż Romans mumii z Polą Negri – zaopiniowała Ania.
– Oglądałaś Romans mumii? – zainteresowałam się chciwie.
– Niestety, nie. Przed urodzeniem nie chodziłam jeszcze do kina.
W
[edytuj]- – W takim wypadku musielibyśmy założyć, że szefem tego przedsiębiorstwa jest kobieta.
– A dlaczego nie? (…)
– Ponieważ ostatnio udowodniono… Szczegółów naukowych nie znam – zastrzegłam się szybko – że kobiety mają mózg inaczej zbudowany. Chętnie w to wierzę, nawet przy identycznym poziomie inteligencji i wykształcenia coś jest w nas jednak inaczej i do ostatniego tchu będę się upierać, że to biologia. Chyba że gdzieś tam, w kimś, nastąpiło drobne wypaczenie, przy obecnym poziomie zatruć chemicznych wszystko jest możliwe, ale byłby to wyjątek, potwierdzający regułę. Baba może mu pomagać. Współdziałać. Ale głównym spiritus movens jest facet. Baba od upiększania, facet od twardej rzeczywistości… Ciekawa rzecz… – zastanowiłam się nagle. – A w innych wypadkach facet wiuwa po obłokach, a twardej ziemi trzyma się baba… Biologia to musi być, ja wam to mówię!
- Wbrew pozorom i wbrew ogólnej opinii ludźmi, którzy nie wykraczają poza granice prawa, tak znowu strasznie się nie interesujemy. Nie możemy znać całego społeczeństwa i do każdego nazwiska natychmiast dopasować twarz.
- Opis: o policji.
- Wedle jej rozeznania, młodzież do porywania najlepsza, bo co do żon i mężów, to nigdy nie wiadomo, zapłaci jedno za drugie czy przeciwnie, oszaleje z radości i na gliny się rzuci, młodzież w dodatku dosyć lekkomyślna, a rodzicom na ogół na dzieciach zależy.
- – Witek, daj mu uczciwej, czystej wódki – poprosiłam. – Kawałek śledzia jeszcze widzę. Do diabła z whisky i koniakiem, polski produkt najlepszy!
- Wszystko wiemy i nie powiem, co nam z tego, bo nie będę się wyrażał. Albo powiem. Dokładnie to, co się ma na samochodzie, jak nad nim ptaszki latają.
Z
[edytuj]- Z niewiadomych przyczyn przy każdej rozmowie telefonicznej zawsze plątały się w pobliżu nędzne świstki zamiast przyzwoitej kartki, mimo że przyzwoitych kartek miałam w domu zatrzęsienie.
- – Znam cię od urodzenia, a nic kompletnie na temat nie wiem (…).
– Bo wszystko wyrzucasz. Wszyscy wszystko wyrzucają, porządni tacy, cholera, a mogliby mieć, tak jak ja, przez czterdzieści pięć lat jeden notes! przekreślam, wpisuję nowe, mam nawet tych z młodości!
– I dzięki temu niczego nie można w nim znaleźć…
– Wszystko można znaleźć! Tylko trzeba wiedzieć, pod jaką literą szukać!
– Not o pod jaką masz weterynarza? – uczepił się nagle Witek.
– Jak to, pod jaką? Pod zet.
– Przecież on się nazywa Olszański!
– No to co? Ale pod zet są zwierzęta. Elementarne skojarzenia!
Ż
[edytuj]- Żadne społeczeństwo nie jestem, najwyżej mogę być margines.
- – Że też nie jesteś kobietą…! – wyrwało mi się wręcz z rozgoryczeniem.
– Osobiście nie żałuję. Bo co?
– Bo nic. Niuansików nie wyłapiesz. Do takich rzeczy babom najlepszy pies do pięt nie dorasta.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Bez przywitania, bez wersalskich formalności, rozpłomieniona, zaczęła już od progu, nie zdążywszy usiąść, nie zdążywszy nawet spojrzeć, do kogo się zwraca. Z marszu ruszyła tekst.
– Znalazłam tego prywatnego detektywa, a on ze mną nie chce rozmawiać! (…)
– Jerzy Terkot – dołożyła w rozpędzie Natalka. – Gówno mi z niego przyszło. Bardzo przepraszam, jestem Natalia Komarzewska…
– Wiemy – powiedziały trzy osoby razem.
– Nareszcie jest ktoś, kto się porządnie zainteresuje! Ja nie jestem ordynarna, dzień dobry, tylko mam w sobie tego tyle, że chyba pęknę. Mogę usiąść?
Dość oryginalny początek wizyty rokował wielkie nadzieje, które rychło zaczęły się spełniać.
- – Całujta w dupa księdza biskupa…
– Bez aluzji politycznych poproszę – zaprotestował z naciskiem Górski.
- – Kochałem ją od lat do tego stopnia, że ten skurwisiel leżał mi kamieniem na wątrobie – oznajmił wręcz mściwie, w taki sposób, jakby sam siebie postanowił ukarać za własne błędy.
- Nie do pojęcia, że ludzie dookoła, każdy coś widzi, każdy coś wie i wszystko to razem gówno warte (…).
- – Siedzi na szmalu, nie wiem skąd, skoro pracuje jak zramolała krowa, ale Konrad sam się pcha, cyklon solony, trąba powietrzna! Żeby Klara się nim zachwyciła!
– Czekaj. Dlaczego solony?
– No bo pieprzony to podobno wulgarnie.