Mariusz Treliński

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Mariusz Treliński (2005)

Mariusz Treliński (ur. 1962) – reżyser operowy, filmowy i teatralny.

  • Gdyby nie Fellini, Kurosawa czy Tarkowski pewnie nigdy nie zacząłbym się zajmować kinem.
  • Każdy film opowiada o jakimś wycinku świata. Istotne jest jednak pytanie, czy ten wycinek jest na tyle reprezentatywny żeby móc nim zainteresować ludzi, czy wydarzenia opowiedziane w moim filmie mają jakiś szerszy przekaz.
  • Mam to do siebie, że dociskam sprawę do końca. Po próbach, już w nocy, wymyślam sceny na następny dzień. I tak przez dwa miesiące. Niekończący się dopływ adrenaliny. Po zakończonej produkcji, niezależnie od tego jak udanej, pojawia się dziwny smutek. Czuję się zbędny, każdy wie, co ma robić, a mnie już nikt nie potrzebuje. Więc najbardziej przyjemny jest sam moment powstawania. Tę sytuację można porównać do dziecka, które idzie w świat i na zawsze opuszcza rodzica. – To dziecko jest zwierciadłem dla rodzica: projekcją jego lęków i pragnień. – Sztuka ma sens tylko wtedy, kiedy uwzględnia wymiar intymny. Nie chodzi o eksploatowanie własnego ego, tylko o punkt odniesienia – dla mnie wyznacznik arcydzieła.
  • Nienawidzę tego, co się stało z operą. Głucha na to, co się dzieje wokół nas, stała się sztuką muzealną.
  • Sztuką nie można nikogo uszlachetniać. Sztuka nas niczego nie uczy, nie czyni lepszymi. Wszyscy, którzy próbują jej nadać rangę edukacyjną, są w błędzie. To pozostałości z lat komunizmu. Ten rodzaj myślenia zabija kontekst sztuki. Jabłko wykradzione z sadu smakuje bardziej, niż to, które się dostanie w prezencie. Dla każdego musi przyjść jego moment, każdy musi przeżyć swoje autentyczne nawrócenie. Uważam, że tej drogi powinniśmy doświadczać sami, szkodliwe są za wczesne wizyty w operze.
  • Wszystkie moje realizacje filmowe czy teatralne mają związek ze sprawami, które wydarzają się w moim życiu bezpośrednio czy duchowo. Czasem, aby je opowiedzieć sięga się kostiumu, a czasem dotyka spraw w sposób bardziej bezpośredni.
  • Zdanie to jest dla mnie swego rodzaju wyznaniem-kluczem. Jeśli jesteśmy samotni, to jesteśmy przeklęci, ponieważ nie zasługujemy na najwyższe dobro, jakie nas wszystkich czeka, czyli na miłość. Moi bohaterowie są ludźmi wydrążonymi, odciętymi od tego co jest powietrzem, oddechem i motorem wszelkiego działania. W filmie sugeruję, że moi bohaterowie są winni swojej samotności. Żyją jak w transie, w zagadkowym stanie duszy, w którym wszystko jest dozwolone, ich życie jest niekończącą się imprezą. My sami odpowiadamy za swoje czyny, myśmy sami ten stan wybrali. Czerwienię się mówiąc takie banały. Wszyscy wiemy, że jesteśmy jakimiś tam połówkami, które są po to, żeby istnieć razem. Jeśli zatem na własne życzenie odcinamy się od miłości, to jest to stan patologiczny i właśnie o tej chorobie zrobiłem film.