Dzieci Zamojszczyzny: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Usunięta treść Dodana treść
dodano cytat
dodano cytat
Linia 29: Linia 29:
** Autor: Zdzisław Wróbel
** Autor: Zdzisław Wróbel
** Źródło: [https://dorzeczy.pl/historia/45145/Aktion-Zamosc-gehenna-polskich-dzieci.html ''Aktion Zamość – gehenna polskich dzieci''], dorzeczy.pl, 23 października 2017.
** Źródło: [https://dorzeczy.pl/historia/45145/Aktion-Zamosc-gehenna-polskich-dzieci.html ''Aktion Zamość – gehenna polskich dzieci''], dorzeczy.pl, 23 października 2017.

* Koło łaźni i w jej przedsionku tłoczno od zbitych gromad kobiet i dzieci; to transport z pacyfikowanej Zamojszczyzny. Wstrząsający jest widok tego tłumu matek z dziećmi. Kobiety nie wiedzą, po co je tu spędzono, boją się, dzieci płaczą na głos, co do wściekłości doprowadza dozorujących Niemców, którzy poczynają bić po głowach, krzycząc ochrypłymi głosami. Dopiero po przyjściu pielęgniarek udaje się po chwili uspokoić jako tako przerażone i ogłupiałe kobiety. – Nie płaczcie, kochane! Im więcej krzyczeć będziecie, tym bardziej „oni” bić was będą. Najboleśniejszy jest widok dzieci. Śliczne szafirowe czy piwne oczy teraz łzami zalane, buzie ściągnięte w podkówkę, całe ciałko drży z lęku. Są już także między nimi dzieci ciężko chore.
** Autor: Zofia Pawłowska
** Opis: więźniarka [[Lublin (KL)|Majdanka]] o transporcie dzieci Zamojszczyzny do obozu Majdanek KL.
** Źródło: [https://dorzeczy.pl/historia/45145/Aktion-Zamosc-gehenna-polskich-dzieci.html Agnieszka Jaczyńska, ''Aktion Zamość – gehenna polskich dzieci]], dorzeczy.pl, 23 października 2017.


* Mnie tam rozebrali. W oczy mi zajrzał lekarz. Ręce mi kazał podnieść… Oczy niebieskie miałem. Zawiesili mi na szyi tabliczkę. Nadawałem się do Rzeszy, do Reichu, do zniemczenia.
* Mnie tam rozebrali. W oczy mi zajrzał lekarz. Ręce mi kazał podnieść… Oczy niebieskie miałem. Zawiesili mi na szyi tabliczkę. Nadawałem się do Rzeszy, do Reichu, do zniemczenia.

Wersja z 21:33, 18 mar 2018

Dziecko Zamojszczyzny Czesława Kwoka 14 lat nr obozowy 26947. Zamordowana w Auschwitz 12 marca 1943

Dzieci Zamojszczyzny – dzieci polskich rodzin mieszkających na Zamojszczyźnie, które podczas II wojny światowej Niemcy przymusowo wypędzali z domów rodzinnych.

  • 5 listopada 1947 r. O 9.30 rozprawa w sądzie i moje zeznania. Duża sala, czternastu oskarżonych: w tym pięciu generałów SS (po cywilnemu) i kobieta. Rozwinąłem zwięzły rzeczowy obraz akcji wysiedleńczej na Zamojszczyźnie. Byłem jedynym świadkiem mówiącym o Zamojszczyźnie, o wysiedlaniu ludności, pacyfikacjach i akcji werbowania Volksdeutschów. I nie było we mnie ani odrobiny współczucia dla tych, co siedzieli na ławie oskarżonych.
  • Dzieci, które były wysiedlane w trzeciej fazie, trafiały latem 1943 roku do niemieckiego obozu koncentracyjnego na Majdanku. Z powodu panujących warunków w obozie śmiertelność była wysoka. Te dzieci stosunkowo krótko przebywały na Majdanku, właściwie tylko kilka tygodni, a śmiertelność sięgnęła ponad 10 procent. I tak gdy zimą na przełomie roku 1942 i 1943 panowały ogromne mrozy dziesiątkujące wysiedleńców, to latem 1943 roku upał przyczynił się do zwiększonej śmiertelności.
  • Dzień odbioru dzieci wyznaczono w niedzielę na godz. 11. Postąpiłem kilka kroków naprzód i jak mogłem najdostojniej, oznajmiłem wszystkim tym biedakom, że na skutek starań Polskiego Komitetu Opieki władze niemieckie zgodziły się na wydanie dzieci miejscowemu Komitetowi Opieki. Komitet miejscowy gwarantuje rodzicom, że dzieci będą pod należytą opieką do czasu odebrania ich przez rodziców lub osoby upoważnione. Spojrzałem na ten zmaltretowany tłum i – o zgrozo – nikt się nie ruszył! Kilka matek z dziećmi na rękach w przodzie jakby mocniej do piersi przyciskały swoje pociechy. Raz jeszcze zabrałem głos, by się zastanowili i zawierzyli nam, Polakom. Wtedy jedna przyciskająca do piersi swe dziecko zdecydowała oddać swoje pisklę. To był początek, za nią poszła druga i trzecia. Łączna ilość dzieci wyrwanych z obozu zwierzynieckiego wynosiła grubo ponad 400 maluchów.
  • Jak się powiesiło na drutach jakąś bieliznę, przepłukało się jakieś majteczki czy koszulę, to się ruszało, takie były wszy i pluskwy.
  • Jednego dnia zginęły 164 osoby, ja jedna pozostałam przy życiu. Niemcy nadeszli od strony Tworyczowa. Było ich około 40. Siostry moje ukryły się. Miałam wtedy 12 lat. Zabrali mnie z mamą i babcią. Musiałyśmy dojść do placu, na którym byli ludzie z dziećmi spędzeni z całej wsi. Niemcy przyszli na plac z trzema karabinami maszynowymi i ustawili je w kierunku ludzi. Wytworzyła się straszna panika. Niemcy zaczęli strzelać. Ja w tym czasie upadłam i schowałam głowę pod pachę mamy. Poczułam w pewnej chwili, jak między palcami przeleciała kula. Przestrzeliła mi buty i poparzyła nogi. Wreszcie ucichło strzelanie. Podniosła się wówczas jedna młoda kobieta i zaczęła prosić, by jej darowano życie. Niemiec jednak strzelił do niej. Podszedł do mnie hitlerowiec, położył rękę na plecach, badając, czy żyję. Czekałam z zapartym tchem. Myślałam, że mnie zabije. Przerzucił mnie kilka razy z miejsca na miejsce. Ja nie ruszałam się, więc odszedł. Po chwili wrócił, wziął mnie za kołnierz, przerzucił mnie na drugie miejsce. Przeleżałam na łące do nocy. Następnie rozpoczęłam poszukiwanie mamusi. Szukałam jej między trupami. Poznałam ją po serdaku. Krzyczałam – mamusiu, mamusiu.
  • Kiedy 1 lutego pociąg wjechał na stację w Siedlcach, na peronie ułożono 20 ciał. Pamiętam ten ogromny tłum. Ludzie dowiedzieli się, że jest już w drodze pociąg z dziećmi z Zamojszczyzny, i przyszli nas ratować. Panował nieopisany bałagan, byli lekarze, pielęgniarki, wielu ludzi miało opaski z czerwonym krzyżem, kolejarze próbowali wprowadzić ład. Ktoś poczęstował mnie zupą. Nigdy wcześniej ani później zwykła zupa tak mi nie smakowała.
