Mroczny sekret
Wygląd
Mroczny sekret (ang. A Great and Terrible Beauty) – powieść fantastyczna z 2003 roku, pierwszy tom trylogii Magiczny krąg (ang. The Gemma Doyle Trilogy). Autorką jest Libba Bray; tłum. Magda Białoń-Chalecka.
- – A co się dzieje, jeśli nasza decyzja okazuje się błędna?
– Musisz spróbować ją skorygować.
– A jeżeli jest za późno? Jeżeli już się nie da?
– Wtedy musisz nauczyć się z nią żyć.
- Ale przebaczenie... Trzymam się tego niewielkiego okruchu nadziei i tulę go mocno, pamiętając, że w każdym z nas mieszka dobro i zło, światło i ciemność, sztuka i ból, wybór i żal, okrucieństwo i poświęcenie. Każdy z nas jest swoim własnym chiaroscuro, własnym kawałkiem iluzji, który stara się przerodzić w coś konkretnego, coś realnego.
- Akademia Spence nie wie, co robi, przyjmując mnie, widmo dziewczyny, która będzie kiwała głową, uśmiechała się i popijała herbatę, ale tak naprawdę nie będzie tam obecna.
- Gdybym była dobrą córką, zaniosłabym granaty ojcu i patrzyła jak jego niebieskie oczy błyszczą, gdy rozcina soczysty czerwony owoc i srebrną łyżeczką wyjada małe nasionka, jak przystało na brytyjskiego dżentelmena.
- ... ja ostatnio nigdzie nie czuję się u siebie.
- ... ja stoję na perskim dywanie, udając, że jestem absolutnie zafascynowana porcelanową figurką małej niemieckiej mleczarki niosącej na ramionach pełne wiadra. Tak naprawdę mam ochotę odwrócić się na pięcie i jak strzała pomknąć do drzwi.
- Jeszcze nie wiem, jak smakuje władza. Ale z całą pewnością wygląda właśnie tak i chyba zaczynam rozumieć, dlaczego (...) nasi nauczyciele i adoratorzy chcą, żebyśmy zachowywały się w odpowiedni i przewidywalny sposób. Nie chodzi o to, że chcą nas chronić. Oni się nas boją.
- Każde zakończenie stanowi początek czegoś nowego.
- Każdy z nas jest swoim chiroscuro, własnym kawałkiem iluzji, który stara się przerodzić w coś konkretnego, coś realnego.
- Kim jesteś, obcy człowieku, żeby mi mówić, co mogę, a czego nie mogę robić?
- Mężczyzna szuka kobiety, która ułatwi mu życie. Powinna być atrakcyjna, zadbana, znać się na muzyce, malarstwie i prowadzeniu domu, ale nade wszystko powinna pilnować, aby jego nazwiska nie splamił żaden skandal, oraz nie robić nic, co by zwracało na nią uwagę.
- Możesz być uprzejma dla niżej postawionych dziewcząt, ale pamiętaj, że nie są ci równe.
Pozycja. Niżej postawione dziewczęta. Nie są mi równe. To naprawdę śmiechu warte. Przecież to ja jestem, tą nikczemną, odpowiedzialną za śmierć własnej matki, mającą wizję osobą.
- My rozmawiamy tylko o pogodzie, a jeśli pogoda jest kiepska, udajemy, że jej nie zauważamy.
- Nadal jestem nietknięta. Czysta. Pełnowartościowy artykuł handlowy.
- Nadal tam jest. Ze zniszczonym kwiatem w dłoni. Daleko za nami. Mała gasnąca gwiazda, która wypadła z naszej konstelacji.
- Nie chcę, żeby ktokolwiek widział łzy napływające mi do oczu, próbuję więc wymyślić najpodlejszą możliwą odpowiedź.
- Nie da się nigdy nikogo poznać do końca. Dlatego jest to jedna z najbardziej przerażających rzeczy – przyjmowanie kogoś na wiarę i nadzieja, że on przyjmie nas tak samo. Jest to stan równowagi tak chwiejnej, że aż dziw, iż w ogóle się na to decydujemy. A mimo to...
- Nie ma w pobliżu nikogo, kto by nas uciszał. Nikogo, kto by nam mówił, że to, co myślimy albo czujemy, jest niewłaściwe. Nie chodzi o to, że robimy to, co chcemy. Chodzi o to, że w ogóle możemy chcieć.
- Nie mam wyjścia – muszę przełknąć dumę, wrócić i przeprosić.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki mówi. Nowa. Jakbym była jakimś insektem, który nie został jeszcze do końca sklasyfikowany.
- Nie potrafię wypowiedzieć ani jednego słowa. Tylko kiwam głową. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach. To samo można powiedzieć o prawdzie. Odrzuć szczegóły, zostaw samo sedno i możesz na nim ukrzyżować każdego.
- Nikt nie pyta, jak się czuję czy jak sobie radzę. Nie mogłabym ich mniej obchodzić. My, dziewczęta, jesteśmy tylko lustrami, istniejemy jedynie po to, by ukazywać ich obraz, takimi, jakimi chcą się widzieć. Jesteśmy jak puste naczynia, wypłukane z własnych emocji, potrzeb i opinii, czekające, aby je napełnić letnią wodą pełnej wdzięku uległości.
- Ostatnio nie najlepiej się miedzy nami układa. Mama twierdzi, że to dlatego, iż weszłam w trudny wiek.
- Oto logika pięciolatki: skoro ja czegoś nie widzę, to coś nie może widzieć mnie. Niewątpliwie dzięki podobnym założeniom wielu nieszczęśników skończyło z odciętymi głowami.
- Owszem. Mam s z e s n a ś c i e lat. Szesnaście. W tym wieku większość przyzwoitych dziewcząt wysyła się do szkół w Londynie.
- „Pozwolę ci wypić szampana”. To nie jest obietnica – to przekupstwo, żeby się mnie pozbyć. Kiedyś wszystko robiłyśmy wspólnie, a teraz nie możemy nawet pójść razem na bazar, nie doprowadzając do awantury. Przynoszę jej wstyd i rozczarowanie. Córka której nie chce nigdzie zabierać, nie tylko do Londynu, ale nawet do domu starej matrony, która podaje słabą herbatę.
- Prawda to stan umysłu. Dla bankiera pieniądze w księdze głównej są bardzo prawdziwe, choć w rzeczywistości nie może ich zobaczyć ani dotknąć. Ale dla bramina one po prostu nie istnieją w sensie takim, jak istnieje powietrze i ziemia, ból i poczucie straty. Dla niego rzeczywistość bankiera to szaleństwo. A dla bankiera idee bramina są równie błahe jak kurz.
- Rzeczy nie są dobre ani złe same z siebie. Stają się takie przez to, co z nimi robimy.
- – Spójrz na małpkę, memsahib. Jaka jest urocza! – zachwyca się Sarita, jakbym nadal miała trzy latka i trzymała się spódnicy jej sari. Wydaje się, że do nikogo nie dociera, iż kończę już szesnaście lat i chcę, nie, m u s z ę pojechać do Londynu, gdzie będę zwiedzała muzea, chodziła na przyjęcia i poznawała mężczyzn mających więcej lat niż sześć, a mniej niż sześćdziesiąt.
- Źródło: rozdział 1
- – (...) Szanse damy na dobre zamążpójście często znacznie wzrastają dzięki idealnej postawie.
– Zwłaszcza gdy podstawą tej postawy jest odpowiedni majątek.
- Takie właśnie jest życie – jedno wielkie kłamstwo. Iluzja, w której wszyscy odwracają wzrok i udają, że nie istnieje nic nieprzyjemnego, nie ma goblinów w ciemnościach, nie ma upiorów w duszy.
- Teraz tu jestem i nie mogłabym być bardziej nie szczęśliwa.
- Teraz gdy obok nie ma nikogo pozwalam sobie na płacz.
- Teraz już na pewno nie weźmiecie mnie do Londynu. Spędzę resztę życia w austriackim klasztorze, w otoczeniu kobiet z wąsami, i wzrok mi się popsuje od dziergania skomplikowanych koronek do wypraw ślubnych innych dziewcząt.
- To jakby... być mężczyzną, prawda? Kobieta nigdy nie powinna zachowywać się tak niestosownie.
- To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje.
- W garde narasta krzyk. Jeśli pozwolę mu się wyzbyć, nigdy już nie umilknie.
- W oknach znajdują się witraże, kolorowe reklamy Boga (...).
- Wszyscy od czasu do czasu bywamy niemili. Wszyscy robimy rzeczy, które bardzo chcielibyśmy cofnąć. Te żale stają się częścią tego, kim jesteśmy, wraz ze wszystkim innym. Jeśli ktoś próbuje to zmienić, to tak, jakby chciał gonić chmury.
- – Znajdź mnie, jeśli potrafisz – mówi. To taka gra, w którą bawiła się ze mną, od kiedy nauczyłam się chodzić – taka zabawa w chowanego, która miała mnie rozśmieszyć. Dziecinna zabawa.
- – Znów się zamyśliłaś – mówi Tom, rzucając mi podejrzliwe spojrzenie.
– Przepraszam.
Tak, przepraszam, przepraszam za wszystko.
Tom wzdycha długo i ciężko, a zaraz potem dodaje:
– Nie przepraszaj, po prostu przestań.
– Dobrze, przepraszam – mówię bez zastanowienia.