Jean-Paul Sartre
Wygląd
Jean-Paul Sartre (1905–1980) – francuski powieściopisarz, dramaturg, eseista i filozof, noblista.
Byt i nicość
[edytuj]- Byt dla siebie (…) jest tym, czym nie jest, nie będąc tym, czym jest.
- Źródło: cz. IV, rozdz. I
- Człowiek jest skazany na wolność.
- L’homme est condamné à être libre. (fr.)
- Źródło: cz. IV, rozdz. I
- Zobacz też: człowiek
Mdłości
[edytuj](fr. La nausée; PIW, Wrocław, 1974, tłum. Jacek Trznadel)
- A może chodzi o to, że żyję samotnie? Ludzie mający towarzystwo przywykli widzieć się w lustrze takimi, jakimi widzą ich przyjaciele. Nie mam przyjaciół: czy dlatego moja skóra jest taka naga? Można by powiedzieć – tak, można by powiedzieć, że to natura bez ludzi.
- Ale dla mnie nie ma ani poniedziałku, ani niedzieli: są tylko dni popychające się w bezładzie.
- Chciałem, aby chwile mojego życia szły po sobie i porządkowały się, jak chwile życia, które sobie przypominamy. To tak, jakbyśmy chcieli złapać czas za ogon.
- Coś mi się stało, teraz nie ma już wątpliwości. Przyszło jakby choroba, nie jak zwykła pewność i nie jak coś oczywistego. Umieściło się podstępnie, po trochu; poczułem się nieco dziwnie, nieco skrępowany, i to wszystko. Potem, już we mnie, przycupnęło, bez ruchu, i mogłem sobie tłumaczyć, że nic mi nie jest, po prostu fałszywy alarm. Ale teraz to znowu postępuje.
- Gdzie miałbym trzymać swoją przeszłość? Nie można jej włożyć do kieszeni; trzeba mieć dom, żeby ją tam ułożyć.
- Istnieje jednak pewne ciekawe zdarzenie, które przytacza Segur, a które wydaje mi się prawdziwe: „W roku 1787 w pewnej oberży koło Moulins umierał stary człowiek, filozoficznie wykształcony, przyjaciel Diderota. Księża okoliczni opadali z sił: próbowali wszystkiego – nadaremnie; człowiek ten odmawiał przyjęcia ostatnich sakramentów, był panteistą. Pan de Rollebon, który zatrzymał się przejazdem i który w nic nie wierzył, założył się z proboszczem z Moulins, że w niecałe dwie godziny skłoni chorego do uczuć chrześcijańskich. Proboszcz przyjął zakład i przegrał: wzięty w obroty o trzeciej nad ranem, chory wyspowiadał się o piątej i umarł o siódmej. «Jest pan taki mocny w przekonywaniu? – zapytał proboszcz – przewyższa pan księży»? «Nie dyskutowałem – odpowiedział pan Rollebon – nastraszyłem go piekłem.»”
- Ja nie mam kłopotów, mam pieniądze jak rentier, nie mam szefa, żony ani dzieci; istnieję, to wszystko. A ten kłopot istnienia jest tak nieokreślony, tak metafizyczny, że się go wstydzę.
- Ja żyję sam, zupełnie sam. Nigdy z nikim nie rozmawiam; nic nie otrzymuję, nic nie daję.
- Jeszcze trochę i wpadłbym w pułapkę lustra. Unikam go, ale za to wpadam w pułapkę Służby. bezczynny, ze zwieszonymi rękami przybliżam się do okna. Budowa, Płot, Stary Dworzec. - Stary Dworzec, Płot, Budowa. Ziewam tak szeroko, że łzy napływają mi do oczu. W prawej ręce trzymam fajkę, a w lewej paczkę z tytoniem. Trzeba by nabić fajkę. Ale nie mam odwagi. Ręce mi opadają, przyciskam czoło do szyby.
- Jest południe, czekam na godzinę snu. (Na szczęście sen mnie nie opuszcza.) Za cztery dni zobaczę Anny. To w tej chwili jedyna racja mego życia. A potem? Kiedy Anny mnie opuści? Wiem dobrze, na co liczę w skrytości: liczę, że już mnie nigdy nie opuści.
- Kiedy byłem mały, ciotka Bigeols mówiła: „Jak będziesz za długo patrzył w lustro, zobaczysz małpę.” Widocznie patrzyłem jeszcze dłużej: to, co widzę, jest poniżej małpy, na pograniczu świata roślinnego, na poziomie polipów.
- Kiedy chce się zrozumieć jakąś rzecz, trzeba się umieścić naprzeciw niej, samemu, bez żadnej pomocy; cała przeszłość świata nie przydaje się tu na nic. A potem rzecz znika i to, co się zrozumiało, znika wraz z nią.
- Kochamy się na prawach wzajemności. Jej to sprawia przyjemność (potrzebuje co dzień mężczyzny i ma jeszcze wielu innych poza mną), ja zaś oczyszczam się w ten sposób z pewnej melancholii, której przyczyna jest mi aż za dobrze znana.
- Mam chęć wyjść, pójść gdziekolwiek, gdzie rzeczywiście byłbym na swoim miejscu, gdzie bym dobrze przystawał. Ale nie ma nigdzie takiego miejsca; jestem zbędny.
- Mam jakąś pewność... fizyczną. Czuję, że nie ma doskonałych chwil. Czuję to nawet w nogach, gdy idę. Czuję to cały czas, nawet kiedy śpię. Nie mogę o tym zapomnieć. Nigdy nie było nic takiego, co można by nazwać objawieniem; nie mogę powiedzieć, że od takiego a takiego dnia, od tej godziny, moje życie uległo zmianie. Ale teraz czuję się przez cały czas trochę tak, jakby mi to nagle wczoraj objawiono. Jestem porażona, czuję się źle, nie mogę się przyzwyczaić.
- Marzyłem niejasno o zgładzeniu siebie, aby unicestwić jedno przynajmniej z tych przesadnych istnień. Ale nawet moja śmierć byłaby zbyteczna. Mój zbyteczny trup, moja krew na tych kamieniach, pomiędzy tymi roślinami, w głębi tego uśmiechniętego parku. A wyżarta skóra byłaby zbyteczna w tej ziemi, która by ją przyjęła, a moje kości wreszcie oczyszczone, odarte z powłoki, czyste i schludne jak zęby, byłyby też zbyteczne: byłem zbyteczny na całą wieczność.
- Może zobaczę ją za dziesięć lat. A może widzę ją po raz ostatni. To nie jest tylko przygnębienie z powodu rozstania; czuję straszliwy lęk, że znajdę się znów w samotności.
- Myślałem o samobójstwie. Powstrzymywało mnie tylko to, że nikt, absolutnie nikt nie wzruszy się moją śmiercią, że w śmierci będę jeszcze bardziej samotny niż w życiu.
- Na papierowym obrusie jest słoneczne kółko. W kółku chodzi mucha, ociężała, grzeje się, ociera przednie łapki jedną o drugą. Oddam jej przysługę i rozgniotę ją. Nie widzi, jak wychyla się ten potężny paluch, którego złote włosy błyszczą w słońcu. „Niech pan jej nie zabija!” – wykrzyknął Samouk. Chrzęst, z brzucha wylatują maleńkie białawe wnętrzności; uwolniłem ją od istnienia.
- Nie chcę myśleć... Myślę, że nie chcę myśleć. Nie powinienem myśleć, że nie chcę myśleć. Bo to także jest myślą.
- Nie chcę tajemnic ani stanów duszy, ani rzeczy niewymawialnych, nie jestem dziewicą ani księdzem, żeby się bawić w życie wewnętrzne.
- Nie miałem prawa istnieć. (…) Istniałem jak kamień, roślina, mikrob.
- Nie wierzę w Boga; nauka zaprzeczyła jego istnieniu. Ale w obozie internowanych nauczyłem się wierzyć w ludzi.
- Po raz pierwszy męczy mnie, że jestem sam. Chciałbym komuś opowiedzieć, co się ze mną dzieje, nim nie będzie za późno, zanim nie zaczną się mnie bać mali chłopcy.
- Rzadko się zdarza, aby samotny człowiek miał ochotę się śmiać.
- „Skończyłam się...” – powtarza ciężko. I co mogę jej odpowiedzieć? Czy znam racje życia? Nie jestem zrozpaczony jak ona, ponieważ nie oczekiwałem zbyt wiele. Jestem raczej... zdumiony wobec tego życia, które mi zostało dane – dane na nic.
- Straciłem pierwsze rozdanie. Chciałem zagrać drugie i straciłem je także: przegrałem partię. Jednocześnie dowiedziałem się, że przegrywa się zawsze. Tylko bydlaki wierzą, że wygrywają. Teraz będę żyć, jak Anny, skończony facet. Będę jeść i spać. Spać, jeść. Istnieć powoli, łagodnie, jak te drzewa, jak kałuża wody, jak czerwona ławeczka w tramwaju.
- Tak bardzo zależy mi na każdej chwili: wiem, że jest jedyna niezastąpiona - a przecież nie uczynię żadnego ruchu, aby po wstrzymać ją przed zapadnięciem się w nicość. Ta ostatnia minuta w Berlinie, w Londynie - w ramionach tej napotkanej przedwczoraj kobiety - minuta, którą kocham namiętnie, z kobietą, którą prawie już kocham - musi minąć, wiem o tym. Za chwilę wyjadę do innego kraju. Nie odnajdę tej kobiety, nigdy nie odnajdę tej nocy. Pochylam się nad każdą sekundą, próbuję ją wyczerpać; nie dzieje się nic, nic, czego bym nie pochwycił, czego bym na zawsze nie utrwalił w sobie: ulotnej czułości tych pięknych oczu, hałasów na ulicy, fałszywej jasności świtu: a przecież minuta upływa i nie zatrzymuję jej, lubię jej przemijanie.
- To niezwykłe, jak można kłamać, przyznając sobie rację.
- Trawię z trudem, przy kaloryferze, wiem z góry, że dzień jest stracony. Nic mi się nie uda dobrze zrobić, może dopiero z zapadnięciem nocy. To z powodu słońca; wyzłaca niewyraźnie brudne białe mgły, wiszące w powietrzu nad budową, wlewa się do pokoju, jasne, blade, rozpościera na stole cztery matowe i fałszywe plamy.
- Trzeba jednak dokonać wyboru: żyć czy opowiadać.
- Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie, na to, co się chce robić.
- Wolałbym się powiesić niż jeść z nim obiad.
- Wpół do drugiej. Siedzę w cafe Mably, jem kanapkę, wszystko jest prawie normalne.
- Wszyscy jesteśmy tutaj, aby jeść i pić dla zachowania naszego drogocennego istnienia, a nie ma nic, nic, żadnej racji istnienia.
- WTOREK
Nic. Istniałem.
- W lustrze ukazał się szary przedmiot. Zbliżam się i spoglądam, nie mogę już odejść. To odbicie mojej twarzy. Często stoję i przyglądam się mu w taki przegrany dzień. Nic nie rozumiem z tej twarzy. Twarze innych mają sens. Ale nie moja. Nie mogę nawet zdecydować, czy jest ładna, czy brzydka. Myślę, że jest brzydka, bo tak mi powiedziano. Ale nie uderza mnie to. Szczerze mówiąc, jestem nawet zdumiony, że można jej przypisywać takie właściwości, to tak jakby określać jako piękny czy brzydki kawałek ziemi lub blok skalny.
- Żona dłubie w swoim talerzu. To czterdziestoletnia blondynka z czerwonymi i jedwabistymi policzkami. Pod satynową bluzką ma ładne twarde piersi. Przy każdym posiłku wytrąbi butelkę czerwonego wina, jak mężczyzna. Będę czytał Eugenię Grandet. Nie dlatego, żeby mi to sprawiało wielką przyjemność: trzeba jednak coś robić.
Słowa
[edytuj]- Ażebym uzyskał pewność, iż uwieczni mnie rodzaj ludzki, włożono mi do głowy, że rodzaj ów nie skończy się nigdy. Zgasnąć w nim równało się narodzinom i przekształceniu w nieskończoność, ilekroć jednak wykładał mi ktoś hipotezę, że pewnego dnia jakiś kataklizm mógłby zniszczyć naszą planetę, zdejmowała mnie trwoga, choćby miało to nastąpić za pięćdziesiąt tysięcy lat; i dziś jeszcze, zawiedziony, nie potrafię myśleć bez lęku, że słońce kiedyś wystygnie. To że moi współplemieńcy zapomną o mnie na drugi dzień po moim pogrzebie, nie obchodzi mnie raczej; dopóki żyć będę, będę ich nawiedzał nieuchwytny, nie nazwany, obecny w każdym tak jak we mnie obecne są miliardy zmarłych, których nie znam, ale których chronię przed unicestwieniem. Gdyby jednak ludzkość znikła, zabiłaby swoich zmarłych na dobre.
- Bóg potrafiłby wybawić mnie z kłopotu – byłbym arcydziełem podpisanym; zapewniony, że gram swoją partię w koncercie powszechnym, czekałbym cierpliwie aż objawi mi swoje zamysły i moją nieodzowność.
- Dogmatyk, wątpiłem o wszystkim oprócz jednego – że jestem wybrańcem wątpienia, odbudowywałem jedną ręką to, co burzyłem drugą, a niepokój uważałem za gwarancję swojego bezpieczeństwa; byłem szczęśliwy.
- Zob. też: dogmatyk
- Lubiłem się podobać, chciałem brać kąpiele kultury, naładowywałem się co dzień tym, co uświęcone.
- Moja prawda, mój charakter i moje imię były w rękach osób dorosłych; nauczyłem się widzieć siebie ich oczyma; byłem dzieckiem, owym potworem, którego dorośli fabrykują ze swoich niedosytów.
- Myślałem, że poświęcam się Literaturze, gdy tymczasem – naprawdę – wstępowałem do zakonu.
- Na mojej napowietrznej wyspie byłem najpierwszy i niezrównany – spadłem do ostatniego rzędu, kiedy podporządkowano mnie prawom ogólnym.
- Nauczano mnie Historii Świętej, Ewangelii, katechizmu, ale nie dawano mi środków do zdobycia wiary; w rezultacie zrodził się bezład, który stał się moim ładem indywidualnym.
- Nigdy nie uważałem się za szczęśliwego właściciela „talentu”, jedyną moją troską było ratować się – puste ręce, pusta kieszeń – pracą i wiarą.
- Robak niemrawy, bez wiary, bez praw, bez rozumu i celu, chroniłem się w komedię rodzinną, wiercąc się, biegając, przeskakując od oszustwa do oszustwa.
- Trzeba jednak było poinformować mnie jakoś o pisarzach. Dziadek uczynił to taktownie, bez entuzjazmu. Wyuczył mnie nazwisk ludzi sławnych; w samotności recytowałem bezbłędnie ich listę, od Hezjoda do Wiktora Hugo; byli to Święci i Prorocy.
- Zobacz też: pisarz
- W moim szaleństwie lubię to, że już od pierwszego dnia chroniło mnie przed zwodzicielstwem „elity”.
- Znalazłem swoją religię, nic ponad książkę nie wydawało mi się ważniejsze. Bibliotekę poczytywałem za świątynię.
- Zobacz też: religia
- Zniszczone, zatarte, upokorzone, zapędzone w kąt, przemilczane – wszelkie cechy dziecka przetrwały u człowieka pięćdziesięcioletniego. Najczęściej rozpływają się w cieniu, czatują; wystarczy chwila nieuwagi, żeby podniosły głowę i pod przebraniem weszły w pełne światło.
Inne
[edytuj]- Absurdem jest, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy.
- Źródło: pwn.pl
- Aby czynić dobro, nie czekaj na okazje szczególne.
Próbuj wykorzystać zwyczajne sytuacje.- Zobacz też: dobro
- Być może istnieją czasy piękniejsze, ale te są nasze.
- Zobacz też: piękno
- Czas jest larwą wieczności.
- Człowiek skazany jest na to, by być wolnym. Skazany, nie stworzył bowiem samego siebie, a mimo wszystko jest wolny. Kiedy już raz rzucony zostanie w świat, jest odpowiedzialny za wszystko, co robi.
- Źródło: Jostein Gaarder, Świat Zofii. Cudowna podróż w głąb historii filozofii, tłum. Iwona Zimnicka, Warszawa 1995, s. 493, 494.
- Człowiek jest takim, jakim jest jego działanie. Człowiek nie jest niczym innym, niż jego życie.
- Człowiek może był kiedyś dobry, ale z pewnością było to bardzo dawno.
- Człowiek nie jest nigdy tak piękny jak wtedy, gdy prosi o przebaczenie lub gdy sam przebacza.
- Człowiek to byt, który aspiruje do bycia Bogiem (…). Być człowiekiem to dążyć do bycia Bogiem, albo jeśli kto woli, człowiek jest w sposób fundamentalny pragnieniem bycia Bogiem.
- Zobacz też: Bóg
- Dzieci i zegarków nie można stale nakręcać, trzeba im dać też czas do chodzenia.
- Egzystencja wyprzedza esencję.
- Źródło: Jostein Gaarder, Świat Zofii. Cudowna podróż w głąb historii filozofii, op. cit., s. 492.
- Egzystencjalizm jest humanizmem.
- Źródło: Jostein Gaarder, Świat Zofii. Cudowna podróż w głąb historii filozofii, op. cit., s. 492.
- Faszyzmu nie wyróżnia liczba jego ofiar, lecz sposób ich zabijania.
- Źródło: Ben Dupré, 50 wielkich teorii, które powinieneś znać, Warszawa 2011 s. 170.
- Grzeczność jest odblaskiem moralności.
- Zobacz też: moralność
- Humor nie jest darem ducha, lecz serca.
- Istotną i konieczną cechą wolności jest to, iż jest usytuowana.
- Źródło: Czym jest literatura? Wybór szkiców krytycznoliterackich, 1947
- Kobieta nigdy nie wie, czego chce, ale nie spocznie, dopóki celu nie osiągnie.
- Zobacz też: kobieta
- Karabin składa się z trzech części. Szkoda, że je połączono.
- Kiedy widzi się, do czego doprowadziła współczesna medycyna, pytamy siebie mimo woli: ile pięter ma śmierć?
- Zobacz też: medycyna
- Kobiety żyją w przekonaniu, że mężczyźni, którzy umieją obchodzić się z pieniędzmi, umieją także obchodzić się z kobietami.
- Zobacz też: mężczyzna
- Kto bywa wychowywany dla epoki, jest gorszy niż epoka.
- Kto chce kochać ludzi, musi mocno nienawidzić to, co ich zniewala.
- Kto wierzy w obecność dobra w drugim człowieku, rozbudza je w nim.
- Ludzie żyjący w społeczeństwie nauczyli się postrzegać siebie w lustrach, tak, jak są postrzegani przez swych przyjaciół. Ja nie mam przyjaciół. Czy dlatego moje ciało jest całkiem odsłonięte?
- Małżeństwo – w wielu wypadkach długoletni podwójny areszt bez okresu próbnego i odroczenia kary, zaostrzony przez post i wspólne legowisko.
- Nadzieja jest najcenniejszą towarzyszką życia.
- Źródło: Leksykon złotych myśli, wyboru dokonał Krzysztof Nowak, Warszawa 1998.
- Zobacz też: nadzieja
- Najpełniejsza istota ludzka naszych czasów.
- L’être humain le plus complet de notre époque. (fr.)
- Opis: o Erneście „Che” Guevarze.
- Źródło: Olivier Poujade, Mai-68 : sous les pavés, la place du Che, radiofrance. fr
- Nie miałem nigdy stosunku z kobietą: uważałbym się za okradzionego. Prawda, że się niby na nie włazi, ale za to one pochłaniają ci genitalia swoją wielką, obrośniętą gębą i, jak słyszałem, wygrywają zwykle na tej zamianie, i to niewąsko. Ja tam niczego od nikogo nie chcę, ale dawać też nie zamierzam. Albo, jeśli już, to musiałbym sobie znaleźć jaką zimną i pobożną niewiastę, która robiłaby to ze wstrętem. W pierwszą sobotę każdego miesiąca chodziłem z Leą do małego pokoiku w hotelu Duquesne. Rozbierała się, a ja na nią patrzyłem, nie dotykając jej nawet. Czasami spuszczałem się w spodnie na miejscu; kiedy indziej miałem czas wrócić do domu i samemu dokończyć dzieła.
- Źródło: opowiadanie Herostrates ze zbioru opowiadań Mur.
- Nie można całe życie uważać za idiotyzm wszystkiego, co robią komuniści, i jednocześnie przykładać do tego rękę.
- Zobacz też: komunizm
- Nie powinniśmy odbierać nadziei robotnikom z Billancourt.
- Il ne faut pas désespérer Billancourt. (fr.)
- Opis: w ten sposób Sartre uzasadnił odmowę przyjęcia do wiadomości potępienia stalinizmu przez Nikitę Chruszczowa, mając na myśli, że ujawnianie całej prawdy o rzeczywistości w ZSRR może zaszkodzić idei komunistycznej (1956). Billancourt było siedzibą dużej fabryki Renault pod Paryżem, stanowiącej jedno z silnych centrów aktywności komunistycznej we Francji.
- Odpowiedzialność nie jest afirmacją czegoś zewnętrznego, jest zwykłym wymogiem logicznym wypływającym z naszej wolności.
- Źródło: Leksykon złotych myśli, wyboru dokonał Krzysztof Nowak, Warszawa 1998.
- Zobacz też: wolność
- Odrzucanie zasad to także zasada.
- Piekło to inni.
- L’enfer c’est les autres (fr.)
- Źródło: Przy drzwiach zamkniętych
- Zobacz też: piekło
- Szczęściem jednego człowieka jest drugi człowiek.
- Sztuka jest zaiste nie chlebem, lecz winem życia.
- Zobacz też: sztuka
- Terroryzm to straszna broń, ale uciskani nie mają innej.
- Opis: komentarz po zamachu na izraelskich sportowców podczas olimpiady w Monachium w 1972 roku.
- Zobacz też: terroryzm
- To dziwne. Czułem się mniej samotny, kiedy cię nie znałem.
- Źródło: Muchy
- Wolność polega na tym, aby śmiało rozpatrywać każdą sytuację w jaką wpakuje nas życie i brać na siebie wszelką wynikłą stąd odpowiedzialność.
- Wspomnienie jest jedynym rajem, z którego nikt nas nie może wypędzić.
- Zobacz też: wspomnienie
- Wszystkie uczucia w tym są szczególne, iż wierzymy, że tylko my je odczuwamy.
- Wy, Europejczycy, gardzicie Afryką i Azją
nazywacie nas, zdaje się, barbarzyńcami,
ale kiedy zwabieni żądzą i chciwością
najeżdżacie nasze kraje,
wtedy bez litości łupicie, torturujecie, mordujecie.
I kto wtedy jest barbarzyńcą?
Kim wtedy jesteście o Grecy,
tak dumni ze swojej kultury?- Źródło: Trojanki według Eurypidesa, tłum. Jerzy Lisowski
- Zamiarem człowieka XX wieku, jest stać się bogiem.
- Żyd to człowiek, którego inni uważają za Żyda.
- Le Juif est un homme que les autres tiennent pour juif. (fr.)
- Źródło: Rozważania o kwestii żydowskiej (1946)
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Ladacznica z zasadami.
- La putain respectueuse. (fr.)
- Opis: dosłowne tłumaczenie to: „pełna szacunku kurwa” lub też: „kurwa honorna”.
- Źródło: tytuł dramatu, 1946, tłum. Jan Kott
O Jeanie-Paulu Sartrze
[edytuj]- Sartre był archetypem tego rodzaju mężczyzn, których uznano w latach sześćdziesiątych za męskich szowinistów. Zmierzał do odtworzenia w swoim dorosłym życiu „raju” wczesnego dzieciństwa, kiedy to w pełnym zapachu perfum buduarze był ośrodkiem uwielbienia otaczających go kobiet.
- Autor: Paul Johnson, Intelektualiści
- L’Existentialisme est-il l’humanisme czytałem dawno i nieuważnie, ale wiem, że ontologiczna niemoc, że fatalna odwrotność zamiarów i skutków, że ślepota tragedii, że znikąd pomocy ani sprawiedliwości, że los to gorzka samotność. Lecz mimo to Sartre zaleca angażowanie się, postawę czynną, przeświadczenie o własnej wartości, jednostkową rację bytu. I wybór. On sam wybrał mycie nóg komunistom, zeskrobywanie krwawego gnoju z ich obcasów, którymi wgniatają mózgi w błoto. A co ma zrobić ten, kto właśnie wybiera całkiem inaczej? Można udawać idiotę, ale o tym Sartre nie wspomina. Chaos krzywdzi, to wiemy, ale także może być błogosławionym schronieniem dla dobrych wyroków Bożych.
- Autor: Leopold Tyrmand, Dziennik 1954
- Mówił, że urzeka go uwodzenie, kobiety raczej lubił pieścić niż odbywać z nimi stosunki. Uważał się za masturbatora kobiet. Miał do nich złożone uczucia, w młodości czuł się zdradzony przez matkę, którą uwielbiał, a która po raz drugi wyszła za mąż, za mężczyznę, którego nie znosił. Upokarzały go piękne kobiety, które nie chciały być jego kochankami, kiedy był młody i nieznany. Z Simone stanowili raczej związek dusz niż ciał.
- Autor: Konrad Szczęsny
- Źródło: viva.pl
- Całe życie działał jak cholera. Nie zawsze z sensem, komunistów też popierał, no ale działał no. Nawet Nobla dostał, tylko, że odmówił przyjęcia. Bo twierdził, że ograniczałoby to jego wolność jako człowieka czy coś. No kurcze facet dostał wylewu i przez wiele lat był ślepy, a dalej działał i pisał. No jakby wszystko nie miało sensu, to po co miałby się męczyć nie?
- Jean-Paul Sartre nie grzeszył urodą. Był niski, mierzył zaledwie 150 cm, do tego zezowaty i krótkowzroczny, miał odstające uszy i krzywe zęby, pożółkłe od palonych hurtowo papierosów. Złośliwi porównywali go do zaślinionej ropuchy. W dodatku, choć pochodził z burżuazyjnej rodziny i nie brakowało mu pieniędzy, nie przywiązywał najmniejszej wagi do stroju czy higieny osobistej. Mimo niedostatków fizjonomii, nie narzekał na brak powodzenia. Kobiety uwodził intelektem. Potrafił z nimi rozmawiać, wykazywał zainteresowanie, pytał o ich ambicje i pragnienia, z zapałem słuchał. Simone, której ojciec skąpił tak czasu, jak czułości, straciła dla Sartre’a głowę właśnie dzięki uwadze, jaką jej poświęcał. Ale też dzięki jego nieprzeciętnemu intelektowi.
- Autorka: Natalia Jeziorek
- Źródło: vogue.pl
- Jego myśl oddziałuje na mnie z coraz większą mocą. Podziwiam go i jestem mu wdzięczna za to, jak szczodrze się udziela.
- Autorka: Simone de Beauvoir
- Źródło: dziennik Simone.