  • Koło łaźni i w jej przedsionku tłoczno od zbitych gromad kobiet i dzieci; to transport z pacyfikowanej Zamojszczyzny. Wstrząsający jest widok tego tłumu matek z dziećmi. Kobiety nie wiedzą, po co je tu spędzono, boją się, dzieci płaczą na głos, co do wściekłości doprowadza dozorujących Niemców, którzy poczynają bić po głowach, krzycząc ochrypłymi głosami. Dopiero po przyjściu pielęgniarek udaje się po chwili uspokoić jako tako przerażone i ogłupiałe kobiety. – Nie płaczcie, kochane! Im więcej krzyczeć będziecie, tym bardziej „oni” bić was będą. Najboleśniejszy jest widok dzieci. Śliczne szafirowe czy piwne oczy teraz łzami zalane, buzie ściągnięte w podkówkę, całe ciałko drży z lęku. Są już także między nimi dzieci ciężko chore.
  • Mnie tam rozebrali. W oczy mi zajrzał lekarz. Ręce mi kazał podnieść… Oczy niebieskie miałem. Zawiesili mi na szyi tabliczkę. Nadawałem się do Rzeszy, do Reichu, do zniemczenia.
  • Na stacji w Siedlcach ofiarni kolejarze wyłuskali nas spod sterty brudnych chust i łachów. Sprawy fizjologiczne każdy załatwiał tam, gdzie stał. Marysia (starsza siostra) wspomina, że okrywała nas ubraniami osób, które już zamarzły. Gdy wyładowano nas w Siedlcach, Marysia oddała mnie na jedną z pierwszych dorożek wiozących dzieci do szpitala. Byłam w stanie agonii, szczękościsk, głodowy duży brzuszek, wycieńczenie, odleżyny wygryzione przez wszy aż do kości, na łopatkach i pupie. Marysia bała się, że pogubi siostry i co rodzice powiedzą na to.
  • Oddziały SS otaczały wioskę, ludzi pędzono pieszo lub dowożono furmankami do obozu przejściowego w Zamościu lub w Zwierzyńcu. A tu dochodziło do dantejskich scen. Oddzielano dzieci od rodziców, a następnie je segregowano.
  • Przez trzy tygodnie pracowałem w tym obozie (w Zamościu) jako furman. Codziennie wywoziłem wraz z innymi około 30 trupów dzieci, które były chowane na cmentarzu bez trumien. Gdy była zaś ciemna noc, bez względu na pogodę, wywoziliśmy dzieci same bez rodziców i bez starszych osób do pociągu, który stał koło rampy buraczanej. Gdzie później Niemcy te pociągi z samymi dziećmi wywozili, tego nie wiem.
  • Postawa ludności wszędzie była taka sama jak w Warszawie: gromady kobiet czekały godzinami na dworcach w Pabianicach, Zduńskiej Woli, Sieradzu i innych, aby zaopiekować się przejeżdżającymi dziećmi.
  • Rankiem 1 lipca 1943 roku Niemcy otoczyli szczelnie naszą wieś, która liczyła około 300 numerów i wszystkich po kolei wypędzali z gospodarstw na drogę. Gestapowcy, żandarmi, Ukraińcy w służbie niemieckiej z bronią w ręku wpadali do domów i dając kilka minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, nieco żywności, wyrzucali z domów wrzeszcząc i popychając kolbami karabinów.
  • Rodziny nie mogły po rozdzieleniu się widywać, ponieważ baraki były oddzielone drutem kolczastym. W najgorszych barakach, tzw. końskich, byli umieszczeni starcy, dzieci oraz ludzie niepełnosprawni. Gdy, któraś z matek podeszła do drutów i zobaczył ją strażnik obozowy, szczuł ją najpierw psem, a potem kopał do utraty przytomności.
  • Rozbieraliśmy się do pasa i pojedynczo podchodziliśmy do nich. Oni stali za stolikami. Kładliśmy ręce na stolik, a wtedy patrzyli nam w oczy, za uszy i na ręce. Rodzicom dawali kartki i szliśmy do następnego baraku. Zaczęli oddzielać dzieci od rodziców i wtedy zaczęło się piekło na ziemi. Dzieci trzymają matki za ręce, za spódnice, wracają, matki płaczą. A Niemcy rozwścieczeni krzyczą: „Odprowadzić, bo jak ci dam 25 nahajów, to cię zaraz szlag trafi”. Dzieci i tak wracały, a oni je popychali, odrzucali.
  • To było straszne! Zostaliśmy przewiezieni do Zamościa. Dopiero tam odnaleźliśmy się wszyscy. Warunki bytowe w tym obozie były straszne: jedno-piętrowe prycze z desek, wszędzie dużo dzieci, nawet na środku placu w błocie, w szmatach leżały dzieci. Niewiele pamiętam, może tylko płacz, smutek i głód.
  • To zdjęcie dziewczyny więźniarki szczególnie pamiętam, bo wyglądała rozbrajająco, taka młodziutka w ubiorze więźnia. Kiedy po niemiecku wywoływano numery więźniów, ta dziewczyna tego nie rozumiała, za co była bita pejczem przez esesmankę. Bito też ją w twarz.
  • W Oświęcimiu rozdzielono mnie z żoną. Słyszałem od ludzi, że urodziła żywe dziecko, które Niemcy za pomocą zastrzyku zabili. Żonę również Niemcy zabili. W transporcie, w którym mnie wieźli do Oświęcimia, było około 200 dzieci w wieku od 8 do 10 lat. Przez dwa miesiące były razem z dorosłymi, a później Niemcy zabrali je i ślad po nich zaginął.
  • W tym czasie widziałem naocznie, jak Niemcy odłączali dzieci od matek. To oddzielanie matek od ich pociech najbardziej mną wstrząsnęło. Najgorsze tortury, jakie zniosłem, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Niemcy zabierali dzieci, a w razie jakiegoś oporu, nawet bardzo nikłego, bili nahajami do krwi – i matki i dzieci. Wtedy w obozie rozlegał się pisk i płacz nieszczęśliwych. Nieraz matki zwracały się do Niemców z prośbą o żywność dla zgłodniałych i zmarzniętych dzieci. Jedyne, co mogły otrzymać, to uderzenie laską lub bykowcem. Widziałem, jak Niemcy zabijali małe dzieci (…) Warunki higieniczne były straszne. Wszy, brud, pchły, pluskwy wprost żywcem pożerały ludzi.
    • Autor: Leonard Szpuga, wysiedlony rolnik z Topólczy
    • Źródło: Roman Hrabar, Czas niewoli czas śmierci, Interpress, Warszawa 1979, s. 47
  • W tym czasie wyrzucono z domów w 279 wioskach około 110 tysięcy ludzi, w tym ok. 30 tysięcy dzieci. Z wysiedleńcami, a zwłaszcza z dziećmi Zamojszczyzny, zetknąłem się w 1943 roku, kiedy znalazłem się na terenie obozu koncentracyjnego na Majdanku jako więzień i byłem świadkiem, jak ginęli ludzie, ginęły dzieci.
  • Więźniowie obozu przejściowego w Zamościu, którzy przeżyli wojnę, wskazują na szczególne okrucieństwo zastępcy komendanta obozu SS-Unterscharführera Artura Schütza, nazywanego przez dzieci „Ne”. Ten były bokser zawodowy osobiście zabił wielu więźniów, zarówno dorosłych, jak i dzieci. Podobne doświadczenia wywarły trwały wpływ na ich psychikę, traumatyczne przeżycia często pozostawiły nieodwracalne zmiany w ich osobowości. Strach i przerażenie potęgowane były widokiem zrozpaczonych oraz bezradnych rodziców.
  • Wstrząsające są relacje ówczesnych 8-, 10-latków, które siłą odrywane od rodziców nierzadko były świadkami ich śmierci, a same pozbawione opieki i troski, narażone na okrucieństwa ze strony strażników, doznawały ogromnego wstrząsu psychicznego.
  • Wyszukiwano te, które najbardziej swoim wyglądem zbliżone były do rasy niemieckiej. Potem przerzucano je w okolice Łodzi, szkolono i przekazywano do rodzin niemieckich. Ale znaczna część, wraz z dorosłymi, została wysłana na zagładę do obozów koncentracyjnych. Bardzo dużo dzieci zginęło w Auschwitz.
  • Z całego transportu wybrano około dziewięćdziesięciu kilku chłopców w wieku od ośmiu do czternastu lat (…). Przeprowadzono ich na blok dwudziesty i tam zostali zabici zastrzykiem przez podoficera sanitariusza Scharpego.

Zobacz też: