C.K. Dezerterzy (film)

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Marek Kondrat,
odtwórca roli Jana Kaniowskiego
Zbigniew Zapasiewicz,
odtwórca roli kapitana Wagnera

C.K. Dezerterzypolsko-węgierski film z 1985 roku w reżyserii Janusza Majewskiego. Autorami scenariusza na podstawie powieści Kazimierza SejdyJanusz Majewski i Pavel Hajný.

Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!

Wypowiedzi postaci[edytuj]

Jan „Kania” Kaniowski[edytuj]

  • Bardzo ładnie. To ma się świecić jak psu jajca.
  • Cześć, cesarsko-królewskie obsrajnogi!
    • Opis: do towarzyszy po wizycie generała na inspekcji.
  • Kocham cię przed, w trakcie i po. W trakcie najbardziej.
    • Opis: do Mitzi odpowiadając na jej zarzut, że już jej nie kocha.
    • Zobacz też: miłość, seks
  • Powiedział to, co wszyscy wiemy. Jesteś marną, niemiecką gnidą!
    • Opis: do kaprala Ulmbacha.
  • Melduję posłusznie, panie kapitanie, takie dostałem polecenie. Pan oberleutnant słusznie zauważył, że zawsze podczas inspekcji wywołuje się z szeregu największego bałwana, więc lepiej żeby nauczył się czegoś na pamięć, niż ma mówić od siebie. Faktycznie, tak to już jest, że najszybciej na siebie zwraca uwagę idiota.

Kapitan Wagner[edytuj]

  • Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie.
  • Pan się nie kwalifikuje nawet do sądu dla ludożerców, buszmenie. W moich oczach jest pan nędznym gadem, omyłkowo tylko nazywanym człowiekiem, panie oberleutnant von Nogay. Niech pan stąd wyjdzie, bo ja nie mogę na pana patrzyć, bydlaku.
    • Opis: do von Nogaya.
  • To są pytania, na które nie oczekuję odpowiedzi, te odpowiedzi znam, a nawet gdybym ich nie znał, to i tak by mnie nie interesowały, jak zresztą i pytania. Znam wszystkie możliwe pytania i wszystkie odpowiedzi; i jeśli mimo to je zadaję, to dlatego, że jest to, niestety, mój obowiązek. Zrozumieliście? Co do wspomnianego mojego obowiązku to chcę jeszcze dodać, że mój stosunek do tegoż obowiązku jest moją osobistą i całkowicie prywatną sprawą, co zwalnia mnie od wszelkich dalszych komentarzy, przypisów, suplementów i gloss. Zrozumieliście?

Inne postacie[edytuj]

  • Co to za bydlę?!
    • Postać: generał
    • Opis: na widok papugi nauczonej drwić z cesarstwa.
  • Nie wiem.
    • Ich weiss nicht. (niem.)
    • Postać: Chudej
    • Opis: często powtarzane słowa.
  • Cesarz idiota. Generał idiota.
    • Kaiser Idiot. General Idiot. (niem.)
    • Postać: papuga von Nogaya
    • Opis: powtarzając wyuczone przez Baldiniego nieprawomyślne słowa.
  • Nie zdziwię się, jeśli dziś będzie twierdził, że napadła go załoga angielskiej łodzi podwodnej, która jakimś cudem ominęła blokady na Morzu Czarnym, wpłynęła do Dunaju, jakimś dopływem dostała się do nas, potem rurami kanalizacyjnymi podjechała do sracza i zakotwiczyła w oczekiwaniu pana oberleutnanta.
    • Postać: lekarz
  • Oni hymn znają, ale nie umieją.
    • Postać: szef kompanii
    • Zobacz też: hymn
  • Trzeba było mnie zabrać ze sobą! A nie zostawiać w szatni! Ja nie jestem parasol!
    • Postać: Maurycy Haber
    • Opis: gdy po podglądaniu kobiet na basenie wpadł do szatni i zniszczył kapelusz.

