Przejdź do zawartości

Pacyfikacja wsi Sochy

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Pacyfikacja wsi Sochy na Zamojszczyźnie

Pacyfikacja wsi Sochy – mord dokonany przez wojska niemieckie z użyciem samolotów na około 200 kobietach, dzieciach i mężczyznach we wsi Sochy na Zamojszczyźnie 1 czerwca 1943 r.

  • 1 czerwca 1943 r. na skraju zwierzynieckich lasów
    rozstrzelano moją wieś.
    Sochy – jak we Francji Oradour,
    Sochy – jak w Czechach Lidice,
    Sochy – jak we Włoszech Mezzinote.
  • Ci, którzy ocaleli z pacyfikacji wsi, nigdy nie otrzymali wsparcia. Dzieci z Soch nie uznano za tzw. dzieci Zamojszczyzny, bo – jak napisała Anna Janko – „ta masakra nie podpada pod traumę wysiedleń”. Po wojnie przetoczył się więc walec historii i podzielił ocalałych na tych, którzy dostali rekompensaty, i na tych, o których szybko zapomniano. Ta garstka ocalałych dzieci z Soch trafiła albo do krewnych, albo do sierocińców. To pokazuje także okrucieństwo i bezduszność w ocenie tych wydarzeń. Historia Soch, dopóki Anna Janko nie napisała książki, była mało znana i w Polsce i poza Polską.
  • Cmentarz wojenny w Sochach, dziś odnowiony, jest miejscem spotkań i wspomnień. Ale wie pan, co jest najbardziej przejmujące? Daty śmierci na tabliczkach, jednakowe bez wyjątku, zarówno u 60-letnich osób, jak i 6-miesięcznych dzieci. Dlatego to miejsce jest świadectwem zagłady. Bo zagłada zabija wszystkich w jednej chwili.
  • Dla prawie wszystkich mieszkańców – skończyło się życie, a wieś przestała istnieć. Dla tych nielicznych, którzy przeżyli – skończył się jeden świat, bezpieczny, przytulny i pełen miłości, a zaczęło się trwanie na pustkowiu. 1 czerwca 1943 r. o świcie rozpoczęła się w Sochach tzw. karna ekspedycja, czyli pacyfikacja połączona z eksterminacją. To było kilka apokaliptycznych godzin. Najpierw Niemcy schodzili ze wzgórz (Sochy leżą w niewielkiej dolinie na Roztoczu), strzelali kulami zapalającymi w zabudowania, a z karabinów maszynowych do mieszkańców wsi, którzy wybiegali z domów. Następnie Niemcy zeszli na podwórka i dobijali tych, którzy jeszcze nie zginęli, podpalali te domy, które dotąd nie spłonęły. A potem nadleciały samoloty w liczbie dziewięciu, które tę wioskę po prostu wbiły w ziemię bombami. Huk był podobno tak wielki, że wyrywał głos z płuc, wszyscy mieli poczucie, że to naprawdę koniec świata. A kiedy odleciały samoloty, taka cisza zapadła, że wydawało się, że nikt w ogóle nie przeżył. Potem ci nieliczni, cudem ocaleni, podnosili się powoli, sprawdzali, czy świat w ogóle jeszcze istnieje.
  • Dom osiemdziesiąty ósmy, tam czworo dzieci widziało, jak upada zastrzelona ich matka. Zaraz potem tata w wielkim gniewie rzuca się na tego Niemca, wyrywa mu karabin i roztrzaskuje o drzewo. Wtedy inny Niemiec zabija tatę i od razu troje z tych dzieci za jednym zamachem.
  • Dzień przed tą tragedią byłam jeszcze w Terespolu na naukach przygotowujących do Pierwszej Komunii. Rano obudziła mnie mama, opowiedziała o strzelaninie i o tym, że najprawdopodobniej we wsi pojawili się Niemcy i że będą nas zabierać do obozów. Wyskoczyłam z łóżka, miałam zająć się dzieciakami, ale zachowywałam się kompletnie irracjonalnie. Próbowałam zabezpieczać naszą murowaną piwnicę, żeby jednak coś z pożaru uratować. Niestety nie wszystko udało się ocalić. To, co zostało z puchowej pościeli, przypominało przypalone od żelazka rzeczy. Płomień ich nie strawił, tylko pokurczyły się od gorąca.
  • I nagle rozlega się strzał i widać dym. Od razu dym, bo kulami zapalającymi strzelali. (...) „Ojciec na Marysię pokazuje: mam tu parę groszy, mówi, przywiążcie jej do medalika, może ją gdzie do Niemiec wywiozą, może co, ona taka mała, żeby dziecko na chleb miało, i napiszcie karteczkę, żeby jak się nazywa, wiedziało...”
  • Kiedy więc dziecku zabijają na jego oczach rodziców, to jakby świat zabijali, razem ze słońcem, księżycem, drzewem, polem, zeszytem, lalką.
    • Autor: Anna Janko
    • Opis: o zagładzie miejscowości Sochy i zamordowaniu mieszkańców przez okupantów niemieckich.
    • Źródło: Anna Janko, Mała Zagłada, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, ISBN 978-83-08-05420-8. s. 41.
  • Maj
    tak
    to był pierwszy czerwca
    Kwitły drzewa 1943 roku
    Z pąków rozwijały się
    ptaki w pochodnie
    • Autor: Teresa Ferenc
    • Opis: wiersz pt. Wojny, fragment o pacyfikacji wsi Sochy na Zamojszczyźnie 1 czerwca 1943.
    • Źródło: Wojny, poezja.org
  • Moja matka wysrebrnieć
    nie zdążyła
    od ziemskich ciężarów
    spęcznieć jak ziemi bryła

    Moja matka nie popęka
    nigdy po twarzy
    wniebowzięta młodziusieńka
    ogniem niebo parzy

    Moja matka jak wisienka
    jak listek zielona (…)

    Moja matka
    postarzeje się
    na boskim progu
    z kulą w ustach zaniesioną
    dar od ludzi Bogu
  • Najpierw zastrzelili mi ojca. Potem próbowali zbliżyć się do mamy. Z bratem siedzieliśmy przy drodze. Mama z siostrą na ręku stała na polu. Kiedy i ją zabili, wzięłam rodzeństwo i za namową stryjenki ruszyłam do Terespola. Do dalekich krewnych. Miałam 9 lat i tego dnia natychmiast wydoroślałam. Przygarnęłam młodsze, stałam się dla nich mamą.
  • Spalić taką wieś jak Sochy, to było nic. Drewniane domki kryte strzechą – co to jest w ogóle? Jacyś brudni, prości podludzie w podwioskach, których trzeba usunąć, robactwo ze Wschodu (…) – Panie, nie zabijaj, my niewinni – wołali wieśniacy pod lufą. Klękali, całowali buty. Zło miało porządne buty. W którym kopyto diabelskie było? W tym, co kopało ludzką głowę. W wielu relacjach z wielu wiosek pojawia się taka feudalna scena.
  • W Sochach kamień na kamieniu nie został. Tylko niebo i ziemia...

Zobacz też: