Dom z kwiatów
Wygląd
Dom z kwiatów (ang. House of Flowers) – opowiadanie autorstwa Trumana Capote z 1951 roku. Tłumaczenie Robert Sudół.
- Baby przypominała koło: składała się z samych krągłości, a kiedy szła, wyglądała, jakby się toczyła; na kilku grubych palcach pozostały jej zielone ślady po tanich pierścionkach, zęby miała czarne jak pniaki spalonych drzew, a gdy się śmiałą, słyszano ją na morzu – tak przynajmniej twierdzili marynarze.
- Byli już małżeństwem około pięciu miesięcy, gdy Royal znów zaczął robić to, co robił przedtem. Inni mężczyźni też chodzą wieczorami do baru i całe niedziele spędzają na walkach kogutów – nie potrafił zrozumieć, dlaczego Otillie ciągle mu to wypomina.
- Dom Royala przypominał dom z kwiatów: glicynia porastała dach, kotara z winorośli ocieniała okna, u drzwi kwitły lilie. Przez szyby można było dostrzec słabe migotanie odległego morza, bo dom stał wysoko na wzgórzu; słońce prażyło mocno, cień dawał jednak wytchnienie.
- Mówiąc językiem bogów, houngan przekazał jej taką oto wiadomość: „Musisz złapać dziką pszczołę i zamknąć ją w zaciśniętej dłoni... Jeśli pszczoła cię nie użądli, poznasz, że znalazłaś miłość”.
- „Na przykład uroda”, odarła Baby: „Śliczna jasna cera, oczy prawie niebieskie i ta ładniutka, słodka buzia – żadna inna dziewczyna przy drodze nie ma tylu stałych klientów, a każdy chętnie postawi ci tyle piwa, ile tylko dasz radę wypić”. Ottilie przyznała, że to prawda, i z uśmiechem wyliczała dalej swoje atuty: „Pięć jedwabnych sukienek i para pantofelków z zielonego atłasu, trzy złote zęby warte trzydzieści tysięcy franków, a pan Jamison albo ktoś inny podaruje mi kolejną bransoletkę. A jednak...”. Westchnęła, bo inaczej nie potrafiła wyrazić rozżalenia.
- Obie przyjaciółki Ottilie pochodziły z Dominikany i uważały to za uzasadniony powód, by czuć się lepsze od mających ciemniejszą cerę tubylców.
- Ottilie powinna być najszczęśliwszą dziewczyną w Post-au-Prince. Tak jak powiedziała Baby: „Popatrz na to wszystko, co możesz zapisać sobie na plus”. „Niby co?”, spytała Ottilie, bo była próżna i od wieprzowiny i perfum wolała komplementy.
- Ottilie się dąsała: „Co czuje zakochana kobieta?”, pytała. „Ach”, odpowiadała Rosita, patrząc omdlewającym wzrokiem, „czujesz się tak, jakby ktoś ci serce posypał pieprzem, jakby w twoich żyłach pływały malutkie rybki.”. Ottilie kręciła głową; jeśli to prawda, to nigdy nie była zakochana, bo takich uczuć nie wzbudzał w niej żaden mężczyzna, który przyszedł do Pól Elizejskich.
- Rosita, czyli druga przyjaciółka, była wyższa i silniejsza od większości mężczyzn; wieczorami, na oczach klientów, poruszała się z udawaną elegancją, dukając głupawo głosem lalki, za dnia jednak stawiała długie kroki i mówiła wojskowym barytonem.
Zobacz też: