Przejdź do zawartości

Patriarchat

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Sprzeciw wobec patriarchatu

Patriarchat – system społeczny, w którym władza, dziedziczenie i sukcesja przynależą do mężczyzn.

  • Formalnie prawo kunicy oznaczało opłatę, jaką trzeba było wnieść za zgodę na ślub włościanek. Ale wielu możnych rozumiało ten zwyczaj jako dowód, że mają prawo własności do ciał chłopek – co stanowiło podstawę obowiązkowej służby we dworze. Tak właśnie działa patriarchat: zwyczaj nakazuje przyjść do pana, poprosić o zgodę na ślub, a następnie jakoś okazać wdzięczność. Pan może oczywiście zachować się wielkodusznie, ale może też uznać, że chłop lub dziewczyna są mu coś winni. Patriarchalna władza wyrasta z tego niedomówienia.
  • Myślenie patriarchatu: człowiek jest albo mężczyzną, albo kobietą. Myślenie rasisty: jesteś biały albo czarny. Musi być jasne, kto stoi wyżej, a kto niżej. Stany pośrednie sugerowałyby, że ten podział nie jest naturalny. Ale myślę, że chodzi też o to, że człowiek ma potrzebę upraszczania rzeczy. Złożoność przeraża, zwłaszcza gdy jest nieusystematyzowana. Ja akurat jestem fanką złożoności. Tylko w złożoności jest wolność.
    • Autorka: Olivia Laing
    • Źródło: rozmowa Katarzyny Surmiak-Domańskiej, Obywatelka ludzkości, „Książki. Magazyn do czytania”, nr 4 (67), sierpień 2024.
  • Nie odebrałam Grand Pressa przede wszystkim dlatego, że na tydzień przed galą rozmawiałam przez telefon z totalnym martwiakiem – reprezentantem ginącego gatunku mężczyzn podtrzymujących bez żenady gnijące i rozpadające się teraz na naszych oczach struktury patriarchatu. I wciąż przeżywam skutki tej rozmowy, odczuwam je przede wszystkim w ciele. Wszystko mnie boli. Czuję się brudna, opluta, zhańbiona. Ale nie liżę ran, nawet ich sobie nie opatruję. Nie przemywam. Patrzę, jak w zranione miejsca wdaje się zakażenie. I z tego stanu zakażenia, które płynie nie od człowieka, z którym rozmawiałam, lecz z przemocowego aktu, jakiego na mnie dokonał, będę teraz mówić. Przekazywać, co mam społecznie do powiedzenia.
  • Obecny kryzys kapitalizmu nie jest, jak przekonuje Rafał Woś, kryzysem pracy, tylko jest kryzysem patriarchatu w krańcowej fazie rozkładu, i degeneracji, w którym praca najemna jest kluczowym instrumentem reprodukcji hierarchii społecznej, opresji i podporządkowania. Trump, Erdoğan, Putin, Orbán i wszyscy inni mizoginistyczni macho u władzy będą tego systemu grabarzami, bo swymi decyzjami przyspieszają nadejście jego terminalnego kryzysu.
    Czy zdołamy uratować się przed katastrofą? Nie wie nikt. Wiadomo natomiast, że odpowiedź zależy od politycznej świadomości i innowacyjności kobiet oraz ich gotowości do przejęcia odpowiedzialności za świat.
  • Patriarchat robi dokładnie to – rozdziela wszystko na męskie i kobiece, panie na prawo, panowie na lewo, pani nauczycielka i pan inżynier, pan zarabia, a pani sprząta, bo tak nakazuje Naturalny Porządek Rzeczy. Nie będę nawet zdzierać sobie lakieru do paznokci, stukając w klawiaturę, żeby z tym dyskutować. Żal mi lakieru i szkoda mi czasu.
  • Przemoc męska jest starannie wykoncypowaną strategią długofalowego wykańczania przeciwnika. Towarzyszący jej racjonalizm służy późniejszemu legitymizowaniu i usprawiedliwianiu okrucieństwa, nie ma w sobie nic z organiczności ani działania spontaniczno-intuicyjnego. Przemoc patriarchatu widzę jako zinstrumentalizowane narzędzie, w którym dużą rolę gra siła fizyczna, ale jeszcze więcej miejsca zajmuje chłodna kalkulacja zysków i strat, wynikająca z analizy stosunków władzy i zasięgu przywilejów.
  • Teraz w XX wieku ustrój patriarchalny był we krwi obu stron zakorzeniony głęboko, potrzebny jak woda, jak powietrze. Chłop lubił czuć silną rękę nad sobą, rozumiał się na tej pańskości i kochał się w niej.
  • Wierzę w to, co piszę, a piszę dla otrzeźwienia nie tylko własnego, tylko całego oblepionego patriarchatem narodu, patriarchatem zabejcowanym na grubo przez spleciony w obleśnym, cuchnącym, zwietrzałym winem mszalnym i brudnymi banknotami uścisku kapitalizmu i katolickiego Kościoła. I dziwi mnie bardzo to, że właśnie za to podejście, w którym wykazuję się względnie dojrzałym obywatelsko stosunkiem do pracy, nie jestem doceniana, tylko karana – odebraniem mi prawa do pracy.
  • Znam takiego [mężczyznę], co przeszedł na stronę światła, jak stracił w rozwodzie prawo do dzieci, a zyskał obowiązek płacenia alimentów. Zobaczył w tym (słusznie) rękę patriarchatu, co kobietom przypisuje umiejętność opiekowania się dziećmi, a mężczyznom obowiązek zarabiania. Mój znajomy wie, że u źródeł jego feminizmu nie leży „babski problem”, tylko jego własny i innych panów zrobionych w trąbę przez sądy rodzinne.
    • Autorka: Agnieszka Graff
    • Źródło: Równość tak, ale bez „bab”, „Wysokie Obcasy”, 5 marca 2011, nr 9 (612).