Przejdź do zawartości

Błądzą wszyscy (ale nie ja)

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Błądzą wszyscy (ale nie ja) (ang. Mistakes Were Made (but not by me)) – zbiór esejów o tematyce psychologicznej wydanych w 2007 roku. Autorami są Elliot Aronson i Carol Tavris; tłumaczenie – Agnieszka Nowak.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

  • Aby pokazać, w jaki sposób wspomnienia się zmieniają, żeby dopasować się do naszej historii, psychologowie badają ewolucję wspomnień na przestrzeni czasu. Jeśli Twoje wspomnienia dotyczące tych samych osób się zmieniają – stają się bardziej pozytywne lub negatywne – w zależności od tego, co w danym momencie dzieje się w Twoim życiu, to przyczyna owych zmian tkwi w Tobie, a nie w tych osobach. (…) możesz doznać wstrząsu, kiedy sobie uświadomisz, iż w przeszłości czułeś lub myślałeś zupełnie inaczej.
  • Adresaci szczerego przyznania się do błędu nie są jedynymi ludźmi, którzy czerpią z tego korzyści. Uświadomienie sobie własnych błędów i wzięcie za nie odpowiedzialności może być ożywczym, uwalniającym doświadczeniem.
  • Anthony Greenwald doszedł do wniosku, że naszym Ja rządzi totalitarne ego, które bezlitośnie niszczy niepożądane informacje oraz – jak wszyscy totalitarni przywódcy – zafałszowuje naszą historię, spisując ją z punktu widzenia zwycięzcy. Jednak w odróżnieniu od totalitarnego władcy, który przeinacza historię, żeby przekazać swoja wersję przyszłym pokoleniom, totalitarne ego robi to dla siebie. Historię spisują zwycięzcy, a kiedy tworzymy własną historię, czynimy to – podobnie jak wielcy zdobywcy – żeby usprawiedliwić swoje działania, przedstawić się w korzystnym świetle oraz podtrzymywać swoje zadowolenie z siebie i z tego, co zrobiliśmy (bądź czego nie zrobiliśmy). Jeśli popełniono jakieś błędy, to nasza pamięć utwierdza nas w przekonaniu, że popełnił je ktoś inny.
  • Bez poczucia przynależności do grup, które nadają naszemu życiu sens i cel, przypominalibyśmy ruchome kule unoszące się swobodnie w chaotycznym wszechświecie. Dlatego jesteśmy gotowi zrobić, co w naszej mocy, aby utrzymać poczucie przynależności.
  • Bez wątpienia jest bardzo ważne, aby dzieci nauczyły się odnosić sukcesy, ale jest równie istotne, aby nauczyły się nie lękać niepowodzeń. Kiedy dzieci lub dorośli boją się porażki, obawiają się ryzyka. Czują, że nie mogą sobie pozwolić na pomyłkę.
  • Błędy stanowią nieodłączny element baseballu, a także medycyny, biznesu, nauki, prawa, miłości i życia w ogóle. W ostatecznym rozrachunku ocena charakteru całego narodu oraz szlachetności jednostki nie zależy od tego, czy ów naród lub osoba działają bezbłędnie, lecz od tego, co robią po popełnieniu błędu.
  • Cała sztuka polega na tym, żeby zidentyfikować dwa sprzeczne przekonania, które wywołują w nas nieprzyjemne napięcie, a następnie znaleźć sposób na konstruktywne usuniecie tej sprzeczności lub (…) nauczyć się z nią żyć.
  • (…) Chris Crandall i Amy Eshelman dokonali przeglądu obszernej literatury empirycznej dotyczącej uprzedzeń i ustalili, że kiedy ludziom brakuje zasobów emocjonalnych – kiedy odczuwają senność, frustrację, złość albo lęk, a także gdy są pijani lub doświadczają silnego stresu – stają się bardziej skłonni ujawniać skrywane uprzedzenia wobec innych grup. Kiedy Mel Gibson wygłosił antysemicką tyradę po tym, jak został aresztowany za prowadzenie samochodu po pijanemu, już następnego dnia, w swych nieuniknionych publicznych przeprosinach, oświadczył: „Mówiłem nikczemne rzeczy, w których prawdziwość nie wierzę. Głęboko się wstydzę wszystkiego, co powiedziałem. (…) Przepraszam za niegodne zachowanie, jakiego się dopuściłem pod wpływem alkoholu”. W tłumaczeniu na prostszy język: „To nie byłem ja, tylko alkohol”. Wszystko pięknie, ale wyniki badań dowodzą jednoznacznie, że odurzenie alkoholem ułatwia ludziom ujawnianie skrywanych uprzedzeń, lecz nie wkłada takich postaw do ich umysłów. Kiedy więc ludzie przepraszają, mówiąc: „Wcale nie myślę tego, co powiedziałem. Byłem zmęczony (zmartwiony, wściekły, pijany)” (…) możemy być niemal pewni, że wcześniej powiedzieli to, w co naprawdę wierzą.
  • Chyba najważniejszą nauką, jaka płynie z teorii dysonansu, jest ta, że nie powinniśmy czekać, aż ludzie wokół nas doznają nawrócenia moralnego, przemiany osobowości, nagłej zmiany zdania albo objawienia, które każe im usiąść prosto, przyznać się do błędu i zrobić to, co należy. W większości wypadków ludzie i instytucje robią wszystko, co w ich mocy, żeby zredukować nieprzyjemny dysonans w sposób korzystny dla siebie – taki, który pozwoli im usprawiedliwić swoje błędy i postępować tak, jak dotąd.
  • (…) co jakiś czas pojawia się ktoś, kto ośmiela się powiedzieć prawdę, nawet jeśli owa prawda burzy dobrą, samousprawiedliwiającą opowieść. To niełatwe zadanie, ponieważ wymaga świeżego, sceptycznego spojrzenia na wspomnienia, z którymi dotąd żyliśmy, wnikliwego przeanalizowania tych wspomnień i rzetelnej oceny ich wiarygodności, a wreszcie odrzucenia ich bez względu na to, jak silny odczuwamy dysonans.
  • Debra przerwała moje rozmyślania, zadając mi pozornie niewinne pytanie: „Zauważyłeś, jak doskonale ci dwoje są ze sobą zgrani?”. Teraz już wiem, co się kryje za takim pytaniem, a przynajmniej dokąd ono prowadzi. Debra chciała przez to powiedzieć: „My nie jesteśmy ze sobą zgrani”, co tak naprawdę oznacza: „Ty nie jesteś zgrany ze mną”.
  • Dla niektórych małżeństwo jest źródłem radości i pociechy, miejscem rozwoju duchowego, związkiem, w którym rozkwitają jako jednostki i jako para. Dla innych małżeństwo staje się źródłem kłótni i niezgody, miejscem stagnacji, relacją, która tłamsi ich indywidualność i osłabia łączącą ich więź.
  • Jeba Stuarta Magrudera (…) zaślepiło przekonanie, że należy zrobić dosłownie wszystko – nawet gdyby miało się to wiązać z łamaniem prawa – żeby pokonać „ich”, wrogów politycznych Nixona. Jednak kiedy go złapano, Magruder miał odwagę spojrzeć prawdzie w oczy. Takie doświadczenie jest straszne i wstrząsające dla każdego człowiek – to tak, jakbyś zobaczył swoje odbicie w lustrze i nagle zdał sobie sprawę, że na Twoim czole pojawiła się wielka, fioletowa narośl. Magruder mógł zrobić to, co miałaby ochotę uczynić większość ludzi – nałożyć na czoło grubą warstwę makijażu i zapytać: „Narośl? Jaka znowu narośl?”. Ale on oparł się tej pokusie. Ostatecznie – powiedział – nikt nie zmuszał ani jego, ani pozostałych do łamania prawa. „Mogliśmy zaprotestować przeciwko temu, co się działo, albo złożyć wymówienia” – napisał. „Zamiast tego przekonaliśmy siebie, że zło jest dobrem, i brnęliśmy dalej”.
  • Jedno z niekorzystnych następstw przekonania, iż błędy świadczą o głupocie, polega na tym, że ludzie nie uczą się na własnych błędach. Niepotrzebnie narażają się na kolejne straty.
