Dzikie łabędzie
Wygląd
Dzikie łabędzie (duń. De vilde Svaner) – baśń Hansa Christiana Andersena w przekładzie Franciszka Mirandoli.
- „Ach, gdyby mi się przyśniło, w jaki sposób mogę was odczarować!” – pomyślała Eliza: ta myśl zajęła ją tak bardzo, że modliła się żarliwie do Boga o pomoc; nawet we śnie nie przestawała się modlić.
- Było tam tak cicho, że słyszała swoje własne kroki, słyszała szelest każdego suchego listka, który kruszyła stopami, nawet żadnego ptaka nie było widać, ani jeden promień słoneczny nie przedostawał się przez wielkie, gęste gałęzie drzew; wysokie pnie stały tak blisko jeden drugiego, że gdy patrzała prosto przed siebie, wydawało się jej, że otacza ją płot z belek.
- „Czym jest ból moich palców w porównaniu z bólem i męką, jaką odczuwa moje serce?” – myślała. „Muszę się odważyć, Pan Bóg mnie nie opuści.”
- Dwa dni możemy tu zostać, potem polecimy stąd daleko za morze, do pięknego kraju, który jednak nie jest naszą ojczyzną.
- Jeden dzień mijał podobny do drugiego. Kiedy wiatr dął przez wielkie, różane żywopłoty przed domem, szeptał do róż:
– Któż może być od was piękniejszy?
Ale róże potrząsały głowami i mówiły:
– Eliza jest piękniejsza! – A kiedy staruszka siedziała w niedzielę przed drzwiami i czytała książkę do nabożeństwa, wiatr odwracał stronice i mówił do książki:
– Któż jest bardziej pobożny od ciebie?
– Eliza jest pobożniejsza! – mówiła książka do nabożeństwa. Róże i modlitewnik mówiły prawdę.
- – Lećcie sobie w świat i sami się o siebie troszczcie – powiedziała zła królowa. – Zamieńcie się w ptaki i utraćcie mowę. – Ale nie potrafiła wyrządzić tyle zła, ile chciała.
- Myślała o braciach i myślała o Panu Bogu, który jej na pewno nie opuści. On to sprawił, że w lesie rosły dzikie jabłka, aby nasycić głodnych. On to pokazał jej drzewo, którego gałęzie uginały się pod ciężarem owoców.
- Nie wiedziała, dokąd szła, ale czuła się tak nieszczęśliwa i tak bardzo tęskniła do swoich braci; na pewno ich także wygnano, tak samo jak ją, w szeroki świat. Chciała ich odnaleźć.
- Przez całą noc śnili się jej bracia; bawili się znowu jako dzieci, pisali diamentowymi szyferkami na złotych tabliczkach i oglądali piękną książkę z obrazkami, która kosztowała pół królestwa, ale nie pisali na tablicy tak jak przedtem zer i kresek, tylko najdziwniejsze czyny, jakich dokonali, wszystko, co przeżyli i co widzieli; a w książce z obrazkami wszystko żyło: ptaki śpiewały, ludzie wychodzili z książki i rozmawiali z Elizą i z jej braćmi, ale gdy przewracała kartkę, wskakiwali znowu do środka, aby nie wprowadzić nieładu między obrazkami.
- Woda była tak przeźroczysta, że gdyby wiatr nie poruszał krzaków i gałęzi, można było myśleć, że zostały one namalowane na dnie, tak wyraźnie odbijał się każdy listek – zarówno oświetlony słońcem, jak pogrążony w cieniu.
- Wydawało jej się, że gałęzie otwierają się nad nią i że dobry Bóg patrzy na nią łagodnie, a małe aniołki wyglądają znad jego głowy i spod jego ramion.
Zobacz też: