Władysław Kisielewski: Różnice pomiędzy wersjami
nowe |
"leśne dziadki" |
||
Linia 10: | Linia 10: | ||
** Zobacz też: [[chwila]], [[życie]] |
** Zobacz też: [[chwila]], [[życie]] |
||
==''Z Torunia do Londynu podróż z przeszkodami''== |
|||
<small>(Iskry, Warszawa 1956)</small><br /> |
|||
* ''Leśne dziadki''<br /> |
|||
Z lesnej gęstwiny wyłoniła się spora gromadka jakichś dziwnych stworów i szła prosto na nas. (…) <br /> |
|||
Były one ubrane w wojskowe mundury. W kieszenie i za pasy miały pozatykane ogromne gałęzie. Na czapkach sterczały im korony uwite z gałązek sosny, a w rękach nieśli tobołki owinięte w liście.(…)<br /> |
|||
Byli to sztabowcy z generałem na czele, którzy w obawie przed atakami „Luftwaffe” poprzebierali sie za drzewka, czyli zamaskowali. (…)<br /> |
|||
– To były leśne dziadki! – zakrzyknęli żołnierze.<br /> |
|||
Nie przypuszczałem wówczas, ze okrzyk ten wejdzie do historii i będzie nam towarzyszył przez całą wojenną tułaczkę, stając się synonimem wszystkich sanacyjnych wyższych oficerów. |
|||
** Źródło: s. 35-27 |
|||
{{DEFAULTSORT:Kisielewski, Władysław}} |
{{DEFAULTSORT:Kisielewski, Władysław}} |
Aktualna wersja na dzień 10:25, 22 lut 2019
Władysław Kisielewski (1907–1977) – polski publicysta i prozaik, autor książek o tematyce głównie wojennej (lotniczej i partyzanckiej).
Echa Świętokrzyskich Gór[edytuj]
(Nasza Księgarnia, Warszawa 1962)
- (…) nagle Bronkowi przypomniała się rozmowa, jaką kilka dni temu prowadził z jego ojcem ranny żołnierz polski.
„Schowajcie to – mówił podając krótki, kawaleryjski karabinek. – Mnie już nie będzie potrzebny – dodał po chwili, spoglądając na swoje potrzaskane nogi – a wam może się przydać”.
„Mnie na co?” – wzbraniał się ojciec.
„Na co? Na Niemców – padła odpowiedź. – Żebyście mieli się czym bronić, jak przyjdzie zła godzina”.
- Nie da się zliczyć chwil mierzonych długością życia i nigdy nie wiadomo, ile one trwały – mgnienie oka czy wieczność?
Z Torunia do Londynu podróż z przeszkodami[edytuj]
(Iskry, Warszawa 1956)
- Leśne dziadki
Z lesnej gęstwiny wyłoniła się spora gromadka jakichś dziwnych stworów i szła prosto na nas. (…)
Były one ubrane w wojskowe mundury. W kieszenie i za pasy miały pozatykane ogromne gałęzie. Na czapkach sterczały im korony uwite z gałązek sosny, a w rękach nieśli tobołki owinięte w liście.(…)
Byli to sztabowcy z generałem na czele, którzy w obawie przed atakami „Luftwaffe” poprzebierali sie za drzewka, czyli zamaskowali. (…)
– To były leśne dziadki! – zakrzyknęli żołnierze.
Nie przypuszczałem wówczas, ze okrzyk ten wejdzie do historii i będzie nam towarzyszył przez całą wojenną tułaczkę, stając się synonimem wszystkich sanacyjnych wyższych oficerów.
- Źródło: s. 35-27