Autobiografia. Pierwsza młodość

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Autobiografia. Pierwsza młodość – drugi tom autobiografii Joanny Chmielewskiej. Cytaty za wyd. Vers, Warszawa 1994.

  • – A jeszcze suporku nanieślim.
    (…) Niech to piorun strzeli, siporex! Pianobeton w blokach!
    • Źródło: s. 181
  • Brałam w klamrę i pisałam: „Dookoła Wojtek i w koło Macieju to samo”. Albo: „Ogólny płacz i zgrzytanie zębów”. Albo: „Ogólny ochlaj”. Przy cieciach wymyśliłam sobie „dłubanie palcem w nosie” i „pełne nieróbstwo”. (…)
    Poszłam na urlop, a Edmund podpisał to wszystko, w ogóle nie czytając. Z przedsiębiorstwa przybył facet na kontrolę i zaczął przeglądać „Dziennika budowy”. (…)
    – No jak to tak? – powiedział facet z oburzeniem. – Dookoła Wojtek i w koło Macieju?
    – A co pan chciał? – odparł Edmund (…). – Robili to samo…
    – Ale tak dookoła Wojtek i w koło Macieju?!
    – Pan nie rozumie, że było bez zmian?!
    – Ale w koło Macieju…?!
    • Opis: o wypełnianiu „Dziennika budowy”.
    • Źródło: s. 227
  • Cechy, jakie posiadał, w pełni godne były przodków. Nie dość, że awanturnik i despota, to jeszcze był skąpy i miał skłonności purytańskie.
    • Źródło: s. 30
  • – Co to jest? – spytał Pniewski.
    – Hotel, panie profesorze – odparł usłużnie ów kretyn.
    Przez moment Pniewski myślał podobno, że jest to fragment posadzki albo inny szczegół wykończenia.
    – No dobrze – rzekł, wskazując kolejne elementy. – A co to jest to? I to? I to?
    – Tak jak pan profesor kazał. Hol, dookoła półtora traktu, korytarz i pokoje…
    – Panie, ile ten hol ma…?!
    – Tak jak pan profesor kazał. Osiemdziesiąt metrów kwadratowych. Czterdzieści na czterdzieści.
    • Źródło: s. 72
  • Dziadka coś zgniewało, a był, jak wspomniałam, awanturnikiem i gwałtowności dawał ujście. Złapał jakiś przedmiot ze stołu i rąbnął o ziemię. Na to Kinga, z kamiennym spokojem, podniosła się, zebrała cztery rogi obrusa z całą zawartością i wszystko wytrząsnęła za okno. – Żebyś się, kochanie, nie musiał męczyć po jednej sztuce – powiedziała słodko.
    • Źródło: s. 30
  • Furgonetki z tylnymi drzwiami zamkniętymi na drut albo sznurek widywałam wielokrotnie. Sama je mogłam okraść i nie wiem, dlaczego nie przyszło mi to wtedy do głowy. Pisząc scenariusz do „Lekarstwa na miłość”, zamierzałam wykorzystać tamte możliwości dla zamiany fałszywych pieniędzy na prawdziwe, ale w komendzie miasta zostałam poproszona, żeby jednak nie rozgłaszać pomysłu, bo ma zbyt wielkie szansę powodzenia. Z grzeczności zrezygnowałam.
    • Źródło: s. 279
  • Hopa z bikiniarzami skończyła się jak nożem uciął po zebraniu profesorów. (…) Wystąpił profesor Suzin.
    – Doskonale (…). Wyrzucamy bikiniarzy (…). Tylko, żeby nie popełnić błędu i niesprawiedliwości, może koleżanka wyjaśni nam, co to takiego jest bikiniarz. Jak go odróżnić? (…)
    – To taki… (…) No, tak się kolorowo ubiera!
    – Czy tak, jak pan profesor Lachert? – spytał Suzin uprzejmie. (…)
    – Takie długie włosy nosi!
    – Czy tak, jak pan profesor Gutt?
    • Źródło: s. 61
  • Irenę Lubowicka, bardzo piękną dziewczynę, spotkało na ulicy niezwykłe szczęście. Do tej inwentaryzacji i łażenia po drabinach wkładała spodnie, a rzadko w owych czasach kobiety nosiły spodnie i było to źle widziane przez społeczeństwo. Szła sobie, z przeciwka szedł jakiś facet, nawet podobno młody i przystojny, spojrzał na nią, splunął i rzekł z wielkim zgorszeniem:
    – Fu, co za ohyda!
    • Źródło: s. 64
  • – Jak ona zaraz nie wyjdzie, to my sami jedziemy!!!
    Miałam jeszcze tyle przytomności umysłu, że wyraziłam zgodę. Proszę bardzo, niech jadą, ciekawe, z kim będą brali ten ślub, może sami ze sobą.
    • Źródło: s. 27
  • (…) miałam pomoc domową. Pochodziła z Sokołowa Podlaskiego, liczyła sobie 18 wiosen, (…) do kina chodziła na Erocię, czytywała śląską „Panormę” i zdawała gezamin, poza tym głównie zajmowała się telefonami do jakiegoś Władka. (…) Janka miała jej koleżankę, Hanię, która dokonała dzieła wielkiego. (…) nie zauważyła, jak Krzysztof wbił w parkiet 27 gwoździ.
    • Źródło: s. 174
  • Na tym narożniku spotkałam ekshibicjonistę, z którym odbyłam dość osobliwą rozmowę.
    Skręciłam w ten skos. Przy samej Dolnej stał jakiś facet.
    – Proszę pani, jaka to ulica? – spytał. Tkwił na rogu, więc nie wiedziałam, o którą pyta. Odwróciłam się do niego.
    – Która? – zapytałam wzajemnie.
    – Chce pani zobaczyć? – spytał na to i dokonał demonstracji.
    Równocześnie uświadomiłam sobie, że nazwy ulicy i tak nie znam i zdążyłam mu odpowiedzieć.
    – Nie wiem.
    Śmiałam się całą drogę, bo wypadło to wyjątkowo idiotycznie.
    • Źródło: s. 260, 261
  • Najpierw spytałam (…), czy mam podpisać jego cytryny, potem pozwoliłam dzieciom zeżreć jego kiełbasę, (…) wreszcie zażądałam, żeby się wyprowadził. Wybrał sobie na to świetny moment (…). Dziecko było bliskie zapaści, wokół łóżka zgromadzona cała rodzina, mąż latał po mieszkaniu, pakując swoje rzeczy, a radio grało „Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie śpieszmy”.
    • Opis: o rozwodzie.
    • Źródło: s. 322
  • – O czwartej nam się napój skończył. Zagrycha już wcześniej, pod koniec piliśmy pod sałatkę z chryzantem.
    – Zwariowałeś? Z jakich chryzantem?
    – A może to nie były chryzantemy. Jakiś taki postrzępiony kwiatek matka miała w doniczce, posiekaliśmy drobno, doprawiliśmy śmietaną i wtroiliśmy pod ostatnie pół litra.
    – Podziękuj Bogu, że nie był trujący…
    – Mnie trucizna nie szkodzi. Rąbnąłem sobie raz pięćdziesiąt gramów politury do mebli i też się nic nie stało.
    – Po jakiego diabła piłeś politurę do mebli?!
    – No przecież nie specjalnie! Kumpel się pomylił, miał w kredensie butelkę porterówki i butelkę tej politury i pomieszały mu się.
    – Nie powąchałeś przedtem…?
    – Katar miałem, co miałem wąchać. Trzy dni mi się odbijało pokostem.
    • Źródło: s. 226
  • Od razu natomiast wyznaję, że nigdy w życiu nie prasowałam męskich spodni, z tego zapewne względu, iż na samym początku małżeńskiej kariery uprasowałam mężowi spodnie od piżamy z kantami na bokach. Tak mi jakoś wyszło. Nie spodobało mu się to, nie wiem dlaczego, wolał prasować sam i zaraził tym dzieci.
    • Źródło: s. 257
  • (…) okazało się, że jestem w ciąży, co przestraszyło mnie mocno i uszczęśliwiło niebotycznie. Mówiłam już przecież, że byłam śmiertelnie głupia…
    • Źródło: s. 20
  • Pień jest istotą nie tylko głuchą, lecz także milczącą, ale gdyby śpiewał, myślę, że czyniłby to lepiej ode mnie.
    • Źródło: s. 318
  • Podłogi były drewniane, w pokoju klepka, w kuchni deski. Klepka została źle wygładzona, normalny człowiek zapewne by ją zcyklinował, ale nie ja. Skrobałam żyletką.
    • Źródło: s. 112
  • Poprosił, żebym się odczepiła, w dwóch krótkich słowach, których nie ma sensu cytować, bo każdy je z łatwością odgadnie (…).
    • Źródło: s. 272
  • Poszliśmy na krótki spacer i ze zdenerwowania z pewnością powiedziałam coś głupiego, ale on już znajdował się na etapie „jak ona ślicznie pluje” i każde moje kretyństwo powitałby zachwytem.
    • Źródło: s. 18
  • Rolę komentatora wziął na siebie Wiesio Wieczorkiewicz i wrzeszczał z entuzjazmem:
    – Bieńdzio odbija, Łazarska odbija, Bieńdzio odbija, Łazarska odbija, Bieńdzio odbija, Łazarska odbija…!
    Zawodnicy zaniechali gry, bo im rakieta wypadła z ręki, reszta tarzała się pod stołem.
    • Źródło: s. 80
  • Sprawa z ciocią była słynna i wyglądała następująco:
    Chodził profesor po sali rysunku odręcznego, robił korekty i oceniał prace. Stawał nad delikwentem, patrzył długo, po czym mówił:
    – Proooszę paaana… Czy pan ma ciooocię?
    – Mam, panie profesorze – odpowiadał przeważnie spłoszony student, bo rzadko kto nie ma jakiejś ciotki, bodaj przyszywanej.
    – To niech pan poprooosi ciooocię… żeby panu kupiła kiosk z warzywami i niech pan się zajmie kioskiem, bo na te studia pan się nie nadaaaje…
    • Źródło: s. 57
  • Stracić cnotę to jest sztuka na raz i nie należy marnować jedynej okazji w życiu byle jak, byle kiedy i z byle kim.
    • Źródło: s. 7
  • Ślub cywilny brało się byle jak. Słyszałam o dziewczynie, która zwyczajnie zapomniała, że ma umówioną tę wizytę w Urzędzie i spokojnie myła w domu podłogę, kiedy przyleciał zdenerwowany narzeczony z krzykiem, że są spóźnieni i wypadną z kolejki. Poderwała się, narzuciła płaszczyk i popędziła za nim. W Urzędzie Stanu Cywilnego okazało się, że nie ma siły, świadkowie i państwo młodzi muszą się rozebrać i zostawić okrycia w szatni. A panna młoda miała na sobie to, w czym tę podłogę myła, starą kieckę, dziurawą i brudną, świeżo zachlapaną mydlinami. Wystąpiła w tej wytwornej odzieży, ślub dano im z pewnym wahaniem i zdaje się, że na boku usłyszała parę słów od pracowników Urzędu.
    • Źródło: s. 22
  • Tort prezentował sobą wielką klasę, spytałam właścicielkę, panią Andrzejewską, o przepis, nie ukrywała niczego, ale i tak nie zdołałam go wykorzystać. Zaczynał się mniej więcej tak: Wziąć sześć silnych dziewek kuchennych…
    • Źródło: s. 276
  • Trwa mać… przepraszam. Mać trwa… BARDZO państwa przepraszam… MA TRWAĆ!
    • Opis: w audycji Polskiego Radia
    • Źródło: s. 289
  • – Ty, co byś zrobił, gdybyś się obudził rano i okazałoby się, że te całe studia to był tylko sen?
    Bolek popatrzył na mnie ponuro.
    – Upiłbym się z radości i zostałbym traktorzystą – odparł głosem grobowym.
    • Źródło: s. 81
  • Uczmy się na cudzych błędach, bo sami wszystkich popełnić nie zdążymy…
    • Opis: motto tomu II.
    • Zobacz też: błąd
    • Źródło: s. 5
  • Ukoronował ceremonię [wesele] mój mąż, który o trzeciej w nocy siedział na tapczanie, zły jak piorun, i pełną piersią pytał, kiedyż, do ciężkiej cholery, ci wszyscy ludzie sobie stąd pójdą…
    • Źródło: s. 29
  • Wówczas dostałam ataku śmiechu, bo mój mąż nie był pewien, którym końcem ołówka należy rysować.
    • Źródło: s. 60

Zobacz też: