Helena Amiradżibi-Stawińska
Helena Amiradżibi-Stawińska (1932–2017) – polska scenarzystka i reżyserka filmowa, także prozaiczka, pochodząca z arystokratycznej rodziny gruzińskiej. Żona Jerzego Stefana Stawińskiego.
Słodkie życie księżniczki (1996)
[edytuj]- Bądź szczęśliwa, że żyjemy! Jeżeli żyjesz i żyją twoi najbliżsi, to znaczy, że masz szczęście.
- Jedynym miejscem, gdzie uszy odpoczywały od sloganów [w ZSRR], była opera i częściowo kino. Kino stało się naszym narkotykiem.
- Przez cały czas, od wczesnego dzieciństwa, we wszystkich instytucjach wbijano mi do głowy, że jestem bezgranicznie szczęśliwa. Zaczęło się to w „ekskluzywnym” przedszkolu w Tbilisi. Do tego przedszkola przyjęto mnie tylko dlatego, że moja ciocia Maro grywała tam dzieciom na fortepianie, żeby dorobić na życie. Była harfistką w konserwatorium, ale w konserwatorium absolutnie nic nie było do ukradzenia. Zresztą ciocia, typowy przeżytek burżuazji, hołdowała staromodnym, przedrewolucyjnym przesądom i gdyby jej nawet rozsypano na pudle fortepianu cukierki, a w orkiestrze znalazłaby kiełbasę, pewno by niczego nie tknęła, choć nieraz ssało ją w żołądku z głodu. Niestety, z harfą na chałturę wybrać się nie sposób. Co innego skrzypce czy obój – można było sobie tłusto dorabiać na pogrzebach i weselach.
- – Skąd się wzięło słowo sachar? – zapytałam ojca po rosyjsku.
– Od Sahary. Jest taka pustynia w Afryce. Ogromna pustynia, na której nic nie rośnie, bo cała jest z białego piasku. Ten piasek to właśnie cukier, czyli po rosyjsku sachar. W Afryce deszcze padają bardzo rzadko, ale wtedy cukier się topi, a potem, w upale, schnie i powstają wielkie cukrowe głazy... Biada wędrowcowi, który zapuści się na pustynię, w chwili gdy zaczyna się burza piaskowa. Wiatr podnosi całe chmury cukrowego piasku. Cukier skrzypi mu w zębach, zalepia nos i oczy... Niewolnicy-Murzyni pracują tam w straszliwym upale: Ładują piasek cukrowy do worków i wysyłają do różnych krajów. A dla tych, co lubią pić herbatę na prikusku, tną cukrowe głazy na kostki specjalnymi tarczami.
– Czy ta Sahara nie leży w Rosji? – zdziwiłam się.
– Nie... Jeszcze nie – odparł ojciec.
– To dlaczego jej nazwa pochodzi z rosyjskiego sachar? Ojciec zastanawiał się chwilę.
– Bo większość, a może nawet wszystkie nazwy wymyślili Rosjanie – powiedział z dziwnym uśmieszkiem. – Im szybciej to sobie przyswoisz, tym łatwiej ci będzie iść przez życie.
- Zobacz też: cukier, język rosyjski, piasek, Sahara
- Urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą w najszczęśliwszym państwie na świecie, zajętym budową świetlanego jutra, a mimo to udało mi się wyjść z tego wszystkiego cało. Nie wysiedlono nas na Syberię ani do Kazachstanu, nie rozstrzelano moich rodziców i nie umarliśmy z głodu. A to, że urodziłam się w Gruzji, można by uznać za szczyt szczęścia. Podczas gdy do Kazachstanu czy na Północ wysyłano pod strażą miliony ludzi, do Gruzji dobrowolnie ciągnęły tłumy i, co gorsza, wcale nie chciały z niej wyjeżdżać.
- (...) uświadomiłam sobie, że mieszkam w kraju bajecznie pięknym. Dotąd nie dostrzegałam jego urody. Wszystko wydawało się oczywiste: góry jak góry, morze jak morze, domki jak domki... Musiałam nań spojrzeć cudzymi, świeżymi oczyma.
- W latach osiemdziesiątych, już w Polsce, znowu zobaczyłam kartki na cukier i ogarnęła mnie panika. Poczułam się jak w pułapce. Ale w kilka dni później zadzwonili do nas krewni z wiadomością, że z zagranicy przysłano im pięćdziesięciokilowy worek tego cennego produktu. Byliśmy uratowani!
– Dlaczego się denerwujesz? – dziwił się mąż. – Przecież nie jadasz cukru.
Nagle zobaczyłam w myślach mrugającego do mnie Stalina i zaśmiałam się. Ale Stalin pogroził mi palcem.
– Wcale nie byłem taki głupi, jak ci się wydaje, moja droga – powiedział po rosyjsku z silnym gruzińskim akcentem. – Wiedziałem, co robię, kiedy zamknąłem granice i zlikwidowałem duchowieństwo! Żadnych paczek! Żadnych przesyłek przez parafie! Figa!- Zobacz też: Józef Stalin