  • Jeśli jesteś osobą porzuconą, możesz doświadczać druzgocącego dysonansu między dwoma przekonaniami: „Jestem dobrym człowiekiem i byłem wspaniałym partnerem” i „Ona ode mnie odchodzi. Jak to możliwe?”. Możesz dojść do wniosku, że wcale nie jesteś taki dobry, jak sądziłeś, albo że jesteś dobrym człowiekiem, ale kiepskim partnerem, jednak niewielu z nas próbuje usunąć dysonans, wbijając strzały w poczucie własnej wartości. Dużo łatwiej jest złagodzić to nieprzyjemne uczucie, wbijając je w partnera, na przykład dochodząc do wniosku, że jest on trudnym w pożyciu egoistą, tyle że dotąd nie zdawałeś sobie z tego sprawy.
  • (…) June Tangney wykazała, że kiedy ktoś krytykuje nas za to, jacy jesteśmy, a nie za to, co zrobiliśmy, doświadczamy dojmującego poczucia wstydu i bezradności; mamy ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć. Ponieważ osoba głęboko zawstydzona nie ma dokąd uciec od przygnębiającego poczucia upokorzenia (…) – zawstydzeni małżonkowie często biorą na partnerze gniewny odwet: „Wmawiasz mi, że zrobiłem coś strasznego, bo jestem beznadziejny i nieudolny. Ponieważ jednak nie uważam się za beznadziejnego ani nieudolnego, to ty musisz być do niczego, skoro upokarzasz mnie w taki sposób”.
  • Każde małżeństwo jest pewną opowieścią i jak wszystkie opowieści ulega wpływowi zniekształconych spostrzeżeń i wspomnień swoich bohaterów, które pomagają zachować tę historię w takiej postaci, w jakiej widzi ją każda ze stron.
  • Każdy z nas popełnia błędy. Możemy jednak powiedzieć: „Coś jest nie tak. To nie ma sensu”. Błądzić jest rzeczą ludzką, ale każdy, kto popełnił błąd, może wybrać między ukryciem go a przyznaniem się do jego popełnienia. Ta decyzja ma kluczowe znaczenie dla naszych dalszych działań.
  • Kiedy coś Ci nie wychodzi, spróbuj powiedzieć: „Popełniłem błąd. Muszę zrozumieć, co poszło nie tak, jak powinno. Nie chcę powtórzyć tego samego błędu”. Wyniki badań Dweck dodają otuchy, ponieważ świadczą o tym, że w każdym wieku możemy się nauczyć spostrzegać swoje błędy nie jako osobiste klęski, które trzeba usprawiedliwić lub zakwestionować, lecz jako nieodłączny aspekt życia, który pomaga nam się rozwijać i dorastać.
  • Kiedy styl sporów między partnerami przeradza się we wzajemne zawstydzanie i obwinianie, zmienia się sam cel ich kłótni. Nie chodzi już o rozwiązanie problemu, ani nawet o nakłonienie drugiej osoby do zmiany zachowania. Jedynym celem staje się zranienie partnera (…), uzyskanie nad nim przewagi. To dlatego zawstydzanie prowadzi do zaciekłych (…) prób usprawiedliwienia własnego postępowania, do odmowy pójścia na kompromis i do najbardziej destrukcyjnej spośród emocji (…) – do pogardy. W swym przełomowym badaniu, które polegało na rocznej obserwacji ponad siedmiuset par, psycholog John Gottman ustalił, że pogarda – krytyka zaprawiona sarkazmem, wyzwiskami i drwinami – jest jedną z najpewniejszych oznak tego, że związek dwojga ludzi jest na najlepszej drodze do rozpadu. Gottman podaje przykład:
    Fred: Czy odebrałaś moje ubrania z pralni?
    Ingrid: (kpiącym tonem) „Czy odebrałaś moje ubrania z pralni?”. Sam sobie odbierz swoje cholerne pranie. Kim ja jestem, twoją służącą?
    Fred: Gdybyś była służącą, przynajmniej umiałabyś sprzątać.
    (…) Okazując partnerowi pogardę, mówimy mu: „Nie cenię tego, kim jesteś”. (…) pogarda jest zapowiedzią rozwodu nie dlatego, że wzbudza w partnerach chęć rozstania, ale dlatego, że odzwierciedla ich poczucie separacji psychicznej. (…) pojawia się po wielu latach sprzeczek i kłótni, które prowadzą do kolejnych bezskutecznych prób nakłonienia drugiej osoby do zmiany zachowania. (…) oznacza, że partner poddaje się, mówiąc sobie w duchu: „Nie ma sensu czepiać się nadziei, że się kiedykolwiek zmienisz. W końcu jesteś taka sama jak twoja matka”. Gniew jest oznaką nadziei na rozwiązanie problemu. Kiedy się wypala, pozostawia po sobie popioły urazy i pogardy. Pogarda zaś jest służebnicą beznadziei.
  • Kiedy William Butler Yeats ożenił się w roku 1917, ojciec przysłał mu serdeczny list z gratulacjami. „Myślę, że małżeństwo pomoże Ci w rozwoju talentu poetyckiego” – napisał. „Nie pozna natury ludzkiej, natury mężczyzny ani kobiety”, ten, kto nigdy nie żył w małżeństwie, „w owym wymuszonym studium drugiego człowieka”. Małżonkowie są zmuszeni dowiedzieć się o sobie więcej, niż się spodziewali (…) dowiedzieć. W żadnym innym związku (…) nie dowiadujemy się tak dużo o zachwycających i irytujących zwyczajach istot ludzkich, o ich sposobach radzenia sobie z frustracją i kryzysami oraz o ich osobistych, namiętnych pragnieniach. A jednak (…) małżeństwo zmusza także każde z małżonków do konfrontacji z samym sobą, mówi im więcej o tym, jak się zachowują w relacji z najbliższą osobą, niż kiedykolwiek się spodziewali (…) dowiedzieć. Żaden inny związek nie poddaje tak surowemu sprawdzianowi stopnia, w jakim jesteśmy gotowi być elastyczni, wybaczać, uczyć się i zmieniać – jeśli potrafimy się oprzeć pokusie samousprawiedliwiania.
  • Ludzie sądzą, że błędy świadczą o głupocie tych, którzy je popełnili. W połączeniu z charakterystyczną dla naszej kultury skłonnością do zapominania o tym, co zdarzyło się dawniej niż miesiąc temu, takie podejście oznacza, że ludzie traktują błędy jak wyjęte z ogniska, gorące ziemniaki – próbują się ich pozbyć tak szybko, jak to tylko możliwe, nawet jeśli muszą je podrzucić komuś innemu.
  • Ludzie, którzy sami byli o włos od zamieszkania w domach ze szkła, pierwsi rzucają w nie kamieniami.
  • Małżeństwo jest najważniejszą wspólną decyzją w życiu większości ludzi, dlatego partnerzy są gotowi zrobić wiele, żeby je utrzymać. Umiarkowana doza poślubnej redukcji dysonansu – kiedy to partnerzy patrzą na swój związek półprzymkniętymi oczami, podkreślając jego zalety i nie dostrzegając jego wad – pozwala na zachowanie harmonii. Jednak ten sam mechanizm skłania niektórych ludzi do pozostawania w związkach (…) balansujących na krawędzi katastrofy.
  • Metoda naukowa obejmuje stosowanie procedur, które mają wykazać nie to, że nasze przewidywania i hipotezy są trafne, ale że mogą być błędne. Rozumowanie naukowe jest użyteczne w każdym zawodzie, ponieważ każe nam stawić czoło możliwości – lub nawet nieprzyjemnemu faktowi – że popełniliśmy błąd. Zmusza nas do konfrontacji z własnym samousprawiedliwieniami i do wystawienia ich na widok publiczny, żeby inni mogli je podważyć. Zatem w gruncie rzeczy naukę można uznać za formę kontrolowania arogancji.
  • Najlepszym lekarstwem na problem widzenia tunelowego (nazywanego potocznie „klapkami na oczach”), które dotyka wszystkich śmiertelników, jest większa ilość światła.