Dialogi[edytuj]

Haber: Bo widzisz, życie jest jak wielki żelazny most.
Kania: Dlaczego?
Haber: Nie wiem…
  • Opis: uciekając z pociągu po „leczeniu” konia feldmarszałka.

Kapitan Wagner: Widzę, że jest pan z gatunku tych oficerów zawodowych, którzy nigdy nie pozbywają się bezkrytycznego zapału do pracy, panie oberleutnant.
Von Nogay: Pozwolę sobie zameldować panu kapitanowi, że kompania jest straszliwie rozpuszczona!
Kapitan Wagner: Ja wiem o tym.
Von Nogay: Uważam, że taki stan rzeczy jest wbrew regulaminowi!
Kapitan Wagner: Bardzo dobrze pan uważa. Chciałbym tylko, żeby pan wiedział, że nie widzę możliwości urobienia ich do konsystencji przewidywanej przez regulaminy.
Von Nogay: Jak to?
Kapitan Wagner: W tej kompanii znajdują się ludzie, którzy są najsprytniejszymi na tej szerokości geograficznej łazikami -- i nie przerobi ich żadna propaganda ani szykany.
Von Nogay: Ależ...
Kapitan Wagner: Ja wiem, że ma posiada pan dane na pogromcę, sadysta patrzy panu z oczu. Cokolwiek pan będzie czynić środkami regulaminowymi, będę tolerował. Natomiast na żadne brutalizowanie i pastwienie się nie pozwolę i przeciwstawię się temu z całą stanowczością.
Von Nogay: Panie kapitanie!
Kapitan Wagner: Posiada pan dostateczne walory na to, aby doprowadzać ludzi do samobójstw i innych desperackich kroków, a ja właśnie kategorycznie sobie tego nie życzę. Chciałbym, żeby pan wiedział, że chcę mieć za wszelką cenę do końca tej wojny spokój i powrócić do normalnego życia bez burzliwych przejść. [siada za biurkiem] Teraz chodzi o to, żeby pan się zastanowił nad tym, co panu powiedziałem. Jedno z dwojga: albo obaj będziemy mieli spokój, albo się rozstaniemy. Bez żalu z mojej strony. Pańscy poprzednicy, którzy próbowali mi szkodzić poufnymi meldunkami, skończyli smutno… - i kości ich bieleją na wszystkich frontach tej wojny. Mam wuja generała, który współpracuje z naczelnym wodzem i nigdy nie odmawia mi takich rzeczy, jeżeli go o to poproszę. Czy pan dokładnie zrozumiał, to co mówiłem?
Von Nogay: Dla mnie miarodajny jest regulamin! I mój obowiązek wobec ojczyzny, panie kapitanie!
Kapitan Wagner: Barbarzyństwo, jakim się pan wykazał, jest biegunowo odległe od regulaminu. Doprowadził pan kompanię do upodlenia. Wie pan, że nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie.
Von Nogay: Panie kapitanie!
Kapitan Wagner: Radzę panu nie podnosić głosu, panie Oberleutnant.
Von Nogay: Oficerski sąd honorowy przekona pana kapitana, że to wszystko, co pan przed chwilą powiedział, jest wystarczające do żądania przeze mnie satysfakcji!
Kapitan Wagner: Pan się nie kwalifikuje nawet do sądu dla ludożerców... buszmenie. W moich oczach jest pan nędznym gadem, omyłkowo tylko nazywanym człowiekiem, panie... oberleutnant von Nogay. Niech pan stąd wyjdzie, bo ja nie mogę na pana patrzeć, bydlaku.
Von Nogay: Panie Wagner!!!
Kapitan Wagner: Precz!

Psychiatra: Co to jest?
Von Nogay: Kura.
Psychiatra: Na pewno kura?
Von Nogay: Na pewno.
Psychiatra: A może pan się myli, może to nie jest kura, dajmy na to pies?
Von Nogay: To nie jest pies, to jest kura.
Psychiatra: Niech się pan dobrze przypatrzy. Twierdzi pan kategorycznie, że to nic innego jak tylko stworzenie nazywane kurą?
Von Nogay: Twierdzę kategorycznie, że to jest osioł! Znaczy, kura.
Psychiatra: Powiedział pan „osioł”?
Von Nogay: Przejęzyczyłem się. To jest kura.
Psychiatra: Niech pan się naprawdę dobrze zastanowi. Być może ta kura... przypomina panu osła?
Von Nogay: TA KURA NIE PRZYPOMINA OSŁA!

Szef kompanii: Co tu się dzieje?
Kania: Panie szefie, melduję, że Slavik dostał sraczki, mówiłem Haberowi, żeby go zastąpił, a ta świnia nie chce.
Szef kompanii: Nie chce? Koledze nie chce pomóc? Haber, leserze jeden, natychmiast na patrol!
Kania: Tak jest, panie szefie!
Szef kompanii: No!

Sierżant: Zamknijcie się, do jasnej cholery!
[ogólna wrzawa]
Sierżant: Cisza! [Kania gwiżdże, uciszając obecnych] Nie gadajcie wszyscy na raz! Ty przy drzwiach, leć po sanitariusza. A ty, Haber, mów, co się stało.
Haber: Uczyliśmy się śpiewać hymnu, kiedy nagle pan kapral Ulmbach wyjął nóż i zadał Benedekowi dziwne pytanie: „Po co wy, Benedek" – mówi – „nosicie te głupawe węgierskie wąsy? Chodźcie tu, do mnie, to ja was ogolę”. Myśmy myśleli, że on żartuje. Ale pan kapral Ulmbach krzyknął, że on nas wszystkich ogoli. A pana sierżanta, za przeproszeniem, to zarżnie jak świnię.
Żołnierze: Tak! / Dokładnie! / Zgadza się! / Oczywiście!
Haber: A kiedy zawołał: „Na końcu... wykastruję najjaśniejszemu panu!”, to gefreiter Kania powiedział mu: „Pan bredzi od rzeczy. Niech pan nie robi zgorszenia”. I wtedy pan kapral Ulmbach rzucił się z nożem na... na... na pana Kanię, ale Benedek go zasłonił i pan kapral Ulmbach zajechał go nożem w twarz. Wydaje się, że pan kapral Ulmbach [gwiżdże i wykonuje gest palcem obok głowy] zwariował.
Ulmbach: [wyrywa się na chwilę krępującym go żołnierzom] Bydlaki! To nie ja zwariowałem! [zostaje z powrotem obezwładniony]
Sierżant: Związać go. I zamknąć w oddzielnej celi. Jutro go odeślemy. Do czubków. Na obserwację.
Kania: Tak jest! Panie szefie...

Von Nogay: O co zostaliście oskarżeni?
Kania: Melduję posłusznie, że zostałem oskarżony o agitację w latrynie!
Von Nogay: A więc jednak.
Kania: Ale ja nie agitowałem. Spytałem pana sierżanta, czy wie, dlaczego oficerowie piją czarną kawę.
Von Nogay: No i?
Kania: No nie wiedział, więc mu powiedziałem: „Żeby gówno glanc miało!”
Von Nogay: Was???!!!
Kania: A ten kolega, prawdę mówiąc kretyn, pyta: „Po cóż ten glanc?”. Więc mu mówię: „Dla odróżnienia. Bo nasze gówno musi stać na baczność przed oficerskim!”

Mitzi: O czym myślisz?
Kania: O niczym. Jestem bezmyślnym jełopem, który myśli o niczym.

Kania: Ta jaka owłosiona…
Haber: Takie najlepsze!
Kania: Chyba do zamiatania…

O filmie[edytuj]

  • (…) Markowi Kondratowi udało się uszlachetnić postać bohatera „haszkowską” lekkością. Jego szeregowiec Kaniowski, słodki cwaniak, urodzony kawalarz był figurą farsową, ale miał rys kogoś, kto demaskuje absurd wojny.
    • Autor: Krzysztof Demidowicz, „Film” nr 5, 1997
    • Zobacz też: Marek Kondrat

Zobacz też[edytuj]