W poszukiwaniu straconego czasu

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Rękopis powieści

W poszukiwaniu straconego czasu (fr. À la recherche du temps perdu) – cykl powieściowy autorstwa Marcela Prousta; tłumaczenie – Tadeusz Boy-Żeleński (pierwsze pięć tomów).

Ten artykuł ma chronologiczny układ cytatów.

Tom I – W stronę Swanna[edytuj]

(wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2000)

  • Dużo lat upłynęło od tego dnia. Schody i ściana, na której ujrzałem odblask świecy ojca, nie istnieją już od dawna. We mnie też zniszczało wiele rzeczy, o których myślałem, ze powinny trwać wiecznie, i nowe wyrosły, dając początek nowym troskom i radościom, których wówczas nie byłbym mógł przewidzieć, tak samo jak dawne stały mi się trudne do zrozumienia. Od dawna już ojciec nie może powiedzieć mamie: „Idź do tego malca.” Możliwość takich godzin już się nie odrodzi dla mnie nigdy. Ale od niedawna zaczynam bardzo dobrze słyszeć, kiedy nadstawię ucha, łaknienie, które zdołałem wstrzymać w obecności ojca i które wybuchło dopiero wówczas, kiedy zostałem sam z matką. W rzeczywistości łaknienie to nie ustało nigdy; i jedynie dlatego, że życie milczy teraz bardziej dokoła mnie, słyszę je na nowo, niby owe dzwony klasztorne, w ciągu dnia tak stłumione hałasami miasta, iż zdawałoby się, że zamarły, ale które zaczynają znów dzwonić w ciszy wieczornej.
  • (…) kiedy pewnego, zimowego dnia, skoro wróciłem do domu, matka widząc, że jest mi zimno, namówiła mnie, abym się napił wbrew zwyczajowi trochę herbaty. (…) Posłała po owe kruche i pulchne ciasteczka zwane magdalenkami, które wyglądają jak odlane w prążkowanej skorupie muszli. I niebawem, przytłoczony ponurym dniem i widokami smutnego jutra, machinalnie poniosłem do ust łyżeczkę herbaty, w której rozmoczyłem kawałek magdalenki. Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że dzieje się we mnie coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz, odosobniona, nieumotywowana. Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jego błahe, krótkość złudna; działała w ten sam sposób, w jaki działa miłość, wypełniając mnie kosztowną esencją: lub raczej ta esencja nie była we mnie, była mną. (…) Skąd mogła mi płynąć ta potężna radość? Czułem, że jest złączona ze smakiem herbaty i ciasta, ale że go przekracza nieskończenie, że nie musi być tej samej natury.
    • Źródło: s. 61
  • Przychodzi w życiu godzina – jesteś jeszcze od niej bardzo daleko – kiedy znużone oczy znoszą już tylko jedno światło, to, które piękna noc, jak dzisiejsza, tworzy i sączy wraz z mrokiem; kiedy uszy nie mogą już słuchać innej muzyki prócz tej, którą gra blask księżyca na flecie milczenia. Gdzieś w połowie niewiadomego drzewa niewidzialny ptak siląc się skrócić dzień zgłębiał przeciągłą nutą otaczającą samotność; ale otrzymywał od niej odpowiedz tak jednomyślną, odzew tak nabrzmiały ciszą i bezruchem, iż można by rzec, że zatrzymał na zawsze chwilę, której bieg chciał przyśpieszyć.
    • Źródło: s. 123, 133
  • (…) zastępcze wyładowanie skłębionych myśli, które mnie ożywiały i które nie osiągnęły ukojenia świadomości, przełożywszy lubość łatwiejszych bezpośrednich odprężeń nad wolną introspekcje. Większość rzekomych wykładów tego cośmy odczuli, uwalnia nas jedynie od naszych uczuć wydobywając je z nas w mętnym kształcie, który niczego nam nie uświadamia.
    Trzy czwarte wysiłków i kłamstw z próżności, wyprodukowanych od czasu jak świat istnieje popełnia się na intencje niższych od siebie.
    • Źródło: s. 148, 182
  • Ale kiedy znika wiara, zostaje po niej – i coraz to żywsze, aby zamaskować utratę dawnej naszej mocy dawania realności nowym rzeczom – fetyszystyczne przywiązanie do rzeczy dawnych, które ożywiała nasza wiara; tak jakby to w niej, a nie w nas mieszkała boskość, boskość jak gdyby nasze obecne niedowiarstwo miało zewnętrzną przyczynę – śmierć Bogów.
    Miejsca, któreśmy znali, należą nie tylko do świata przestrzeni, w który wstawiamy je dla większej wygody. Były one jedynie cienką warstwą pośród ciągłości wrażeń tworzących nasze ówczesne życie; wspomnienie jakiegoś obrazu jest jedynie żalem za pewna chwilą; i domy, drogi, aleje są ulotne jak lata.
    • Źródło: s. 397, 399

Tom II – W cieniu zakwitających dziewcząt[edytuj]

  • (…) to znów marzą o kojącej nicości, kiedy, przeciwnie, świadomość ich ogarnie błędy, które inaczej przyszłoby im odpokutować po śmierci; (…) i powiedzcie, czy we wspólnym życiu, jakie wiodą idee w łonie naszego ducha, istnieje bodaj jedna z tych, co nam dają najwięcej szczęścia, która by nie pasożytowała z początku na obcej i sąsiedniej myśli, czerpiąc z niej najlepsze cząstki brakującej siły?
    • Źródło: s. 52, 53
  • (…) może to przerażenie jest tylko najbardziej pokorną, tajemną, organiczną, prawie nieświadoma formą owego wielkiego, rozpaczliwego protestu, jaki przeciwstawiają rzeczy stanowiące najlepsza cząstkę naszego obecnego życia temu, abyśmy się godzili w myśli na formułę przyszłości, w której ich nie ma.
    • Źródło: s. 229
  • Ale właściwością głupiego wieku, jaki przechodziłem – wieku bynajmniej nie niewdzięcznego, raczej bardzo płodnego – jest to, że się wówczas człowiek w niczym nie radzi inteligencji i że najbłahsze cechy danych istot zdają się niepodzielnie kojarzyć z ich osobowością. Otoczony samymi potworami i bogami, człowiek nie zna wówczas spokoju. Nie ma bodaj ani jednego gestu z owej doby, którego byśmy później nie chcieli unicestwić. Ale powinni byśmy raczej żałować, że już nie posiadamy bezpośredniości, która kazała nam spełniać te gesty. Później widzimy raczej praktycznej, w zupełnej zgodzie z resztą społeczeństwa; ale młodość to jedyny czas, kiedy się człowiek czegoś nauczył.
    • Źródło: s. 339, 340
  • Bo jak nie żądza sławy, ale nawyk pracy pozwala nam wydać dzieło, tak samo nie radość obecnej chwili, ale roztropne refleksje czerpane z przeszłości pomagają nam ubezpieczyć przyszłość.
    Może nie ma aktu bardziej nam narzuconego niż ten, który, mocą wzbierającej siły zdławionej w czasie działania, każe, gdy raz myśl nasza znajdzie się w spoczynku, wypływać wspomnieniu zniwelowanemu z innych przez ucisk roztargnienia i zrywać się, że bez naszej wiedzy zawierało ono jakiś szczególny urok spostrzeżony aż po dwudziestu czterech godzinach. I może nie ma też aktu równie swobodnego, bo jest on jeszcze wyzuty z przyzwyczajenia, z tej jakby manii umysłowej, która w miłości sprzyja wyłącznemu odnawianiu obrazu pewnej osoby.
    • Źródło: s. 362, 369
  • Podobieństwo to wynika z trwałości naszej natury, ona to, bowiem wybiera owe kobiety, wyłączając wszystkie te, które nie byłyby dla nas równocześnie kontrastowe i dopełniające, czyli zdolne zadowolić nasze zmysły i udręczyć nasze serce. Te kobiety są produktem naszego temperamentu, obrazem, odwróconą projekcją, „negatywem” naszej wrażliwości.
    Tak szybko przychodzi chwila, gdy już nie mamy czego oczekiwać, gdy ciało stężałe w martwocie niewróżącej już niespodzianek, gdy się traci wszelką nadzieje widząc – niby na drzewach w pełni lata martwe już liście (…) dochodzi się do tego, iż kocha się tylko bardzo młode dziewczęta, te, u których ciało, niby szacowne ciasto, rośnie jeszcze. Są one jedynie falą materii, ciągłą, wciąż ugniataną władnącym nimi przemijającym wrażeniem.
    Tak bardzo ci, co robią mniej, a mogliby nie robić nic, czują potrzebę zrobienia czegoś.
    • Źródło: s. 435, 446, 478

Tom III – Strona Guermantes[edytuj]

  • (…) nasi najokrutniejsi wrogowie, to nie ci, co nam przeczą i starają się nas przekonać, ale ci, co powiększają lub wymyślają nowiny zdolne nas zasmucić, strzegąc się dać im pozór usprawiedliwienia, które by zmniejszyło naszą zgryzotę i wzbudziłoby może w nas nieco szacunku dla obozu, który oni silą się nam pokazać, ku naszej tym większej udręce, jako okrutny i triumfujący zarazem.
    • Źródło: s. 19–20
  • Czujemy w jednym świecie, a myślimy i nazywamy w drugim; możemy ustalić między nimi zgodność, ale nie możemy zapełnić dzielącej ich przestrzeni. (…) I ta sama różnica, jaka istnieje między jakąś osobą lub silnie indywidualnym dziełem a pojęciem piękności, istnieje w nie mniejszym stopniu między zbudzonymi przez nie uczuciami a pojęciem miłości i podziwu. Toteż nie poznaje się ich.
    • Źródło: s. 45

