Gabriel Narutowicz

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Gabriel Narutowicz (1865–1922) – polski inżynier i dyplomata, pierwszy prezydent II Rzeczypospolitej Polskiej.

Gabriel Narutowicz
  • Lepiej, że ja oberwałem, niż gdyby policja skrzywdziła któregoś z tych małych chłopców, biorących udział w tej łobuzerce ulicznej. Przecież oni są niewinni. Bezmyślność tej burdy ulicznej bije każdego w oczy, przecież krzykami kilkudziesięciu, a nawet kilkuset smarkaczy nikt kierować się nie może. Sytuacja jest dla mnie bardzo przykra, gdyż nie chodzi mi o moją osobę, nie mogę jednak dopuścić do poniżenia godności Rzeczypospolitej.
    • Opis: 11 grudnia 1922 do majora Polkowskiego, gdy tłum podburzony przez polityków endeckich rozpoczął rozruchy w Warszawie.
    • Źródło: Danuta Pacyńska, Śmierć prezydenta, Wyd. MON, Warszawa 1965.
  • Ma pan rację, to nie jest Europa. Ci ludzie lepiej się czuli pod tym, kto karki im deptał i bił po pysku.
    • Opis: na krótko przed śmiercią do Józefa Piłsudskiego.
    • Źródło: Józef Piłsudski, Wspomnienia o Gabrjelu Narutowiczu, 1923.

O Gabrielu Narutowiczu[edytuj]

  • Morderstwo dokonane przez prawicę na Narutowiczu i zupełna bezkarność tej zbrodni dla głównych, moralnych jej sprawców, przywiodły Marszałka już wtedy do przekonania, iż dobrocią i perswazją nic w Polsce zrobić się nie da, że trzeba narzucać i wymuszać, być twardym i bezwzględnym.
  • Na pluszowej kanapce, wśród
    ciekawych i tłoku,
    Jakże długo umierać trzeba od
    krwotoku
  • Ton prasy brukowej, agresywny i nienawistny wobec prezydenta, spowodował, że setki sławiło drabów, którzy powóz Narutowicza obrzucali błotem, i w głos powtarzało, że Narutowiczowi trzeba by w łeb palnąć. Znalazł się jeden, chorobą fanatyzmu dzikiej nienawiści silnie dotknięty, i ten strzelił.
    • Autor: Stanisław Posner, polityk PPS-u
    • Źródło: Adam Michnik, Bez histerii. 90 lat temu zastrzelono prezydenta Narutowicza, „Gazeta Wyborcza”, 15–16 grudnia 2012.
  • Twój testament nie dla nich –
    dla nas.
    Nam wolność,
    wierność
    i prawo.
    Twoja przysięga przez nas będzie dotrzymana
    nad przyszłością słoneczną i krwawą.
    Dla nich – pięści ściśnięte!
    Tobie – odkryte głowy
    i dziedzictwo codziennego trudu.
    Oto nam słowa święte:
    GABRIEL NARUTOWICZ
    PREZYDENT LUDU.
    • Autor: Edward Szymański, Śmierć prezydenta, „Kolejarz Związkowiec”, 11 grudnia 1937.
  • W tej samej chwili, gdy Belweder, miejsce zaszczytu, miejsce honoru Polski, opuściłem, wszedł tam inny człowiek, wybrany legalnie aktem uroczystym, podpisanym przez marszałka sejmu. Oddałem mu władzę zgodnie z Konstytucją. Na moje miejsce przyszedł dla reprezentacji narodu całego i wszedł na tę ścieżkę, którą ja po trosze przetorowałem, człowiek inny. Nie rozważam jego zalet ani wad, nie omawiam jego wartości. Człowiek ten, jak ja, został wyniesiony ponad innych, dobrowolnym aktem włożono na niego obowiązek, że ma być naszym przedstawicielem, ma w pieczy mieć nasz honor, naszą godność. Ta szajka, ta banda, która czepiała się mego honoru, tu zechciała szukać krwi. Prezydent nasz zamordowany został po burdach ulicznych, obniżających wartość pracy reprezentacyjnej przez tych samych ludzi, którzy ongiś w stosunku do pierwszego reprezentanta, wolnym aktem wybranego, tyle brudu, tyle potwornej, niskiej nienawiści wykazali. Teraz spełnili zbrodnię. Mord karany przez prawo.
  • Zagrano na najniższych uczuciach szerokich mas: prasa prawicowa rozpętała kampanię nienawiści przeciw Narutowiczowi, nazywając go Żydem. Byłam wtedy w mieście. W ścisku nie mogłam się prawie ruszyć. Z jednej strony parła na mnie stara, przygłucha chłopka, która bez przerwy pytała, o co chodzi, z drugiej – gruba wielka służąca. Ta ostatnia, z czerwoną twarzą, podrygiwała całym ciałem, wymachując pięściami i krzycząc: „Precz z Narutowiczem! Precz z Żydem! (…) Żydzi nie będą nami rządzili!”
  • Zamordowanie Prezydenta Narutowicza przez nacjonalistę polskiego za to i dlatego, że został na ten najwyższy urząd wybrany głosami także mniejszości narodowych, położyło się ponurym cieniem na całym polskim międzywojennym dwudziestoleciu.
  • Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
    Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
    Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
    Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

    Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
    Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
    Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita
    Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.