Ken MacLeod
Wygląd
Ken MacLeod (ur. 1954) – szkocki pisarz fantastycznonaukowy.
- Co jeśli kapitalizm jest nie do utrzymania, a socjalizm jest niemożliwy?
- Czy AI śnią w elektrycznych snach? Miał nadzieję, że ta miała nanosekundowe koszmary.
- Spółdzielnia Robotników Obrony imienia Feliksa Dzierżyńskiego wynajmowała mieszkanie w jednym z akademików, a na razie było to też mieszkanie Kohna. Łóżko, biurko, terminal, szafka, półki, lodówka, czajnik. Drzwi tak liche, że nie warte zamykania. Moh namalował na nich młot z sierpem oraz cyfrą „4” i działało to lepiej niż urok, wieniec czosnku, srebrne krzyże i woda święcona.
- Były tam książki, których nie powinien mieć, te, które zdobył tu i tam u bukinistów, nie do upilnowania nawet w gminie chrześcijańskiej: stare prace racjonalistów w pięknej brązowej oprawie serii „Biblioteka Myślicieli” – Bradlaugh, Darwin, Haeckel, Huxley, Llewellyn Powys, Ingersoll czy Paine – i zniszczone wydania w miękkiej oprawie Asimova, Sagana, Goulda, Joachim Kahla, Russella, Randa, Lofmarka, Lamonta, Paul Kurtza czy Richard Dawkinsa. Straszliwi wodzowie herezji świeckiego humanizmu.
- Moh postrzegał politykę, której nauczył się od rodziców, jako przygodę, która rozciągała się na pokolenia, jak program podboju kosmosu: wcześniej byli pionierzy, którzy wznieśli się w Petersburgu, padli w Workucie. W przyszłości Alpha Centauri władzy robotniczej i ludzkiej solidarności. Poza tym nieskończony wszechświat socjalizmu, jasny świat, świat bez granic, bez szefów i gliniarzy.
- Na tyle, o ile wiedział, każdy, kto traktował Partię, lub program, projekt polityczny rozciągający się na wieki, jako swoją najwyższą wartość, był doskonale zdolny do kłamstwa prosto w twarz. Jeżeli mogłeś za coś umrzeć, mogłeś i kłamać.
- – Terror musi być przypadkowy. – powiedział. – Tak właśnie naprawdę łamie się ludzi, kiedy nie wiedzą, których zasad się trzymać, żeby nie wpaść w kłopoty.
- – Przeszłość jest prologiem – powiedział. – Przyszłość to długi czas. Jeszcze nic nie widzieliśmy.
- – Widziałem klasę pracującą tworzącą historię, a to coś, czego się nie zapomina. – Przegrana rewolucja bolała go jak utracona kończyna. – Rzeczy do zapomnienia to komunistany i państwa, o których te chłopaki na hali myślą, w końcu nie były takie złe.
- – Pięć to liczba lat planu sowietów, cztery to Międzynarodówka… – Moh dołączył, kontynuując: – Trzy, trzy prawa człooowieka, dwa to ręce robotnika pracującego na swojego życie i jeden to jedność robotników, która zawsze taka będzie!
- Jesteśmy oburzeni przemocą, która dzieje się wokoło nas, a femininistki mają teorię, która to wyjaśnia. Tak zwane męskie cnoty przeżyły swoją przydatność. Agresja, ambicja, produkcja. Dotarliśmy do punktu, gdzie cała Ziemia może być domem, ogrodem, sanktuarium. Zamiast tego jest używana jako fabryka, teren łowiecki, pole bitwy. To właśnie rozumiemy jako dominację męskich cnót. Co femininizm proponuje, i próbuje praktykować, jest spóźnionym oswojeniem gatunku poprzez cnoty kobiece: oswojenie samo w sobie, oczywiście, plus łagodność, troska, zadowolenie, do tego przekierowanie energii w sztukę, zdobienie, dekorację… Wszystkie aktywności o niskim wpływie, rozumiesz, i całkowicie absorbujące. Na przykład haftowanie, które wiele osób odkrywa całkowicie satysfakcjonującym jako etatowe, trwające całe życie zajęcie, ale zasoby materiałowe wykorzystane w nim są nieistotne… oczywiście produkt jest wartościowy, w tym dla bogatych kolekcjonerów.
- – Wiesz – powiedziała zamyślona Janis – ludzie zwykli mówić o Przełomie, Osobliwości, kiedy wszystkie trendy technologiczne wystartują i cały świat by się zmienił: AI, nanoroboty, naprawa komórek, załadowanie umysłów do lepszych ciał i wieczne życie, jeju! I to zawsze prawie się zdarza, ale nie do końca: jesteśmy bliżej i bliżej, ale nigdy tam. Może nigdy tam nie docieramy, ponieważ jesteśmy wstrzymywani.
- Był odpychany dalej i dalej, gdy wyważali, podważali i rozszczepiali pamięć, intelekt, uczucie, sens. Póki ostatni odłamek jego rozbitego umysłu nie był rozbity na mniejszy niż kwant odbicia, i umarł.
- – A czy te stopy, w czasy dawne…
Przestała na chwilę, robiąc unoszący gest, póki druga linia nie została podjęta:
– SZŁY POPRZEZ GÓR ANGIELSKICH PASMA?
- Widzisz, to, co zawsze uważaliśmy za socjalizm, to nie było coś, co wymuszałeś na ludziach, to byli ludzie organizujący się tak jak chcieli w spółdzielnie, kolektywy, komuny, związki. Spójrz na to miejsce. Spójrz w kosmos, nawiasem mówiąc. Roi się od nich. A jeżeli socjalizm jest naprawdę lepszy, efektywniejszy niż kapitalizm, to równie dobrze może konkurować z kapitalizmem. Więc zdecydowaliśmy, porzućmy to całe etatystyczne gówno i przemoc: najlepsze miejsce dla socjalizmu jest najbliżej wolnego rynku tak blisko jak tylko można!
- – Dokąd zmierzamy?
– Plac Okrągły – mówi Tamara. – Okręg żywych umarłych. Rojący się od złych artystów, wolnomyślicielskich maszyn i anarchistów wykłócających się co robić w anarchii.
- – Jeżeli – powiedział, zwalniając – możemy stworzyć maszynę, która jest inteligentniejsza niż my, to ona może stworzyć maszynę, która jest inteligentniejsza niż ta pierwsza. I tak dalej, coraz szybciej. Uciekająca ewolucja, człowieku.
- Naprawdę mam egoistyczny powód do pragnienia świata bez państwa, chcę żyć wiecznie. Naprawdę. Chcę dostać się na statki. Planeta zajęta przez zorganizowane gangi wariatów z bronią jądrową nie jest moją ideą bezpiecznego środowiska.
- Ale jeżeli przez „kraj” rozumiesz większość ludzi w nim żyjących, prawda, to problemy, które mamy, nie pochodzą od robotników na strajku, ale od szefów i bankierów robiących interesy jak zwykle. To oni są tymi, którzy naprawdę kosztują kraj.
- Dee zauważa scenę z zespołem, który wygląda i brzmi całkiem jak Metal Petal, hit tygodnia w każdej knajpie na przedmieściach. Szybkie zbliżenie i analiza dźwiękowa pokazuje, że to jest Metal Petal. (Dee słyszała o prawach autorskich, ale to jedna z tych rzeczy, w które nie do końca wierzy, pieśń odległej Ziemi).
- – Naprawdę? – Odsunęła się i zmarszczyła brwi. – Masz na myśli, nie wierzysz w nic? – Jej głos był niedowierzający, pełen nadziei.
– Ani Boga, ani kraju, ani „społeczeństwa”. Tylko ludzie i rzeczy, i ludzie jeden po drugim.
– Tylko my?
– Ani nas także, póki każde z nas nie wybierze, i tylko tak długo, jak każde z nas wybiera.
- Polityki, brak. To anarchia, pamiętasz? Jednak to jest anarchia domyślna. Nie ma państwa, ponieważ nikt nie ma ochoty go założyć. Zbyt dużo mordęgi, facet. Bądź grzeczny, nie wychylaj się, to zawsze działo się w ten sposób i nic tego nie zmieni, a zresztą (i szczególnie) co pomyślą sąsiedzi?
- – Ponieważ Twoje libertariańskie jankeskie głupki mają rację, demokracje Zachodu są socjalistyczne! Wielkie sektory publiczne, wielkie firmy, które planują produkcję, podczas gdy oficjalnie wszystko jest na rynku…swego rodzaju czarne planowanie, tak jak Wschód miał czarny rynek. Marks powiedział, że powszechne prawa wyborcze są rządem klasy pracującej i miał rację. Zachód jest czerwony!
- Eksportowali odstraszanie jądrowe. Nie samą broń, – co, zapomnij o tym, byłoby to nielegalne – ale zbawienny wpływ jej posiadania. Nasza umowa była całkiem standardowa, po prostu dawała nam opcję wezwania uderzenia nuklearnego na każdego, kto użył broni nuklearnej przeciwko nam i kto nie zapewnił pełnego odszkodowania.
- – Moi dziadkowie byli kontestatorami wojennymi w Pierwszej Wojnie Światowej, moi rodzice w Drugiej, i będę przeklęty, jeżeli stracę szansę zrobić to samo w Trzeciej.
- – Co ze studentami?
– To załatwione – powiedziała Julie. – Są na strajku.
– Och – powiedziałem, trzymając drzwi otwarte, gdy kierowała się przez nie. – A gdzie oni pracują?
- Jakakolwiek byłaby prawda o Wyzwolicielce, pozostanie w moim umyśle, tak jak była przedstawiona na statui i wszystkich innych pomnikach i muralach, pieśniach i historiach, na czele jej własnej chyżej konnicy, z rosnącą migracją za nią i dekadenckim, wrażliwym, bezbronnym kontynentem przed nią, a nad jej głową i ponad jej armią, dzielnie łopocze czarna flaga, na które nic nie jest zapisane.
- Szinosowy – nazwa była subtelnie uwłaczająca, jak Wietkong dla Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego czy Jankesi dla Narodów Zjednoczonych – byli pierwszym autentycznym zagrożeniem komunistycznym w tym wieku, którzy naprawdę wierzyli w ich zaktualizowaną wersję ideologii, którą demoludy takie jak MRRNT parodiowały jako postfuturystyczny pastisz. Opierając się na zapomnianych prowincjach zbuntowanych kołchozów i fabrykach zajętych przez robotników, uparcie przeżywający dekady kontrrewolucji i wojny, uzbrojeni przez popierające ich oddziały dezerterów (nazywających samych siebie, nieuchronnie, „lojalistami”) z armii posowieckiego Wschodu i po-chińskiej Północy, utrzymywali większość Mongolii, Syberii i nawet części północno-zachodnich Chin od Jesiennej Rewolucji z 2045 roku, a w następnych latach rozprzestrzenili się po stepie jak porost.
- Prawdziwa Wiedza… fraza jest angielskim tłumaczeniem koreańskiego wyrażenia oznaczającego „współczesne oświecenie”. Twórcy, grupa japońskich i koreańskich „pracowników kontraktowych” (niedokładne tłumaczenie koreańskie, tym razem, angielskiego pojęcia „robotników przymusowych”) przyswoiła współczesne oświecenie ze zniszczonych dawnych edycji prac Stirnera, Nietzschego, Marksa, Engelsa, Dietzgena, Darwina i Spencera, którzy składali się na cały dział filozoficzny biblioteki w ich obozie pracy.
- Życie jest procesem rozkładania i używania materii innych, a jeżeli trzeba, życia innych. Stąd, życie to agresja, a udane życie to udana agresja. Życie to szumowina materii, a ludzie to szumowiny życia. Nie ma nic prócz materii, sił, przestrzeni, czasu, które razem dają władzę. Nic nie ma znaczenia, prócz tego, co jest ważne dla ciebie. Moc czyni prawo, a siła wolność. Wolno ci robić, cokolwiek jest w twojej władzy, a jeżeli chcesz przetrwać i się rozwijać, lepiej rób to, co jest w twoim interesie. Jeżeli twoje cele są sprzeczne z celami innych, niech inni przeciwstawią swoją siłę twojej, każdy za samego siebie. Jeżeli twoje cele są zbieżne z innymi, pozwól innym pracować z tobą, i przeciwko reszcie. Jesteśmy tym, co jemy, a my jemy wszystko.
- Jeden po drugim, brzydkie, najeżone, przegubowe myśliwce wychodziły z tunelu czasoprzestrzennego. Cały szwadron, ich nazwy bohaterskie, ironiczne lub po prostu głupie: Gai Phong , Tryb Debugowania, Alert Wirusowy, Tendencje Luddytów, Kaliber X, Nabywca, Generał Arnaldo Ochoa, Łamacz Kodu i Zło Konieczne, ale Fajne.
- Wyścig zbrojeń pomiędzy inwigilacją a sabotażem jest darwinowskim, wyścigiem Czerwonej Królowej, w którym hakerzy są zwykle odrobinę szybsi.
- Starzy programiści nie umierają. Po prostu przenoszą się do systemów odziedziczonych.
- Muszę to powiedzieć o tych gościach, dostosowują się do końca świata, jaki zawsze znaliśmy, szybciej niż ja. Widzieli wiele w swoim czasie: Upadek Muru, Kryzys Millenijny, Boom Wieku, przepełnienie Unixa, Wojnę, Rewolucję…
- Więc podsumował powiedzeniem, pewnie i agresywnie, jego najstarszą wymówką z wszystkich, żartem rodziny Nawigatorów:
– Jestem artystą, a nie technikiem.
- Gdy przesunąłem kartę związkową nad zamkiem, Jadey wskazała oczami slogan wyciosany rzymskimi kapitalikami nad wejściem: KLASA PRACUJĄCA I KLASA PRACODAWCÓW NIE MAJĄ NIC WSPÓLNEGO.
– Hmmm – powiedziała Jadey, gdy drzwi się dla nas uchyliły. – Co ze wspólnym człowieczeństwem?
– Po trzech wojnach światowych? Nie rozśmieszaj mnie.
- – Owen, przybyłeś do nas przez śmierć gwiazd i do ich narodzin powrócisz. Wcześniej nic nie wiedziałeś i nic nie będziesz wiedział potem. Przez moment pomiędzy, będziesz cieszył się darem życia. Twoje życie jest bronione przez nas wszystkich. – Na chwilę wysunął miecz, gładko schował go do pochwy. – Twoja krew jest naszą krwią. Twoje życie jest twoje. Ciesz się nim przez wszystkie swoje dni, a kiedy musisz, zostaw życie bez lęku. Twoje potrzeby są nieliczne i łatwe do zaspokojenia. Zrozum to, a twoje życie będzie szczęśliwe, warte bogów. Żyj długo, żyj radośnie, żyj szczęśliwie!