Dorota Łosiewicz

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Dorota Łosiewicz (2020)

Dorota Łosiewicz (ur. 1978) – polska dziennikarka telewizyjna i prasowa, scenarzystka i publicystka.

  • 12 lat od katastrofy smoleńskiej i tragicznej śmierci Marka Rosiaka nic się nie zmieniło. Nikt nie poszedł po rozum do głowy. Odczłowieczanie i dehumanizowanie idzie pełną parą. Donald Tusk cały czas zapowiada wyprowadzanie z urzędów, wsadzanie do więzień, robienie porządków. Podgrzewa w ten sposób atmosferę niechęci do władzy wśród swoich zwolenników. Każe im wychodzić na pole i bić się ze złem. Trudno się więc dziwić, że ci wychodzą i się biją, a przynajmniej próbują. Mamy więc kolejne ataki na kolejne biura. W minionym miesiącu m.in. na siedzibę PiS na Nowogrodzkiej, biuro poselskie Witolda Waszczykowskiego, czy Moniki Pawłowskiej. A refleksja nie nadchodzi.
  • Dorota Łosiewicz: A jak oceniał (prezydent Lech Kaczyński) plan z rozdzieleniem wizyt w Katyniu?
    Marta Kaczyńska: Dla ojca było oczywiste, że musi być w Katyniu w siedemdziesiątą rocznicę mordu, a rozdzielenie wizyt traktował jako kolejne nieczyste zagranie Donalda Tuska, dodatkowo sprzeczne z interesem Polski. Premier Polski powinien dążyć do tego, by wizyta w Katyniu była jedna, a nie wdawać się w grę z Putinem i przychylać do wniosku administracji rosyjskiej.
  • A to życie „na skraju” też jest piękne. Opowiada o tym historia Jani – starszej i niepełnosprawnej kobiety, którą lekarze spisali na straty. A rodzina zabrała ją ze szpitala do domu, pielęgnowała i kobieta przeżyła jeszcze dwa lata w radości i bliskości rodziny. Jania skończyła dwie klasy szkoły podstawowej, ale miała serce pełne miłości. Dla świata była niczym, ale dla rodziny była skarbem. Teraz często mówi się kobietom, że mają żyć tylko dla siebie. A żyjemy przecież dla innych – jest to ofiara, ale piękna, bo czyni nas bardziej „ludzkimi” i współodczuwającymi.
  • Dorota Łosiewicz: Co z tym egzaminem, który miało zdać państwo?
    Marta Kaczyńska: Katastrofa pokazała w sposób dobitny, że jest dokładnie odwrotnie, niż mówił prezydent Bronisław Komorowski. Słowa o tym, że państwo zdało egzamin, brzmią dziś jak straszliwy żart.
  • Jak Kasia opowiadała o Julce, która umarła zaraz po urodzeniu i mówiła, jak ważny był dla niej ten jeden uśmiech jej dziecka i ta jedna godzina jej życia – bardzo się wzruszyłam i wzruszam za każdym razem, jak o niej mówię… To było piękne, jak bardzo oni kochali to dziecko i jak ważne było dla nich to godne pożegnanie. Zostali przecież rodzicami. Tego już nikt im nie mógł zabrać.
  • Niewyobrażalne pieniądze, przemoc domowa, orgie, zdrady i ogrom ludzkiego dramatu. To nie jest świat z produkcji Netfliksa. On istnieje obok nas, w podwarszawskim Konstancinie. Jest tak straszny, że aż nie do wiary, że prawdziwy. Ten świat opisała w książce „Żony Konstancina” Ewelina Ślotała, prawniczka, architektka wnętrz, szerszej publiczności znana jako była partnerka piłkarza Jakuba Rzeźniczaka, która poznała Konstancin od podszewki, a raczej od strony luksusowych samochodów, obłędnie drogich strojów, zegarków i torebek. Po rozstaniu z piłkarzem Ślotała wyszła za mąż za grubą rybę biznesu, mieszkającą w luksusowej rezydencji w podwarszawskiej mekce polskich Carringtonów. Wejście w świat pozornie „z bajki” okazał się początkiem gehenny i przyjęciem brutalnych reguł, które zwykłym zjadaczom chleba wydają się wręcz nierealne.
  • Pewnemu małżeństwu urodził się chory synek, z zespołem Downa. Przerazili się, że nie dadzą sobie rady – psychicznie i finansowo. Podpisali dokumenty, zrzekając się praw rodzicielskich. Jednak dość szybko odkryli, że nie mogą bez niego żyć. Poczuli pragnienie zabrania go do domu. Gdy Darek zamieszkał z nimi, to wszystko zadziałało. Znalazła się pomoc rodziny i pieniądze. A w małżeństwie zaczęło układać się lepiej niż przed porodem. Wiara nie była tutaj argumentem. Argumentem była miłość.
  • Zainspirował mnie film 99 balonów. Przedstawia historię chłopca, który żył 99 dni. Rodzice dowiedzieli się dwa miesiące przed porodem, że ma zespół Edwardsa. Wiedzieli, że nie będzie długo żył. Postanowili codziennie wyprawiać chłopcu urodziny. Celebrowali ten czas. Chłopiec zmarł po 99 dniach i tego dnia wypuścili w niebo 99 balonów. Balony to coś ulotnego, ale i pełnego radości.
  • Złośliwi mogliby przypomnieć co o Stefanie Niesiołowskim pisała Anastazja P. w swoim pamiętniku. Ale nie w tym rzecz. Jest bowiem coś paskudnego w tym, że zamiast spierać się o kwestie zasadnicze, merytoryczne, dotyczące kierunków np. polityki zagranicznej czy choćby polityki społecznej pan Niesiołowski, który kiedyś zachęcał głodne dzieci do jedzenia szczawiu i mirabelek z nasypu, woli omawiać wygląd polityków, a także wyborców PiS. Tu chodzi wyłącznie o wywołanie obrzydzenia i niechęci do politycznych przeciwników.