  • Nasze ukryte teorie dotyczące tego, dlaczego my sami (oraz inni ludzie) zachowujemy się w taki, a nie inny sposób, występują w dwóch wersjach. Możemy powiedzieć, że przyczyną jest jakiś element sytuacji czy środowiska: „Kasjerka w banku warknęła na mnie, ponieważ jest przepracowana. W banku jest za mało kasjerek, żeby obsłużyć te długie kolejki”. Możemy też stwierdzić, że przyczyna danego zachowania tkwi w danej osobie: „Kasjerka warknęła na mnie, bo jest nieuprzejma”. Kiedy wyjaśniamy własne zachowania, samousprawiedliwianie pozwala nam to czynić w sposób pochlebny dla siebie – przypisujemy sobie zasługi za swoje dobre uczynki, a przyczyn tych złych upatrujemy w czynnikach sytuacyjnych. Kiedy na przykład robimy coś, co rani drugą osobę, rzadko mówimy: „Zachowałem się w ten sposób, bo jestem człowiekiem okrutnym i bezdusznym”. Mówimy raczej: „Zostałem sprowokowany. Na moim miejscu każdy zachowałby się tak samo”; albo: „Nie miałem wyboru”; albo: „Tak, powiedziałem parę okropnych rzeczy, ale nie byłem sobą – to dlatego, że byłem pijany”. Kiedy natomiast postępujemy szlachetnie, pomagamy komuś lub wykazujemy się odwagą, nie twierdzimy, że zachowaliśmy się w taki sposób, ponieważ ktoś nas sprowokował, byliśmy pijani albo nie mieliśmy wyboru, czy też dlatego, że ten facet, z którym rozmawialiśmy przez telefon, wzbudził w nas poczucie winy i w ten sposób nakłonił do wpłacenia pewnej kwoty na cel dobroczynny.
  • Nie dopuszczamy myśli, że sprawcy zła mogą być ludźmi podobnymi do nas, ponieważ ta świadomość mogłaby nas zmusić do zmierzenia się z niepokojącą prawdą, wyrażoną niezwykle celnie przez Pogo – bohatera amerykańskiego komiksu pod tym samym tytułem: „Spotkaliśmy wroga – to my nim jesteśmy”.
  • Niewolnictwo przeszło do historii, ale dawne urazy nie podążyły jego śladem. To dlatego historię spisują zwycięzcy, ale to ofiary piszą pamiętniki.
    • History is written by the victors, but it’s victims who write the memoirs. (ang.)
  • (…) niezależnie od tego, jak bolesna bywa rezygnacja z samousprawiedliwień, jej wynik uczy nas czegoś bardzo ważnego o nas samych oraz może nam przynieść spokój związany z wglądem i samoakceptacją.
  • Obwinianie rodziców to popularna i wygodna forma samousprawiedliwiania, ponieważ łagodzi dyskomfort, jaki odczuwamy z powodu swoich żalów i niedoskonałości. To oni popełnili błędy.
  • Od czasu do czasu każdy z nas musi podejmować trudne decyzje. Nie wszystkie nasze wybory będą słuszne i mądre. Niektóre (…) decyzji są niezwykle skomplikowane, a my nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich następstw. Jeśli zdołamy się oprzeć pokusie usprawiedliwiania swoich działań w sposób sztywny i nacechowany nadmierną pewnością siebie, to pozostawimy wystarczająco dużo miejsca na empatię i świadomość ogromnej złożoności życia – między innymi na zrozumienie, że to, co nam wydawało się słuszne, w oczach innych mogło wyglądać zupełnie inaczej.
  • Oto inna wersja trzeciej drogi Peresa – wyartykułować swoje przekonania, oddzielając je od siebie: „Kiedy ja, porządny, inteligentny człowiek, popełniam błąd, pozostaje porządnym, inteligentnym człowiekiem, a mój błąd pozostaje błędem. Teraz muszę się zastanowić, jak mogę naprawić to, co zrobiłem”.
  • Oz nie wziął pod uwagę potęgi samousprawiedliwiania – jesteśmy dobrymi ludźmi. Jeżeli zatem celowo zadajemy cierpienie innemu człowiekowi, to on z pewnością na to zasłużył. Dlatego wcale nie wyrządzamy zła. Wręcz przeciwnie – postępujemy dobrze. Stosunkowo niewielki odsetek ludzi, którzy nie potrafią lub nie chcą redukować dysonansu w taki sposób, płaci za to wysoką cenę psychologiczną – doświadcza poczucia winy, smutku i lęku, miewa koszmarne sny i cierpi na bezsenność.
  • Pewność siebie jest cechą pożądaną i użyteczną. (…) większość nas nie chciałaby zrezygnować z namiętności i przekonań, które nadają naszemu życiu sens i koloryt. Jednak nieugięte pragnienie, żeby zawsze mieć rację, nieuchronnie prowadzi do błędnego przeświadczenia o własnej nieomylności. Kiedy zdecydowanym przekonaniom nie towarzyszy pokora i akceptacja własnej omylności, ludzie mogą z łatwością przekraczać granicę między zdrową pewnością siebie a arogancją.
  • Podobnie jak dostrzegamy hipokryzję czy podatność na korupcję u wszystkich z wyjątkiem siebie, tak i uprzedzenia wydają nam się problemem, który dotyczy wszystkich wokół, lecz z pewnością nie nas samych.
  • Pomiędzy świadomym kłamstwem mającym zwieść innych a nieświadomym samousprawiedliwianiem, które omamia nas samych, znajduje się fascynująca szara strefa patrolowana przez nierzetelnego, stronniczego historyka – naszą pamięć.
  • Ponieważ wszyscy mamy swoje martwe punkty, nasza największa nadzieja na skuteczną samoregulację tkwi w dbałości o to, żebyśmy nie działali w gabinecie krzywych luster, w których widzielibyśmy wyłącznie zniekształcone odbicia własnych pragnień i przekonań. Każdy z nas potrzebuje kilku zaufanych krytyków (…).
  • Popełnianie błędów odgrywa doniosłą rolę w edukacji młodych naukowców i artystów, którzy muszą mieć swobodę eksperymentowania, sprawdzania pomysłów metodą prób i błędów, podejmowania ryzyka.
  • Potrzeba łagodzenia dysonansu jest uniwersalnym mechanizmem psychicznym, co nie znaczy, że jesteśmy skazani na to, by jej ulegać. (…) Znajomość mechanizmów działania dysonansu – w nas samych i w innych ludziach – pozwala nam wyłączać nasze mózgowe instalacje, a także chronić się przed tymi, którzy tego nie potrafią.
  • Punkt kulminacyjny, w którym para zaczyna spisywać od nowa swoją historie – ustalił Gottman – następuje wtedy, gdy wartość „magicznego współczynnika” spada poniżej pięciu. W szczęśliwych małżeństwach liczba interakcji pozytywnych (na przykład takich, w których partnerzy wyrażają miłość, czułość lub dobry humor) jest pięciokrotnie większa niż liczba interakcji negatywnych (takich jak wyrazy irytacji i narzekania). Nie ma znaczenia, czy para należy do szczególnie wybuchowych i kłóci się jedenaście razy dziennie, czy też jest emocjonalnie stabilna i sprzecza się raz na dziesięć lat – liczy się wartość magicznego współczynnika. „Wybuchowi partnerzy mogą często na siebie krzyczeć, ale spędzają pięciokrotnie więcej czasu na godzeniu się i okazywaniu sobie miłości” – doszedł do wniosku Gottman. „Partnerzy spokojniejsi, unikający konfrontacji, mogą sobie okazywać mniej namiętności niż inne typy par, ale też dużo rzadziej się krytykują i odnoszą do siebie z pogardą – stosunek liczby interakcji pozytywnych do negatywnych pozostaje niezmienny: pięć do jednego”. Kiedy wartość magicznego współczynnika wynosi pięć albo więcej, każdy dysonans, jaki pojawia się między partnerami, jest redukowany w sposób pozytywny.
  • Samousprawiedliwianie jest procesem, w którym ambiwalencja zmienia się w niewzruszoną pewność, a poczucie winy – we wściekłość. Historia miłosna staje się dziennikiem nienawiści.
  • Skojarzenie między błędami a głupotą jest tak głęboko zakorzenione w kulturze amerykańskiej, że odkrycie, iż nie wszystkie kultury podzielają naszą „błędofobię”, może się nam wydawać szokujące.
  • Szczęśliwe pary czasami się kłócą i wpadają w złość, podobnie jak nieszczęśliwe. Ale szczęśliwi partnerzy wiedzą, jak sobie radzić z konfliktami. Jeśli coś ich denerwuje, rozmawiają o tym (…) i próbują naprawić problem, pozwalają, żeby sam przeminął, albo uczą się z nim żyć. Nieszczęśliwe pary coraz bardziej oddalają się od siebie na skutek gniewnych konfrontacji.
  • Szczęśliwi partnerzy życiowi stosują wobec drugiej osoby ten sam wielkoduszny sposób myślenia, jaki wszyscy odnosimy do samych siebie. Wybaczają swojej drugiej połówce błędy i potknięcia, upatrując ich przyczyn w sytuacji, i przypisują jej zasługi za uczynki pełne miłości i życzliwości. (…) ludzie nieszczęśliwi w swoich związkach postępują odwrotnie. Jeżeli partner zrobi coś miłego, upatrują przyczyn jego zachowania w chwilowym kaprysie lub w czynnikach sytuacyjnych.
  • To naturalne, że w trakcie nauki popełniamy błędy – właśnie w ten sposób przyswajamy sobie wiedzę i doskonalimy swoje umiejętności. To wcale nie znaczy, że jesteśmy głupi.
  • Tym, co może zniszczyć związek dwojga ludzi, są dużo poważniejsze próby ochrony nie tego, co zrobiliśmy, ale tego, kim jesteśmy. Ten rodzaj samousprawiedliwienia występuje w dwóch postaciach: „Ja mam rację, a ty się mylisz” i „Nawet jeśli nie mam racji, trudno! Już taki jestem”.
  • Ukryte teorie pociągają za sobą poważne następstwa, ponieważ wpływają między innymi na to, w jaki sposób partnerzy spierają się ze sobą, a nawet na sam cel ich kłótni. Jeśli spierają się przy założeniu, że każde z nich jest dobrym człowiekiem, który zrobił coś złego, co jednak można naprawić, lub który popełnił błąd pod wpływem chwilowych nacisków sytuacyjnych, to jest szansa na poprawę i kompromis. (…) Ponieważ każde z partnerów jest mistrzem samousprawiedliwiania, oboje uważają, że to drugie nie chce się zmienić z powodu wad charakteru, natomiast we własnej niechęci do zmian dostrzegają świadectwo swoich zalet.
  • W dobrych małżeństwach konfrontacje, różnice zdań, odmienność zwyczajów, a nawet gwałtowne sprzeczki mogą zbliżać do siebie partnerów, pozwalając im nauczyć się czegoś nowego i zmuszając do zrewidowania założeń dotyczących własnych możliwości i ograniczeń. To nie zawsze bywa łatwe.
  • W naszym mózgu znajduje się kilka martwych punktów – optycznych i psychologicznych – a jedną z jego najsprytniejszych sztuczek jest utwierdzanie nas w podnoszącym na duchu, lecz złudnym przekonaniu, że akurat my nie mamy ani jednego takiego miejsca.
  • W obliczu oczywistych dowodów na to, że nie mają racji, ludzie na ogół nie zmieniają swojego punktu widzenia ani sposobu działania, lecz uzasadniają je z jeszcze większym zapałem.
  • W życiu prywatnym jesteśmy zdani na siebie, a to wymaga samoświadomości. Kiedy zrozumiemy, jak i kiedy pojawia się u nas potrzeba redukcji dysonansu, będziemy w stanie uważnie śledzić ten proces, a w wielu wypadkach – zdusić go w zarodku. (…) będziemy mogli się zatrzymać, zanim ześlizgniemy się zbyt daleko po zboczu piramidy. (…) Możemy się nauczyć zostawiać nieco wolnej przestrzeni między swoimi odczuciami a sposobem, w jaki reagujemy – zdobyć się na chwilę refleksji i zastanowić się, czy naprawdę chcemy kupić kajak w środku zimy, niepotrzebnie narażać się na dalsze straty, kurczowo trzymać się przekonania, które nie znajduje potwierdzenia w faktach. Możemy nawet zmienić zdanie, zanim nasze myśli zastygną, tworząc utrwalony, niezmienny wzór.
  • Wątpliwości nie są wrogiem sprawiedliwości; nadmierna pewność siebie – owszem.
  • Wiele ofiar nie umie sobie poradzić z uczuciami, jakich doświadcza, ponieważ bez przerwy zdrapuje strupy ze swoich ran, zadając sobie pytanie: „Dlaczego coś takiego spotkało właśnie mnie, takiego dobrego człowieka?”. To jedno z najbardziej bolesnych, wzbudzających dysonans pytań, z jakimi przychodzi nam się zmierzyć.
  • Władza bez odpowiedzialności jest przepisem na katastrofę we wszystkich sferach życia.
  • Wszyscy przynajmniej raz w życiu (…) skrzywdziliśmy inną osobę, która już zawsze będzie nas uważała za drania, zdrajcę i czarny charakter. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu doświadczył bolesnego poczucia niesprawiedliwości i nadal nosi w sercu ranę, która nigdy do końca się nie zabliźni. Niezwykłą cechą samousprawiedliwiania jest to, że pozwala nam ono w mgnieniu oka przechodzić z jednej roli do drugiej, przy czym w żadnej z tych ról nie stosujemy tego, czego nauczyliśmy się w tej drugiej. Dotkliwe poczucie niesprawiedliwości, jakiego doświadczamy w jednej sytuacji, nie powstrzymuje nas przed niesprawiedliwym potraktowaniem innej osoby ani nie sprawia, że stajemy się bardziej empatyczni w stosunku do ofiar niesprawiedliwości. Wygląda to tak, jakby między tymi dwoma rodzajami doświadczeń stał gruby mur uniemożliwiający nam dostrzeżenie drugiej strony.
    Jedną z przyczyn istnienia tego muru jest fakt, że cierpienie, którego sami doświadczamy, zawsze wydaje się bardziej intensywne od tego, jakie zadajemy innym, nawet jeśli rzeczywisty rozmiar cierpienia jest w obu sytuacjach taki sam. Stare powiedzenie: złamana noga innej osoby to błahostka, ale nasz złamany paznokieć to poważna sprawa, okazuje się trafnym opisem naszego neurologicznego „okablowania”.
  • Wyjaśnienie mechanizmów samousprawiedliwiania pozwoli nam znaleźć odpowiedzi na wszystkie te pytania i zrozumieć wiele innych ludzkich zachowań, które w innym wypadku wydawałyby się niepojęte lub szalone. Będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, które zadaje sobie tak wiele osób, widząc bezwzględnych dyktatorów, chciwych prezesów korporacji, fanatyków religijnych, mordujących w imię Boga, księży dopuszczających się molestowania seksualnego dzieci, czy też ludzi, którzy podstępem pozbawiają swoje rodzeństwo należnej mu części spadku: „Jak, u diabła, ci ludzie mogą na siebie patrzeć?”. Odpowiedź brzmi: tak samo, jak my wszyscy.
  • Zastanówmy się przez moment nad korzyściami, jakie pociąga za sobą umiejętność oddzielania wzbudzających dysonans myśli, (…). Przyjaźnie, które w przeciwnym razie mogłyby się zakończyć w gniewie, nadal trwają; błędy, które mogłyby zostać zbagatelizowane jako nieistotne, są poddane rzetelnej, krytycznej ocenie, a ten, kto je popełnił, musi ponieść za nie odpowiedzialność. Ludzie mogą pozostać szczerze oddani swojemu krajowi, religii, partii politycznej, małżonkowi czy rodzinie, a jednocześnie rozumieją, że sprzeciw wobec działań i decyzji, które wydają im się niewłaściwe, błędne lub niemoralne, nie jest przejawem braku lojalności.
  • Zatem z naszego punktu widzenia nieporozumienia, konflikty, różnice osobowościowe, a nawet gniewne awantury nie są tym, co niszczy miłość. Zabójcą miłości jest samousprawiedliwianie. Wieczór Franka i Debry z nowo poznaną parą mógłby się zakończyć zupełnie inaczej, gdyby każde z nich nie było tak pochłonięte wymyślaniem samousprawiedliwień i obwinianiem drugiej strony, lecz najpierw pomyślało o uczuciach partnera. Każde z nich doskonale rozumie punkt widzenia drugiej strony, ale potrzeba samousprawiedliwiania nie pozwala mu uznać stanowiska partnera za równie uzasadnione jak własne. Dlatego oboje spostrzegają własną perspektywę jako lepszą, a nawet jedynie słuszną.
  • Zdeprawowani policjanci nie są tacy od urodzenia, lecz stają się nieuczciwi z biegiem czasu. Zsuwają się po zboczu piramidy, popychani przez kulturę wydziału, w którym pracują, i wierność jego celom.
  • Zrozumienie jest pierwszym krokiem ku znalezieniu rozwiązań, które pociągną za sobą zmiany i wybawienie.

Zobacz też

[edytuj]