Symcha Ratajzer-Rotem

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów

Symcha Ratajzer-Rotem (pseud. Kazik; 1924–2018) – żydowski działacz ruchu oporu w czasie II wojny światowej, główny łącznik Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) po aryjskiej stronie Warszawy.

  • Co robiłem? Biegałem od rana do wieczora jak zatruta mysz. Przypominałem sobie wszystkich, których znałem, próbowałem ich szukać, spotykać się, do jakiegoś stopnia biorąc pod uwagę czyhające niebezpieczeństwo. I robiłem rzeczy szalone. Tak jak wtedy, kiedy zwerbowałem policjanta granatowego. (…) W końcu znaleźliśmy kanalarzy przez króla szmalcowników na ulicy Prostej. (…) I nagle król postanowił, że ja jestem Żydem. Więc my mówimy, że jesteśmy z AK i idziemy wyciągnąć grupę Polaków, która pomagała Żydom, a w czasie powstania utknęła w getcie, i tak dalej. No, jakoś wyszedłem z tego, obiecałem udowodnić swoją „aryjskość” po powrocie. Poszliśmy. (…) Kanalarze szybko oprzytomnieli. Uświadomili sobie, jak bardzo narażają swoje życie i w końcu powiedzieli, że rezygnują i wracają. (…) Oni dostali z góry swoją zapłatę. A poza tym, ja im powiedziałem, że zapisują swoje nazwiska na kartach historii Polski, że dokonują bohaterskiego czynu, i tak dalej. Przemawiałem do patriotycznego sumienia Polaków.
  • Powstanie w getcie było pierwszym aktem oporu zbrojnego w okupowanej przez Niemców Europie i końcowym rozdziałem tragedii Żydów. W kwietniu 1943 roku w getcie warszawskim było już niewiele ponad 50 tys. osób. Wiedzieliśmy, że koniec będzie ten sam dla wszystkich (...). Chcieliśmy wybrać rodzaj śmierci – to wszystko. Ale do dziś dręczy mnie myśl, czy wolno nam było zadecydować o wybuchu powstania i tym samym o skróceniu życia wielu ludzi o dzień, tydzień czy dwa tygodnie. Nikt nas do tego nie upoważnił. Z tymi wątpliwościami muszę żyć
  • W swojej naiwności myślałem, że natychmiast znajdą się wszystkie możliwe środki i sposoby. Ale bardzo szybko okazało się, że tu, po aryjskiej stronie, nikt na nas nie czeka i że jeżeli chcemy kogoś ocalić, musimy tego dokonać własnymi siłami. Było to dla mnie szokujące odkrycie. (…) Przez okno widziałem palące się getto. (…) Przerażająca i bolesna była świadomość, że możemy liczyć tylko na siebie.
  • Wraca do mnie wspomnienie, gdy kanałami przedostałem się powtórnie do getta, by wyprowadzić oddziały ŻOB-owców i nikogo nie znalazłem. Wyobraziłem sobie, że jestem ostatnim Żydem w getcie. Jednak kilka godzin później stał się cud, otoczyła mnie grupa kolegów z walki. Dzisiaj cud się nie wydarzy. Jestem jednym z trojga żyjących powstańców. Nie ma już pośród nas naszego strażnika pamięci Marka Edelmana, który przez ponad 60 lat stał co roku na tym miejscu. Ludzie odchodzą. Taka jest kolej rzeczy, ale ważne, żeby pozostała pamięć.