Rozbitkowie. Rzecz o paryskich kloszardach: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Usunięta treść Dodana treść
Gohgol (dyskusja | edycje)
nowy artykuł
(Brak różnic)

Wersja z 18:52, 21 lut 2014

Rozbitkowie. Rzecz o paryskich kloszardach - książka Patricka Declerck'a z 2001 roku. Tłumaczenie - Anna Głowacka i Jarosław Kaczmarek.

  • Jeśli o mnie chodzi, humor jest największym triumfem.
  • s.104
  • Czy to przez tchórzostwo, czy też przez beztroskę, dałem się wciągnąć w udział w wieczorze organizowanym przez starych przyjaciół. Moje kontakty z nimi ulegały powolnemu rozluźnieniu. Fragment umierającej przeszłości, którą wlecze się za sobą. Przyjaciele-Strzępy. Spotykamy się w ramach słodko-kwaśnej nostalgii. Pobożność nieco pokryta kurzem. Widzimy się tylko z daleka. Coraz dalej i dalej... Zażenowani, coraz bardziej niezręczni. Myśląc, wbrew samym sobie, że to zapewne po raz ostatni.
  • s.129
  • Istotą ludzkiego pożądania - twierdził Hegel - jest dopasowanie go do innych ludzkich pożądań. Inaczej mówiąc, ludzie w ostatecznym rachunku nie pożądają niczego innego niż tego, czego pragną inni ludzie. I tylko dlatego, że ci inni chcą tego właśnie... Rozpacz.
  • s.180
  • Zwracam tu właśnie uwagę na wysoce patogenny wymiar wykluczenia jako czynnika zdolnego zniekształcić psychiczne wnętrze jednostki. Śmiercionośna potęga wykluczenia działa na dwóch poziomach. Wyrzuca ludzi poza granice świata pracy i korzyści z niego płynących, skazuje ich na żałosną egzystencję, na cierpienie spowodowane złym odżywianiem i skrajnym wyczerpaniem, spotykanym w XIX wieku. Mechanizm wykluczenia potrafi jednak również zagnieździć się w sercach niektórych ludzi. Stają się oni wówczas swymi własnymi oprawcami, nieświadomie podtrzymującymi i wręcz reprodukującymi warunki, które doprowadzają ich do wykluczenia. (...) Wykluczenie działa wtedy jak wirus, który dostawszy się do serca człowieka, zmusza do pomnażania go w nieskończoność.
  • s.348
  • Przez marginalizację społeczną rozumiem zespół zachowań i psychicznych mechanizmów, dzięki którym osoba odwraca się od rzeczywistości i od kolei losu, by szukać zadowolenia, lub - a minima - ukojenia w "zagospodarowywaniu" tego, co najgorsze. Marginalizacja społeczna stanowi w tym sensie psychopatologiczny czynnik wykluczenia społecznego.
  • s.354
  • Zbyt często dominująca ideologia udzielanej pomocy, w swej karykaturalnej formie taniej psychoanalizy, na pierwszy plan wysuwa znaczenie rozmowy, nie troszcząc się zbytnio ani o jej sens, ani cel. (...) Mówienie, bez określenia ram, sensu, projektu, kompetentnego słuchacza, nie tylko nie ma wartości samo w sobie, ale również okazuje się natrętnym, poniżającym i rozpaczliwym przymusem dla tych, którzy są mu poddani.
  • s.360
  • Pod licznymi terapeutycznymi nakazami abstynencji, tak jak pod licznymi kontraktami dotyczącymi reintegracji, kryją się olbrzymie lekceważenie, ignorancja lub pogarda dla drugiej osoby, jej sposobu rozumowania, jej przyjemności, jej trosk, tego, co składa się, było nie było, na jej życie. "Pacjent musi tylko...". W rzeczywistości, kontrakty terapeutyczne cierpią z powodu paradoksu, który polega na tym, że opiekę nad chorym podejmuje się pod warunkiem, że zacznie on najpierw zdrowieć.
  • s.408
  • Niewyrażone i nieuświadomione reguły wymiany między opiekunem a podopiecznym decydują o tym, że potrzeby mogą być formułowane jedynie w kategoriach operacyjnych, wokół uchwytnego i dobrze określonego symptomu. Do tej roli doskonale nadaje się objaw tak widoczny jak uzależnienie od alkoholu. Mechanizm doprowadza zresztą do redukującego i skostniałego utożsamiania podopiecznego z wcześniej ukształtowanymi wyobrażeniami, które go dotyczą. W ten sposób pacjent o niejednoznacznym, złożonym, a nawet niemożliwym do uchwycenia problemie przekształca się w "chorego alkoholika", a to schorzenie jest już dobrze znane.
  • s.423
  • Opiekunowie muszą przezwyciężyć pragnienie uzdrawiania, jak i potrzebę zwalczenia lęku nonsensu poprzez ucieczkę w działanie. Czyli muszą wstąpić na trudną drogę niezbędnej ascezy: rozpocząć spokojną kontemplację pacjentów. Aby to uczynić, muszą pogodzić się ze swą niemocą i zrezygnować ze zwykłych źródeł gratyfikacji (zręczność i skuteczność techniczna, narcyzm wiedzy i umiejętności, prestiż społeczny, itp.). Potrzebują "ja" wystarczająco silnego, by móc spokojnie zrezygnować z siebie samych. Muszą wznieść się na poziom satysfakcji przewyższającej zadowolenie czerpane z wykonywania profesjonalnych gestów (...) Zrozumieć, że poza sferą tego, co jest do "zrobienia", istnieje inna przyjemność, a mianowicie estetyczne spojrzenie na człowieka w jego iście barokowej różnorodności. (...) Podopieczny jako "cel sam w sobie", nie musi robić nic więcej poza tym, żeby być dokładnie takim, jaki jest. To jego rozumowanie i jego rzeczywistość są najważniejsze.
  • s.438
  • Wielu myśli, że prawo dostarcza im (w końcu) upoważnienia do wyrażania nieświadomego sadyzmu, który zaspokaja się egzekwowaniem regulaminów. Prawo jest przecież prawem (...) dokonuje się w tym rozumowaniu przesunięcie terminu "prawo" na pole obejmujące banalne regulaminy. (...) Regulamin nie jest niczym więcej niż wyrazem wyboru pewnego organizacyjnego trybu.
  • s.446