Ósmy dzień tygodnia (opowiadanie)
Wygląd
Ósmy dzień tygodnia – opowiadanie Marka Hłaski z 1954 roku.
- – Agnieszka.
– Co, kochanie?
– Gdybym nie miał ciebie, nie chciałoby mi się żyć. Ty jesteś teraz jedyną rzeczą, w którą wierzę naprawdę. Ty, nic więcej. Mam chyba prawo tak myśleć. Gdybym nie miał ciebie, zrobiłbym wszystko, aby się zgnoić do końca, tak, żeby już nigdy nie kochać, nigdy nie wierzyć i nigdy nie cierpieć. Bez ciebie ta strona krat nie ma dla mnie sensu, tak samo jak i tamta. Rozumiesz?
– Tak. Ale nie mów już o tym. Myśl o jutrze.
– Dobrze.
– Przyrzeknij mi. Przyrzeknij mi, że będziesz myślał tylko o jutrze, że nie wspomnisz nawet o tamtym wszystkim. Dobrze?
– Tak.
- – Chcesz się skończyć, Grzegorz?
– Możesz to nazwać, jak chcesz. Nazwa jest w tym wypadku obojętna. Żadna metafora nie zagra. Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie.
- Jak ty możesz w ten sposób odpowiadać matce? Matce, która cię wydała na świat. - Jesteś pewien, że świat jest aż taki piękny, aby to stanowiło powód do wdzięczności?
- Lepiej odejść, niż patrzeć, jak wszystko wali się w błoto.
- Łatwiej oczyścić się z wielkich omyłek niż z drobnych świństw.
- Małe świństwa mówi się głośno... Wielkie szeptem. Prawdy natomiast nie mówi się w ogóle. Kto wie czy każda prawda nie jest w gruncie rzeczy największym świństwem?
- Niezakamuflowana prostytutka to najwyższy poziom moralny, jaki może osiągnąć kobieta we współczesnym świecie.
- Słabością każdej mądrej idei jest to, że starają się realizować ją głupcy.
- Przed każdym dobrym uczuciem człowieka trzeba klękać jak przed świętością, jak przed gwiazdą. Ochraniać ją, nieść jak światło, a jeśli jest tego chociaż iskierka, to dmuchać aż do utraty tchu. To wiek dwudziesty, Agnieszka: Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu. Ludzie mają dziś mało czasu na wielkie uczucia; zrywają się rano, chłepczą swoje zupki w barach mlecznych, tłoczą w tramwajach, kupują w domach towarowych tandetne meble na raty, kłócą się z konduktorami o pięć groszy i tak dalej. Klękać – powiedział – klękać. Życie nie daje żadnych gwarancji na przyszłość. Każdemu który mówi: „Zostaw to, za parę lat przyjdzie co innego” powinno się pluć w gębę. Co przyjdzie? Kiedy przyjdzie? Każde szczęście przychodzi złą drogą.
- Jednak coś tam jest; w całej tej historii, gdzieś na siódmym dnie musi być coś wartościowego, coś dobrego, i oni chcą się jakoś do tego dogrzebać. Ziemia jest paskudna, życie jest komicznym piekiełkiem, ale gdzieś w głębi tej skorupy płonie rozpalone żelazo. I oni tamtą historię montują na siłę; to rozpada się tysiąc razy w ciągu dnia i godziny, ale oni po tysiąc razy rozpoczynają od nowa. Może by nawet wszystko było dobrze, kto to w końcu wie, ale zaczynają im pomagać ludzie […] przeklęci głupi ludzie, którzy zawsze mają zbyt mało własnego piekiełka i wtrącają się w cudze […] ludzie wtrącają się, ludzie kłamią, ludzie wymyślają podłe idiotyzmy, a pewnego dnia już nie wiadomo co jest prawdą, a co kłamstwem, co plotką, a co rzeczywistością, kto jest przyjacielem, a kto Świną, kto jest kolegą, a kto durniem.
- Pogoń za szczęściem się kończy. Zawsze bezcelowa, ale dla której warto poświęcić życie.
- Nie widziałem jeszcze ludzi, którzy spotkaliby się w dobrym miejscu życia. Takiego miejsca w życiu nie ma i być nie może. Zawsze zdaje się że jest zbyt późno czy zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie.
- Własny głos słyszy się gardłem, lecz własne życie można usłyszeć tylko własnym sumieniem
- Dzisiaj Hamlet ze swoim „być albo nie być” mógłby zostać chłopakiem na posyłki u pierwszego lepszego sekretarza powiatu. Życie rozsadziło narzucone schematy jak gliniane skorupki: co stworzyć na to miejsce? Być albo nie być. Ludzie są zmęczeni, upadają na mordę, czym ich podnieść? Być albo nie być. Cynizm w szybkim tempie staje się jedyną moralnością. Być albo nie być. Czy w ogóle może powstać coś wartościowego na świecie, który swą równowagę utrzymuje szantażem? Być albo nie być. Stworzono już sztuczne księżyce, ale człowiek ze swoimi prawdziwymi uczuciami i pragnieniami cofa się do świątyni. Być albo... Szefie, ćwiartkę proszę
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Cała literatura o miłości to, jak dotąd, tylko wspaniałe gówno. Cóż to ma wspólnego z miłością. Boże mój drogi. Chciałbym cokolwiek przeczytać o sobie i o swoich uczuciach, kiedy leżę dwudziestą noc bez snu i patrzę w sufit. Wszystko, co na ten temat napisano, jest mdłe jak miedź przy słońcu. Może jeden Dostojewski był odrobinę prawdziwy, ale od jego miłości ucieka się z rękami jak od rozpalonego żelaza.
- Możesz mówić kotku. Skarbie. Serce. Kurwo. Kurwiątko. Słoneczko. To też dobre, co?
Zobacz też:
- Ósmy dzień tygodnia – film