Tom IV – Sodoma i Gomora[edytuj]

(wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2000)

  • Nie przypominamy sobie wspomnień z ostatnich trzydziestu lat, ale cali jesteśmy w nich zanurzeni: czemu zatem ograniczać się do tych trzydziestu lat, czemu nie przedłużyć tego dawniejszego życia poza urodzenie? Z chwilą gdy nie znam całej partii wspomnień będących za mną, z chwilą gdy są dla mnie niewidzialne, gdy nie mam zdolności przywoływania ich do siebie, kto mi powie, czy w owej nieznanej mi „masie” nie ma takich, które by sięgały o wiele poza moje ludzkie życie? Jeżeli mogę mieć w sobie i dookoła siebie tyle wspomnień, których sobie nie przypominam, zapomnienie to (przynajmniej zapomnienie faktyczne, skoro nie mam zdolności widzenia czegokolwiek) może się odnosić do życia, które przeżył w ciele innego człowieka, nawet na innej planecie. Jednakże zapomnienie wymazuje wszystko, ale wówczas cóż znaczy nieśmiertelność duszy, o której rzeczywiście upewnia norweski filozof? Istota, którą będę po śmierci, tak samo nie ma racji przypominać sobie o człowieku, którym jestem z urodzenia, jak ten nie przypomina sobie, że byłem przed nim.
    • Źródło: s. 368

Tom V – Uwięziona[edytuj]

  • (…) zarówno homoseksualizm młodzieńców Platona, jak pasterzy Wirgiliusza – zanikł, przetrwał zaś i mnoży się jedynie homoseksualizm wrodzony, organiczny, ten, co się kryje przed innymi i maskuje przed samym sobą. I pan de Charlus byłby w błędzie nie chcąc się szczerze odrzec genealogii pogańskiej. W zamian za trochę plastycznego piękna, ileż wyższości duchowej! Pasterz Teoretyka, wzdychający do młodego chłopca, stanie się późnej równie brutalny i tępy jak inny pasterz, którego fletnia rozbrzmiewa dla Amarylis. Bo pierwszy z nich nie jest dotknięty chorobą, jest tylko posłuszny obyczajom epoki. Jedynie homoseksualizm wstydliwy, zohydzony, jest prawdziwy, jedyny, który jest zdolny wydać u tegoż osobnika wysublimowanie duchowe. Drżeniem przejmuje związek spraw fizycznych ze sprawami ducha; myśl, że drobne przemieszczenie czysto fizycznych skłonności, lekka skaza pewnego zmysłu sprawia, iż wszechświat poezji i muzyki, zamknięty dla księcia Guermantes, otwiera się dla pana de Charlus. Nie dziwi nas smak pana de Charlus w urządzaniu mieszkania ani to, że jak kobieta lubuje się w cackach; ale ta wąska szczelina otwierająca się na Beethovena i na Veronese’a!
  • (…) człowiek wyobraża sobie przyszłość jako refleks teraźniejszości rzutowanej w pustą przestrzeń, gdy ona jest wynikiem – często bardzo bliskim – przyczyn przeważnie dla nas nieuchwytnych.
  • Marzenia są nieziszczalne, wiemy o tym; nie snulibyśmy ich może, gdyby nie pożądanie, a dobrze jest snuć je po to, aby oglądać ich ruinę i aby ta ruina była nam nauką.

Tom VI – Nie ma Albertyny[edytuj]

  • Od chwili kiedy się budziłem i podejmowałem mój smutek w miejscu, gdziem go zostawił przed zaśnięciem, niby książkę zamkniętą na chwilę, ale odtąd mającą mi towarzyszyć aż do wieczora, wszystkie moje wrażenia, zewnętrzne, zawsze się dostrajały do jakiejś myśli (…).
  • Przyjął się zwyczaj nieprzypominania go nawet przy wyrażeniach, których często używał, przy prezentach, które od niego pochodziły, i właśnie istota mająca obowiązek odmłodzić – jeżeli nie uwiecznić – pamięć o nim przyspieszała o doprowadzała do końca dzieło śmierci i zapomnienia.

Tom VII – Czas odnaleziony[edytuj]

  • (…) życie bowiem zawodzi nas tak dalece, że zaczynamy w końcu wierzyć, iż literatura nie ma z nim żadnego związku, ogarnia więc nas osłupienie, jeśli widzimy, jak cenne myśli ukazane w książkach rozprzestrzeniają się, nie lękając się zagłady, spontanicznie, naturalnie, wśród pełni życia codziennego (…).