Ignacy Karpowicz
Wygląd
Ignacy Karpowicz (ur. 1976) – polski pisarz, prozaik, tłumacz z angielskiego, hiszpańskiego i amharskiego, podróżnik.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
Sońka
[edytuj]- A może wołacz to przesada? Tego już w szkołach nie uczą, w telewizji nie używają, a w tabloidach korektorki dostają globusa z wkurwienia. Może mianownik pospolity (…).
- Dawno, dawno temu – tak Sonia zaczynała szczególne zdania, w których nie pojawiały się krowy, kury i świnie, święta, chleb i podatki, sianokosy, wykopki i gradobicia, tak zaczynała zdania, które grzęzły gdzieś w krtani, zatrzymywały na gładkich, bezzębnych dziąsłach, by ześliznąć się na powrót w ciało, do płuc, serca i kurzu, zbijającego się w kłębki pośród starych, zużytych narządów. (…) Minęło dziesięć, trzydzieści i pięćdziesiąt lat, lecz dla Soni od dwudziestu, czterdziestu i sześćdziesięciu lat to było równie dawne dawno temu.
- Królewicz wydobył komórkę w bardzo najnowszym modelu, tak piękną i błyszczącą, że w sam raz umieścić ją nad Carskimi Wrotami ikonostasu, aby w wielkiej potrzebie: powódź, wojna, prawica u władzy – zadzwonić do Szefa i się naskarżyć, otworzyć serce i nieograniczony kredyt impulsów: spasi Haspod, spasi.
- W bajkach zwierzęta nie są po prostu zwierzętami, są istotami trochę niższymi od ludzi, a jednocześnie znaczniej bardziej od nich klarownymi w swoich poczynaniach.
Spam
[edytuj]- Bogowie odpłynęli. Nie znam smutniejszego zdania. Gdyby odeszli, mógłbym ich dogonić. Gdyby utracili moce, mógłbym ich opłakiwać. Gdyby nie istnieli, mógłbym w nich wierzyć. Gdyby wrócili, nie czekałbym.
- Czytam i zwisam. Zwisa mi to, co czytam, bo zwisam. W ten sposób życie naśladuje papier.
- Demony wcześniejszych stuleci wsiąkły w glebę, zaczęły krążyć w sokach drzewa, dobro – by się obronić – musiało być efektywne i lepsze od zła, to znaczy bardziej skuteczne, prostsze, jak cep.
- Jest w moim krajobrazie błąd barw i zapachu. Tego błędu nie sposób usunąć, gwarancja nie obejmuje prowincjonalnego krajobrazu niczyjego oka ani białkowych równin kory wzrokowej, toczonej od lat czerwiem pamięci, przypominającej – teraz – rzeszoto.
- Jestem jabłkiem. Nie znam swego koloru: zielony, żółty, czerwony? Najprawdopodobniej w paski, żółto-czarne, jak osa, żeby ktoś nie został, ugryzłszy mnie, repatriantem (z Ogrodu) czy apatrydą (do końca). Jestem dość okrągły. Zwisam na ogonku, pępowinie. Etykę i filozofię miałbym w dupie, gdybym miał dupę. Brak dupy jest równie dotkliwy jak brak autorytetów, Jan Paweł II, na przykład.
- Narrator nie zwariował, płaci podatki w Rzeczpospolitej Polskiej, co – paradoksalnie – może stać się dowodem jego ułomności psychicznej. Narrator płaci podatki, w zamian dostając czterdzieści procent mniej pieniędzy, ponadto – jako bonusy – dziurawe drogi, samoośmieszające się państwo, upokarzająco niski poziom debaty publicznej, niesprawną służbę zdrowia. I tak dalej. Mimo że dalej, narrator nie zamierza biadolić. Obniżenie kryteriów objęło całą Europę, Europa próchnieje, Polska leży w Europie. Europa się rozszerza, jak próchnica. Ponownie wpełza do śródziemnomorskiej Afryki, na Bliski Wschód, dotyka Uralu.
- Nauczyłem się mówić. Żeby mieć pożytek z mowy, muszę nauczyć kogoś rozumienia. Jabłka są leniwe.
- Nie mam rąk. Mam czteroliterowe słowo: ręka. Takich słów mogę mieć do woli, jak hinduska bogini. Słowem można dotknąć tak, jak cielesną ręką. Ręka gnije, słowo zostaje. Rękę można odciąć i spalić, kartkę ze słowem można wyrwać i spalić. Mianownik jest ten sam – popiół.
- Zawsze bawiło narratora, że można czuć to, czego nie ma, znacznie wyraźniej i dosadniej niż to, co jest, w którymkolwiek z gramatycznych czasów jakiegokolwiek języka. Narrator, z pewnym trudem, powstrzymuje się przed konstatacją, iż to, co naznaczono nieobecnością, rysuje się wyraźniej od tego, co poddało się trwaniu.
- Zwisa mi prawie wszystko. Od idei, przez jej realizację (obozy zagłady, socrealizm w sztuce, brak pomarańczy w sklepach za peerelu), po konsekwencje (pamiętajmy!; nigdy więcej!; każdy człowiek ma prawo do szczęścia!).
Balladyny i romanse
[edytuj]- Nazywom się chińskie ciasteczko. Składom się z mąki, cukru, jajek, oleju, waniliowego aromatu, szczypty soli, migdału bez skórki i mądrości. Najpierw należy mnie zagnieść na twarde ciasto, rozwałkować. Potem wyciąć kwadraty, a w środek kwadratu włożyć migdał i karteczkę z sentencją. Rogi zlepić u góry. Piec dwadzieścia minut w blasze wysmarowanej olejem, na złoty kolor, w temperaturze około dwustu stopni Celsjusza. Podawać na zimno. Najlepiej po kaczce (po pekińsku). (…) Najpierw występowałom jako ciekawostka w restauracjach i barach. Teraz jestem wszędzie, zatrułom cały świat. Jestem bardzo toksyczne oraz zjadliwe. Przenoszę się kropelkowo, płciowo, w rozmowie, w transfuzji, na spowiedzi – w każdy sposób, jak Duch Święty. Mądrość z mego środka objęła w posiadanie cały świat, jestem w powieściach typu broszurowe i okładka twarda, w przemówieniach polityków, w wystąpieniach przywódców religijnych. Właściwie to nie wiem, czy gdzieś mnie jeszcze nie ma. (…) Jestem bestsellerem, jak gówno zalałom cały świat. Słyszycie ten chlupot? To ja. Nowy potop. Nazywom się chińskie ciasteczko. Do usług.
Inne
[edytuj]- Niepokoi mnie powszechny priapizm. Wszystkim ostatnio się usztywnia, i to bez przyjemności. Zgromadzeniu Księży Marianów tak się usztywniło, że ksiądz Boniecki dostał szlaban na media. Kardynał Dziwisz zakazał wykonywania w kościołach muzyki świeckiej. Tuskowi usztywnił się wiek emerytalny na długości 67 lat. Miller postanowił zacisnąć zęby i wykończyć SLD. Palikot zginie przeciw krzyżowi albo za konopie. Kaczyński tak się wzmógł, że ejakulowało ziobrystów w kosmos.
- Źródło: Dorota Wodecka, Karpowicz: Polakowi staje w okolicach śmierci , Magazyn „Książki”, gazeta.pl, 2 grudnia 2011
- Żyjemy w środowisku popkulturowym, co nie oznacza, że droga to kultury trudniejszej w odbiorze została zamknięta. Może Pan przecież nie oglądać telewizji, nie chodzić do kina na bieżące produkcje, nie słuchać radia zet, nie czytać książek o wampirach, nie być na czasie z wiadomościami z pudelka. Może Pan żyć wygodnie i bezpiecznie w oddaleniu od kiczu i tandety. Czy jednak warto się „wykluczyć” ze świata pop? Moim zdaniem nie. Świat pop – to oczywiste – ogłupia człowieka, głównie na ten sposób, że człowieka rozleniwia i usypia.
- Źródło: Grzegorz Butkiewicz, Nowy plastikowy świat, studnia.net.pl, 8 czerwca 2011
- Zobacz też: popkultura